List

13 1 0
                                    


Po dzisiejszej akcji przez cały dzień bałam się spojrzeć szefowi w twarz, czułam się jak skarcony siedmiolatek. W sumie, zachowałam się jak siedmiolatek, nie obrażając siedmiolatków. Sunąc nogami za sobą, doczłapałam się do mojego gabinetu. Na biurku leżał plik dokumentów. Od razu zabrałam się za przeszukiwanie wszystkiego po kolei, wiedziałam, że zajmie mi to trochę czasu. Siedząc w stercie dokumentów nagle moim oczom rzuciła się koperta. No bez jaj, kolejna paczka?  Obejrzałam kopertę z każdej strony, może mam już jakąś paranoję, byłam gotowa ją nawet polizać czy powąchać. No dobra, nie zwlekajmy, to przecież tylko koperta, nie może w niej być przecież nic niesamowitego. Raz kozie śmierć, głęboki wdech i otwieram. Powoli rozrywając papier, doszłam do wniosku, że potrzebuje by ktoś z pracowników przy tym był. Szefa nie poproszę, przecież jak się go spytam o to czy mi potowarzyszy, to tylko rzuci we mnie oschłym spojrzeniem i uzna za jeszcze większe dziecko niż teraz. Zostaje John. Zgodził się, i tak chyba nie miał nic lepszego do roboty. Może z tym ,,dobrym kolegą" nie przesadzałam aż tak bardzo jak mi się wydawało? Gdy już oboje byliśmy w gabinecie, wróciłam do otwierania koperty. Wzięłam głęboki wdech i jednym pociągnięciem zerwałam resztę papieru. Naszym oczom ukazał się list. Można się było tego spodziewać. Wyjęłam karteczkę, powoli zaczęłam ją otwierać. Moim oczom ukazał się kolaż ze zdjęciami ofiary, zaraz po dokonaniu morderstwa. Mnóstwo krwi, ziemi, siniaków, istna makabra. John z przerażeniem zwrócił mi uwagę, bym spojrzała na drugą stronę kartki. Był tam duży, czerwony napis. Ty będziesz następna. Z przerażenia odrzuciłam karteczkę, nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami. Zemdlałam. 

Obudziłam się na moim biurku, wszystkie okna były pootwierane, a połowa wydziału stała nade mną i próbowała mnie ocucić. Jak tylko krew dopłynęła mi do twarzy a ja przybrałam kolory bardziej zbliżone do żywego człowieka, wszyscy odetchnęli z ulgą. Spytałam, co się ze mną stało, jeszcze nie będąc w pełni przytomna. Szef, który najwyraźniej przestał chwilowo być na mnie okrutnie zły, wachlował mnie dokumentami. Powiedział, że podobno po otworzeniu liściku zbladłam i zemdlałam. Gdy tylko zaczęłam osuwać się na ziemie John pobiegł po pomoc. List został oddany do badania DNA i jedyne co nam teraz pozostaje to czekać. Po tych słowach, gwałtownie wstałam i ledwo utrzymałam równowagę. Chciałam wrócić do mojej pracy, przecież nikt tego za mnie nie zrobi. Od razu złapał mnie szef, powiedział, że jak na razie mam sobie odpuścić pracę i zająć się swoim zdrowiem. Kazał mi iść do służbowej kawiarni i poczekać tam aż nie powie, że mogę wrócić do pracy. Chyba nadal traktuje mnie jak dziecko, ale może w tym wypadku należy przyznać mu rację i posłuchać. Faktycznie, mogło mi się coś stać. Skierowałam swoje kroki do kawiarni, a za mną szybko pobiegł John, żeby mnie odprowadzić i dopilnować, czy nie zemdleję po drodze. Usiadłam na kanapie i zamówiłam sobie kawę. No cóż, tym razem przynajmniej tego listu nie zgubiłam, dobrze, że był ze mną John. List jest badany, a mi pozostaje tylko czekać na wyniki, albo szefa.

Zbrodnia prawie idealna Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz