10. Nie, stop.

111 21 2
                                    

Słysząc chrząknięcie, które mogło należeć tylko do jednej osoby, natychmiast poderwałam się na równe nogi. Zresztą nie tylko ja. Oprócz mnie nie spali już Nathan, Jack i Sebastian.

- Skurwysyńskie glizdy, wynocha z mojego domu! - wykrzyczał to tak, jak w tym momencie, gdy Shrek krzyczy ,,TO MOJE BAGNO!". Nieważne. Naprawdę, nieważne.

Nathaniel podszedł do człowieka, zwanego moim ojcem i złapał go za przód koszulki, wyraźnie na niego wściekły. Jeszcze nigdy nie widziałam, żeby mój brat tak bardzo chciał komuś przypierdolić.

- Skoro tak bardzo chcesz, za parę dni razem z Samanthą wyprowadzamy się. Ciekawe, za czyje pieniądze będziesz żyć, cwaniaczku. - Byłam pewna, że braciszek zaraz zamieni się w żmiję i, pełzając, będzie syczeć coś na podobę ,,ssssssswaniaczku".

Zaraz, to chyba nieodpowiednia chwila na takie skojarzenia.

Sorka, nie mogę się powstrzymać.

Widziałam, jak Sebastian obczaja mojego ojca od góry do dołu. Ten chyba też go zauważył, bo jego źrenice się zmniejszyły (albo tęczówki powiększyły, nie wiem) i opuścił pięść, którą zamierzał wymierzyć w mojego brata.

- Ty... Pamiętam cię. - Wyrwał się z uścisku Natha i chwiejnym krokiem podszedł do mojego Sebastiana. Przepraszam, PANA Sebastiana.

- Taaa? - Sebek uśmiechnął się szyderczo. - Wydaje mi się, że ja też pana pamiętam, panie White.

Chwilę zabijali się wzrokiem, ale nie wytrzymali zbyt długo. W tym momencie mój wychowawca uderzył mojego ojca w brzuch. Nie wierzyłam w to, co widzę. Nathan złapał go za tył kurtki i wyciągnął siłą za drzwi, zakluczając je za nim. Stałam wciąż w tym samym miejscu, z otwartymi ustami, nie mogąc się poruszyć.

Nawet nie zauważyłam, jak Sebastian wyszedł z domu.





Nadeszła pora na poniedziałkową geografię z ulubionym nauczycielem zdecydowanej większości dziewczyn w naszej szkole. Wszystkie, bez wyjątku (no może oprócz Eve, której zresztą dzisiaj nie było) zaczęły się czesać i poprawiać makijaż przed wejściem do klasy, a ja tylko prychnęłam na nie, co nie uszło ich uwadze. Weszłam do sali, gdzie siedział już Sebastian. Zobaczyłam go zaraz pierwszy raz od tamtej pamiętnej środy.

- Dzień dobry. - mruknęłam do niego, nie do końca wyspana. On zresztą chyba też, miał dosyć pokaźne cienie pod oczami. Na szczęście to moja ostatnia lekcja.

Gdy wszyscy weszli, nauczyciel wstał, a dziewczyny wstrzymały oddech. Po mojej lewej stronie siedział RIley, a po prawej Jack.

- Dzień dobry, klaso! - Już miał przyklejony uśmiech na twarz. Podziwiam go za to. - Gotowi na waszą ulubioną lekcję?

Wszyscy wznieśli okrzyki i aplauzy, a ja tylko zamknęłam oczy. Cholernie bolała mnie głowa, a ten debil jeszcze wywołuje fale wiwatów na swoją cześć. Co za tupet. Spojrzałam na niego akurat w tym samym momencie, w którym on zatrzymał wzrok na mnie. Poruszył kącikami ust w górę, jakby to miało być jakieś słowo otuchy, czy coś.

- Może Samantha przyjdzie do odpowiedzi? - zapytał wesoło, spoglądając na mnie. Zamorduję go, przysięgam, zamorduję...

