2. Zostałam oponą

238 26 6
                                    

   Ja na serio jestem normalna. Własnie z tego powodu nie wiem czemu idąc z różowym, futrzastym, czternastocalowym pokrowcem z odstającymi uszami królika ludzie gapili się na mnie jakbym prowadziła conajmniej własną matkę na smyczy. Jakby nie mieli własnego życia. To nie tak, że jestem aspołeczna (a wręcz przeciwnie), ale wolałabym, żeby nikt nie chichotał pod nosem z perfekcyjnie dopasowanych do mojego charakteru przedmiotów. Moja duma poczuła się urażona, ale dzielnie szłam dalej. Spojrzałam w dół, aby upewnić się, że wszystkie guziki mojej czarno-białej koszuli w kratę są dopięte, i czy aby na pewno tym ludziom chodzi o mój futerał, a nie o cycki na wierzchu. I tak jakoś się stało, że wpadłam na homo sapiensa płci męskiej. Podniosłam wzrok i ujrzałam lekko zdziwione, niebieskie oczy z sześć lub osiem, ewentualnie piętnaście lat starszego ode mnie faceta. Odsunął się lekko, po czym spojrzał na mój pokrowiec i... ZACZĄŁ SIĘ ŚMIAĆ. ZACZĄŁ SIĘ PERFIDNIE ŚMIAĆ.

- No i na cholerę drzesz ryja? - powiedziałam dość głośno, aby usłyszał to przy swoim psychopatycznym śmiechu, prawdopodobnie słyszalnym w promieniu nie-wiadomo-ilu kilometrów. W Japonii pewnie teraz myślą, że tsunami idzie.

- Ja.. wybacz.. ja.. - Facet się popłakał. Autentycznie, łzy leciały po jego policzkach. Miałam ochotę kopnąć go w kroczę, ale powstrzymałam się. Spojrzałam do trzymanej przez niego siatki z zakupami. Były tam dwa kartony z sokiem pomidorowym. FUJ. Chyba zauważył, jak z obrzydzeniem gapię się na jego zakupy, bo spojrzał na mnie jak na idiotkę.

- Co jest, hobbicie, zakupów nie widziałaś? - Spojrzałam na niego złowrogo. Rzeczywiście, może i mam 155cm wzrostu, ale nikt nie będzie nazywał mnie hobbitem. Zasadziłam facetowi kopa z półobrotu, prosto w jaja. No, przynajmniej myślałam, że tak to wyglądało, szczególnie, że zaraz po tym zobaczyłam, jak facio zwija się z bólu. To znaczy jednak nie z bólu, bo okazało się, że dostał kolejnego napadu śmiechawki widząc mój pokaz baletu. Chyba jednak nie trafiłam go w jaja. Kurwa.

Wróciłam do domu później niż zamierzałam. Okazało się, że z mojego laptopa nie ma już nawet co skrobać. Zła na świat mnie otaczający zapomniałam, że nazajutrz rozpoczęcie roku szkolnego i po prostu padłam na łóżko, zasypiając.

---

   Obudziłam się o 7:30, przeciągnęłam, ziewnęłam, i wtedy właśnie dowiedziałam się, która godzina, patrząc na komórkę. Pomyślałam sobie, że dzisiaj pośpię conajmniej do dwunastej. Oo, tak, nie ma to jak wakacje.

Zaraz zaraz.

Otworzyłam szeroko oczy, wyskoczyłam z łóżka i popędziłam do szafy, o mało co nie przewracając się o stos dziwnych rzeczy leżących tam, gdzie ich miejsce - na środku podłogi. Wygrzebałam białą koszulę na ramiączkach, czarną spódniczkę, rajstopy i płaskie, białe balerinki. Pobiegłam do łazienki po czym zawróciłam, aby wziąć również majtki w ślimaczki i biały stanik. Ubierając się porwałam rajstopy, więc musiałam jeszcze pobiec po zapasowe, leżące w szufladzie. 7:40. Całe szczęście Nathaniel mnie podwozi, a samochodem do mojej nowej szkoły jest jakieś 10 minut jazdy. Zjadłam banana, rozczesałam włosy i umyłam zęby. Po tym zrobiłam szybkie kreski eyelinerem. Lubiłam być pomalowana, czułam się wtedy ładniejsza, ale czas naglił. Wrzuciłam do torebki tusz do rzęs, kredkę do brwi i bronzer, aby pomalować się w aucie. 7:50. Postanowiłam znaleźć Nathaniela. Wyjrzałam przez okno i okazało się, że stoi już przy samochodzie, patrząc na swój szpanerski, złoty zegarek. Dupek mnie nie obudził, ale mogłam się tego spodziewać. Zarzuciłam na ramiona beżowy sweterek, po czym wyszłam z domu z telefonem w jednej dłoni, a torebką w drugiej. Nath spojrzał na mnie i wyszczerzył ząbki. Jest niesamowicie przystojny, to mu przyznam, ale za sam charakter często mam ochotę mu przypierdolić.

- Ładny czas, siostrzyczko. Wsiadaj. - powiedział, po czym sam usiadł na miejsce kierowcy. Dojechaliśmy do szkoły, a ja pospiesznie wyszłam z samochodu, już z twarzą w lepszym stanie. Odgarnęłam moje niemal czarne włosy z oczu, aby choć trochę widzieć gdzie właściwie jestem i dokąd idę. Apel odbywał się na zewnątrz. Typowe pieprzenie. Dowiedziałam się tyle, że mam iść do sali numer 26 wraz z moją nową klasą. Ruszyłam więc do środka szkoły.

- Oo, hobbit. - Usłyszałam za sobą, po czym znów sycząc jak ta opona odwróciłam się z miną mordercy (przynajmniej tak miała wyglądać). Kiedyś chyba był taki film o oponie, która zabijała. Ale bym się nadawała.

- Ooo, dupek z wczoraj. - powiedziałam dość głośno. Czyli jednak nie jest tak bardzo starszy ode mnie, to musi być maturzysta.

- Nie wiem czy wypada, aby panienka mówiła tak do swojego nowego wychowawcy. - Wyszczerzył się do mnie, co nawet miło wyglądało, ale ja stanęłam jak osłupiała.

Minęło dziesięć sekund.

Dwadzieścia.

Trzydzieści.

- CO? - spytałam w końcu, przerywając ciszę pomiędzy uśmiechającym się wciąż facetem, a mną.

Sok pomidorowyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz