Rozdział drugi - Zranione oczy

609 37 1
                                    

Harry's POV

Patrzyłem na niego przez chwilę, próbując złapać najlepszy widok. Był dosyć daleko i jeszcze deszcz rozmazywał moją wizję, a to nie pomagało. Za to, doskonale widziałem, że nadal wyglądał wspaniale. Chłopak nie był naprawdę wysoki. Jego postawa nie wyglądała na dużą, raczej na małą, ale wciąż jakoś nie na kruchą.

- Harry, kochanie, zamknij drzwi. Podłoga już zmokła. - powiedziała moja matka, a jej głos wyrwał mnie z moich myśli.

Skinąłem głową z roztargnieniem, zanim zamknąłem drzwi. Odwróciłem się i pobiegłem po schodach do mojego pokoju, gdzie zatrzasnąłem drzwi.

Co się ze mną dzieje?

Ja nawet nie znałem tego chłopca, ani nigdy w życiu nie widziałem jego twarzy. Westchnąłem, rzucając się na łóżko i chowając twarz w poduszkę. Po raz kolejny wysłuchiwałem burzy, powoli oddalając się do krainy snu.

***

Pierwszą rzeczą, jaką zauważyłem, kiedy się obudziłem, to było ciemne niebo. Sięgnąłem po telefon i odblokowałem ekran. Mój wzrok padł na mały zegar w prawym górnym rogu, jęknąłem. Była zaledwie piąta rano, co oznaczało, że jest zbyt wcześnie, aby wstać, ale też za późno, żeby wrócić do snu.

Wstałem i rozciągnąłem swoje ciało przed spacerem do łazienki. Ściągnąłem moje ubrania od spania i wszedłem pod prysznic. Po moim ciele spływała ciepła woda. W mojej głowie ponownie pojawił się obraz chłopca.

Nie wiedziałem, czemu o nim myślałem. Nawet go nie znałem.

Wyszedłem spod prysznica i owinąłem ręcznik wokół tali. Tak jak zazwyczaj, moje spojrzenie padło na mój nadgarstek. Powoli przesunąłem palcem po cienkich bliznach na nadgarstku i przedramieniu. Minęło trochę czasu odkąd ostatnio się pociąłem, więc blizny powoli blakły. Każdy mógł je zobaczyć, jeśli dokładnie by się przyjrzał mojej ręce. To było powodem, dla którego nigdy nie nosiłem koszulek z krótkim rękawem.

Poszedłem do mojego pokoju i ubrałem się w zwykłe ubrania, czarne jeansy i mój stary, szary sweter z kapturem. Spojrzałem w lustro i przygryzłem dolną wargę. Nie lubiłem sposobu, w jaki na siebie patrzyłem. Wcale nie lubiłem. Nigdy nie byłem z siebie zadowolony, jak pamiętam zawsze miałem powody by siebie nienawidzić, ale nie byłem dramatyczny, ani nic z tych rzeczy.

Byłem zastraszany, ponieważ byłem słaby. Słowa jak "pedał" czy "ciota" wypowiedziane do mnie, słyszałem prawie codziennie. Nikt nie chciał spędzać ze mną czasu, stało się tak na przestrzeni lat. Miałem kiedyś najlepszego przyjaciela, nazywał się Liam. Niestety, odszedł, gdy zaczął gimnazjum. Był ostatnią osobą której mogłem zaufać.

Ludzie po prostu załamywali mnie coraz bardziej i nie mogłem już tego dłużej znieść. Odpychałem ich z dala od siebie i wcale tego nie żałowałem. Miałem zbyt wiele wad i nie chciałem, aby ktokolwiek tracił ze mną czas.

Drzwi do mojego pokoju otworzyły się i stanęła w nich moja mama, uśmiechając się do mnie. Nie wiedziała o żadnych moich problemach, po prostu nie chciałem jej martwić.

- Miałam Cię właśnie obudzić. - powiedziała. - Zrobiłam śniadanie, chodź.

***

Louis' POV

Nienawidziłem Cheshire; dobra, inaczej. Nienawidziłem mojej matki, za to, że ponownie wyszła za mąż i przenieśliśmy się z Doncaster do Cheshire. Padało jak cholera już pierwszego dnia, choć słonce świeciło od rana, mój nastrój się nie rozpromienił.

Był ranek, a to oznaczało, że był to mój pierwszy dzień w nowym liceum. W dobrym nastroju były tylko moje siostry i mama. Uśmiechały się jak idiotki, a ja siedziałem przy stole w kuchni, nie znajdując w sobie ani odrobinę radości. Oczywiście oni wszyscy byli podekscytowani zamieszkaniem tutaj, ja niestety nie byłem. Przewróciłem oczami, wstałem i chwyciłem torbę.

- Wychodzę, do zobaczenia później. - powiedziałem, a mama skinęła głową i z uśmiechem złożyła mi pocałunek na policzku.

- Baw się dobrze w szkole, Louis. Do zobaczenia.

Uśmiechnąłem się i wyszedłem z domu do samochodu, pojechałem do szkoły, byłem zaskoczony, gdy dotarłem na miejsce. Szkoła wydawała się zaskakująco duża, podszedłem do schodów. Wszedłem do budynku i spojrzałem na mój rozkład zajęć. Normalnie odebrał bym go teraz w biurze, ale moja mama poszła wcześniej do szkoły po niego, więc nie musiałem się nigdzie śpieszyć. Mój pierwszy dzień, wydawał się być nawet miły.

Mój wzrok wędrował po moich pierwszych lekcjach, gdy jakiś hałas zaczął mnie rozpraszać. Spojrzałem w górę i to, co zobaczyłem nie było powodem do uśmiechu.

Trzech chłopców, którzy wyglądali na mój wiek, pchali czwartego chłopca na szafki, uśmiechając się przy tym diabelsko. Popchnięty chłopiec spojrzał na swoich trzech zbirów, nie mogłem wyczytać wyrazu jego twarzy. Nie było w nim emocji, jakby się tego wszystkiego spodziewał.

Jego loki wsiały nad jego lewym okiem, patrzył jak chłopiec w kruczoczarnych włosach podchodzi do niego bliżej. Usłyszałem co mówił.

- Czy zamierzasz płakać, Styles? Jaki z Ciebie gej.

Roześmiał się i uderzył "Stylesa" w żołądek. Pobity chłopak krzyknął z bólu, gdy w tym samym momencie, rozbrzmiał dźwięk dzwonka na korytarzu. Ciemnowłosy chłopak uderzył go po raz ostatni.

- Do zobaczenia na lunchu, śmieciu. - powiedział, zanim się odwrócił i odszedł, a jego przyjaciele poszli za nim na piętach. Kędzierzawy chłopiec zsuną się z szafki, aż usiadł na ziemi. Owinął ręce wokół brzucha i nawet nie drgnął.

Podszedłem do niego i uklęknąłem obok. - Wszystko w porządku? - zapytałem cicho i spojrzałem w górę, napotykając jego szmaragdowe oczy.

Jego oczy były piękne, to była moja pierwsza myśl, a druga, że jego oczy wyglądały, jakby zostały zranione.

Echo - Tłumaczenie PLWhere stories live. Discover now