- A może źle się czuję? - spytałam retorycznie pyskatym tonem. Wszystko mnie denerwowało, bez wyjątku. Tu już nawet nie chodziło o mamę. Po prostu jestem przed okresem i tyle, no, nie ma co się rozdrabniać.

- A może w tym momencie zarobiłaś sobie godzinę kozy? - Błysnął w moją stronę troszkę wrednym uśmieszkiem, szczerząc się jak idiota. Czyli jak zwykle.

- Świetnie. - odpowiedziałam mu, po czym położyłam się na ławce.

Chyba zasnęłam.

Ocknęłam się, gdy klasa była pusta, a Sebastian kucał obok mnie.

- Ładnie tak spać? - szepnął, a mną coś drgnęło. Otworzyłam szerzej oczy i zaczęłam patrzeć na jego twarz. - Masz szczęście, że pozwoliłem przespać ci twoją kozę, mała. - Pogłaskał mnie po głowie jakbym była psem, a w tym samym momencie zadzwonił dzwonek na przerwę. Zerwałam się z krzesła jak oparzona, podeszłam do drzwi i już miałam je otworzyć, ale... były zakluczone.

Spojrzałam na niego nie do końca rozumiejąc, po co to zrobił. A on powoli do mnie podszedł i odgarnął mi kosmyk włosów za ucho.

- Słodko wyglądałaś, gdy spałaś. - rzekł jak gdyby był rozczulającą się nad swoim trzyletnim dzieckiem matką. Ja troszkę osłupiałam, no przyznam.

- Mogłabym wyjść? - spytałam cicho, zaskoczona jego gestem. On przygryzł wargę.

O cholera, ale on to fajnie robi.

Stop.

- Chciałbym cię zapytać... pamiętasz środę wieczór? - Zmarszczyłam brwi, gdy o to zapytał. Jasne, że pamiętam. Najpierw wszyscy ryczeliśmy, wtedy przyszli Eve, Riley i Jack z alkoholem, wtedy rozłożyliśmy materace na podłodze, wtedy obejrzeliśmy film, wtedy... wtedy co?

- Nie do końca... A jest coś, o czym powinnam wiedzieć? - On westchnął głośno.

- Do jakiego momentu pamiętasz? - spytał poddenerwowany, jakby był posądzany przez pracodawcę (czyt. dyrektora) o rozprowadzanie dziecięcego porno.

- Oglądaliśmy film... a wtedy... nie wiem. Wydaje mi się, że poszliśmy spać. - Zastanowiłam się jeszcze chwilę, po czym pokręciłam głową. - Nic więcej.

On zaśmiał się sztywno, a ja zamarłam.

Co się tam działo?

- Bo wiesz... my... eh. Pocałowałem cię. - Ostatnie dwa słowa wypowiedział, patrząc mi prosto w oczy. Uchyliłam lekko usta w niemym zdziwieniu. Całowałam się ze swoim nauczycielem? Część mnie szalała, bo w sumie był całkiem... a, co ja gadam, to mój nauczyciel. Koniec, kropka.

- Ty nie protestowałaś. Potem się do mnie przytuliłaś i zasnęłaś. Ja... przepraszam, Sam, przepraszam. Wiesz, że obydwoje bylismy pijani. Przepraszam. - Spuścił głowę, przepraszając mnie, a ja wciąż stałam jak ten słup. I tak do końca przerwy.

- Ja... mogłabym wyjść? - spytałam wciąż oniemiała, a ten bez słowa otworzył drzwi klasy. Widziałam, że martwi się tym, co przed chwilą powiedział. W końcu nie powinno nas łączyć nic oprócz relacji uczennica - nauczyciel, a co dopiero libacje alkoholowe i pocałunki, których potem nie pamiętam. Chociaż w sumie...

Chciałabym być wtedy świadoma i pamiętać, jak to jest go całować.

Nie, stop.

Sok pomidorowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz