Rozdział 2

2.6K 101 5
                                    

Lekcje minęły dość szybko. Wyszłam spokojnie ze szkoły na parking. Był śliczny dzień, no w końcu mamy już koniec maja. Postanowiłam się przejść do domu na piechote, bo nikt dzisiaj na mnie nie czekał, co było dziwne. Miałam tylko z 1,5 km do domu. Ruszyłam raźnym krokiem. Moje myśli zaprzątały myśli związane z rodzicami. Tata zachowywał się dzisiaj rano dość nietypowo, nie przyjechał po mnie co miał w zwyczaju robić. Mama była też jakaś dzisiaj nieswoja i miała takie smutne oczy.

Włożyłam słuchawki do uszu, włączyłam muzykę i postanowiłam trochę podbiec. Będąc w połowie wilkiem bieganie nie stwarzało mi żadnych problemów. Lubiłam to, świadczyły o tym wszystkie medale wygrane przeze mnie w biegach przełajowych i tego typu rzeczach, które pokrywają całą ścianę w moim pokoju.

Dotarłam pod dom później niż zazwyczaj, ale to wina mojego ojca. Weszłam do środka i zostałam tam mamę. Patrzyła na mnie przepraszającym wzrokiem.

-Cześć mamo. Czy coś się stało? -spytałam swoją rodzicielkę.

-Dzień dobry kochanie. Zdejmij buty i chodź do gabinetu ojca to wszystkiego się dowiesz.-powiedziała mama i ruszyła w tamtym kierunku.

Zrobiłam tak jak powiedziała mama i pobiegłam za nią. Weszłam do pomieszczenia, które służyło mojemu ojcu, jako alfie, za gabinet. Ściany były koloru beżowego. Przy ścianie na wprost drzwi stało biurko i parę szafek zawalonych dokumentami. Za biurkiem siedział mój tata, a mama stała tuż obok niego.

-Witaj Amelio-powitał mnie ojciec.

-Dzień dobry tato. Czy mogłabym się dowiedzieć co się stało?

-Tak oczywiście. Jak dobrze wiesz pozwoliliśmy ci chodzić do normalnej szkoły pod jednym warunkiem, mianowicie miałaś znaleźć swojego mate.-powiedział patrząc na mnie poważnie - minęły już 2 lata, prawie 3 a ty nadal jesteś sama- kontynuował - w związku z tym nie mamy z Twoja matką innego wyjścia. Od przyszłego tygodnia przenosimy Cię do Akademii Zmiennych. Tam będziesz kontynuować swoją naukę i mamy nadzieję, że spotkasz na którymś z korytarz swojego przeznaczonego.

-Nie! Nie zgadzam się! - krzyknęłam.

-Nie tym tonem młoda damo! Twoim obowiązkiem, jako mojej pierworodnej i przyszłej Luny tego stada, jest znalezienie swojego Mate i przyszłego Alfy! Ja i twoja mama właśnie tam się poznaliśmy i mamy nadzieję, że tobie też się poszczęści.

-Nie możecie mi tego zrobić! - krzyknęłam i poczułam jak łzy spływają mi do oczu- co z moimi przyjaciółmi?! Nie chcę ich zostawić przez wasze wymysły. ..

-To nie podlega żadnym dyskusją! - powiedział ojciec głosem nie znosząc sprzeciwu- ciesz się, że daliśmy Ci czas na pożegnanie się z Izabela, gdyby twoja matka się za Tobą nie wstawiła to byś jechała tam już dzisiaj. Dobrze Ci radze, spakuj wszystkie swoje rzeczy, bo to jest szkoła z internetem. A teraz odejdź bo mam ważne spotkanie za 5 minut.

-Jesteście okropni! Nienawidzę was!- obróciłam się na pięcie i pobiegłam korytarzem prosto do mojego pokoju. Zamknęłam drzwi, zasnęłam się po nich w dół i już nie powstrzymałam swoich łez. Popłynęły strumieniami po moich policzkach.

Jak oni mogli mi to zrobić?! Przyrzekłam im, że go znajdę i to zrobię. Tam będą już pewnie wszyscy sparowani. Wątpię, że tam Go znajdę. Pozostało mi Tylko spakować się i wymyślić jakąś wymówkę dla Izy. Ehh moja przyjaciółka nie zniesie rozłąki ze mną tak jak ja z nią. Muszę coś wymyślić żeby mnie nie znienawidziła. Może powiem jej prawdę o sobie? To byłoby złamanie zasad stada, ale co mi tam i tak opuszczam je na kilka ładnych lat. Z takim postanowieniem wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer przyjaciółki. Odebrała po 3 sygnałach.

-Cześć Izzy. Masz czas wieczorem? - spytałam z nadzieją w głosie.

~Hej Am. Nie bardzo bo mam rodzinna kolacje- powiedziała zrezygnowanym tonem. Dobrze wiedziałam, że ich nienawidzi.

-A jutro po szkole?- dopytywałam dalej.

~Tak, nie mam żadnych planów. Czy coś się stało że dzwonisz?

-Nie to znaczy tak. Muszę Ci coś pokazać i powiedzieć. 

Dziecko księżyca (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz