- Wynoś się z mojego domu.
- Granger...
- Powiedziałam, żebyś się wynosił! Po co cię tu w ogóle przysłali?! Żeby mnie chronić?! Przed czym? Przed Malfoy'em? On siedzi za jebaną ścianą, która może go zabić!
Blaise spojrzał na nią zaskoczony, nabijając kawałek kurczaka na widelec. Siedzieli w kuchni i jedli razem lunch. W zasadzie Blaise jadł, bo Hermiona tylko się wściekała. Nie mogła uwierzyć, że ten trep spędził tutaj noc, a rano nadal istniał. Zadzwoniła do Jackwina, ale wcale nie zamierzał odwołać swojej decyzji.
- Wiesz co - powiedziała wściekła. - Najchętniej bym z tobą zerwała, ale nawet z tobą nie jestem.
- Nic mi nie zrobi.
- Nic w życiu nie jest pewne, Hermiono - odparł poważnie, wpatrując się w ściekający z widelca sos.
- Jesteś kretynem.
- Ale mam bicepsy i cię obronię - chyba też już zaczynał się wkurzać. Odłożył widelec i splótł dłonie w koszyczek. - Granger, mieszkasz z kimś, kto zabił dwadzieścia siedem osób...
- Nie wiemy tego! - krzyknęła, rzucając w niego kawałkiem mandarynki. - Nie wiemy, bo on tam tylko siedział. Siedział!
- Ach, tak... - mruknął ironicznie. - Przyszedł sobie popatrzeć, jak ktoś morduje dwadzieścia siedem osób, po czym wytaplał się w ich krwi - bo tak naprawdę to jego skrywany fetysz, a potem poczekał na służby, by im powiedzieć, kto to, ale mu nie uwierzono.
- Nie ironizuj - warknęła.
- Nie używaj serca - odparował automatycznie. Zamarła, patrząc na niego zezłoszczona.
Dyskutowanie z Zabinim było bezsensowne. Hermiona odłożyła trzymany w ręku owoc i wyszła z kuchni. Miała zadanie do wykonania.
Musiała udowodnić, że Dracon jest niewinny.
Zatrzymała się w połowie do sześcianu. Niewinny? Kiedy pojawiło się w jej głowie to stwierdzenie? Przecież nie trzymaliby niewinnego człowieka przez 4 lata w takim czymś. Szukaliby prawdziwego zabójcy. A Granger tak po prostu uważała... co się stało?
Usiadła na sofie, tyłem do klatki. Serce waliło jej mocno, nie dlatego, że się bała. Nie mogła się doczekać. Doczekać spotkania z nim. Z dawnym Malfoy'em. Na samą myśl podskoczył jej żołądek.
- Bu.
Pisnęła, odwracając się przestraszona i podnosząc różdżkę. Mężczyzna uniósł do góry ręce w udawanej pozie.
- Co mi zrobisz, Granger?
- Ty idioto - powiedziała z uśmiechem, czując mrowienie w brzuchu. Szybko zmarszczyła brwi, by jeszcze nie pomyślał, że się ucieszyła. - Spóźniłeś się.
- Tylko czterdzieści minut.
Parsknęła, jakby spóźnianie się czterdzieści minut było najbardziej oczywistą rzeczą pod słońcem.
- Gdzie idziemy?
- Muszę oddać to przełożonej - zamachał teczką. - A potem możemy iść nawet do piekła.
Ruszyła za nim, zauważając, że jakby trochę zmizerniał. Z tego, co słyszała, pokłócił się z rodzicami. Chcieli go zaręczyć z panną Greengrass. Ginny mówiła, że Dracon nie miał nic przeciwko, ale Astoria wolała Zachariasza Smitha. Podobno uciekła z nim do Kalifornii. Pan Malfoy kazał synowi jechać za kobietą i kazać jej wracać. Draco jednak wolał siedzieć tutaj. Rodzice postanowili więc go wydziedziczyć.
![](https://img.wattpad.com/cover/87143184-288-k124269.jpg)
CZYTASZ
Dramione: Więzień
FanfictionJak to jest zabić dwadzieścia siedem osób i przez cztery lata nie powiedzieć ani słowa?