Dni w moim rodzinny domu, który jednocześnie jest głównym budynkiem watahy, mijały bardzo powoli i spokojnie. Nic się nie działo, kompletnie nic. Nuda zaczęła mi doskwierać już na drugi dzień pobytu tutaj. Okazało się, że przyjechaliśmy akurat wtedy, kiedy moi rodzice wyjeżdżali załatwiać sprawy związane z traktatem pokojowym z ojcem tego gbura, inaczej zwanego mate mojej najlepszej przyjaciółki.
Współczułam bardzo Amber, że akurat ona, ta która nie chciała swojej drugiej połówki i została zmuszona, w sumie tak jak ja do przyjazdu do Akademii, odnalazła mate w takim typie. Los spłatał jej figla i to takiego, który zamieni życie w koszmar, a nie piękny sen na jawie, tak jak do tej pory, nie chwaląc się wcale, ja mam ze swoim przeznaczonym.
Po naszym sparowaniu Noah stał jeszcze bardziej zaborczy i opiekuńczy wobec mnie niż był wcześniej, a już wtedy z ledwością dało się to wytrzymać. Żaden chłopak, facet czy ktokolwiek płci brzydkiej się do mnie zbliży na odległość bliższa niż 2 metry od razu zostaje powitany ostrzegawczym warknięciem z jego strony. Raz nawet oberwało się mojemu ojcu od razu po przyjeździe jak weszliśmy do domu i chciał się ze mną przywitać. Kiedy się tylko do mnie zbliżył Noah w sekundę znalazł się przy moim boku i głośno warknął prosto w twarz mojego rodziciela. Na początku tata wydawał się zszokowany, ale potem zaniósł się śmiechem i odepchnął go jednocześnie mnie przytulając. Mój przeznaczony nie wydał się tym faktem zbytnio zadowolony, stanął z boku z grymasem na twarzy. Niestety nic na to nie mógł poradzić, to mój ojciec, a nie Noah jest tutaj Alfą i musi się go słuchać, dopóki ja nie o dziedziczę tego tytułu.
Mam nadzieję, że szybko to jednak nie nastąpi. Nie chce jeszcze stać się odpowiedzialna za całą watahę. Jasne jako następca mojego ojca dostawałam nauki jak to być Alfą, ale czuję wewnętrznie, że nie jestem na to gotowa.
Moje przeznaczenie miało się ziścić szybciej niż tego oczekiwałam.
Minął tydzień od wyjazdu moich rodziców. Nie dostawaliśmy od nich żadnych wiadomości. Zaczynałam powoli się martwić. To dość niepokojące, jeśli się wie w jakiej sprawie pojechali i gdzie konkretnie.
nie przypuszczałam, że moje zmartwienia urosną jeszcze dzisiejszego dnia. Na czas ich nieobecności to ja witałam i gościłam każdego przybyłego do naszego domu, musiałam pełnić rolę Luny za moją matkę.
Siedziałam sobie spokojnie w kuchni jedząc przepyszne naleśniki z syropem klonowym i popijając herbatką wiśniową, taką, którą najbardziej lubię, kiedy nagle od mojej przyjemności oderwał mnie nie kto inny jak Noah przywierając do moich pleców swoim ciałem i zabierając mi z widelca to co miało trafić do moich ust. Nieźle wkurzona wyswobodziłam się z jego uścisku i obróciłam do niego z wkurzeniem na twarzy.
On sobie z tego nic nie zrobił. Zachował się tak jakby nie zauważył mojej miny. Przysunął się bliżej do mnie i wpił się w moje usta. Całował delikatnie, jakby się bał, że zaraz go od trące, ale to przecież był Noah, nie mogłam się na niego długo gniewać. Przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie i pogłębiłam nasz pocałunek.
Stalibyśmy tak dłużej na środku kuchni pochłaniając się wzajemnie, ale nagle usłyszałam hałas dobiegający z przed domu.
Odepchnęłam go lekko i nie patrząc na jego reakcję pobiegłam do drzwi. Otworzyłam je zamaszystym ruchem i zamarłam na progu. To co odbywało się przed moimi oczyma było straszne.
Ludzie.
Wilki.
Walczący między sobą.
Dookoła pełno zabitych ciał, wilków jak i ludzi, którzy przy ataku nie zdążyli się przemienić.
CZYTASZ
Dziecko księżyca (Zakończone)
Loup-garouWszystko wydaje się normalne, ale jednak nie do końca. Poznaj opowieść o niezwykłej Amelii, która nie do końca jest człowiekiem.