Rozdział pierwszy. Początki bywają spokojne, prawda?

3.2K 192 10
                                    


Rany, nie mogłam uwierzyć. W końcu nadszedł ten dzień! Miałam stać się uczennicą trzeciej klasy gimnazjum w szkole, którą kilka lat temu otworzył mój tata. Stwierdził, że wilczki nie mogą uczyć się w domu. Postawił podstawówkę, gdzie dzieciaki uczyły się raczej ludzkich rzeczy, w gimnazjum za to w doszły różne ćwiczenia, treningi i nauka o wampirach. W liceum znowu przewyższała normalna nauka. Cóż. W szkole jak można się spodziewać orłem byłam tylko z ćwiczeń siłowych. Jeśli chodzi o matematykę i tym podobne... Hmm.. Może to przemilczę.

Trzecia klasa oznaczała jedno. W końcu będziemy mogli chodzić na patrole sami. Do tej pory musiał towarzyszyć nam jeden z dorosłych wilków. Szczerze mówiąc nie znosiłam naszego opiekuna. Działał mi na nerwy odkąd poznaliśmy się, gdy poszłam do pierwszej klasy. Chciał pokazać nam jak bardzo słabi jesteśmy. Nie przemyślał chyba fakty, że naszymi ojcami byli członkowie stada Wielkiego Alfy, a on sam uczył nas już wcześniej jak walczyć. Nie przedłużając, powaliliśmy go na ziemię, kiedy nas poprosił byśmy go zaatakowali. Od tego dnia robił nam wiecznie na złość. Wybierał tylko bezpieczne rejony lasu.

Ach! Ty jeszcze o niczym nie wiesz! Owszem, po pokonaniu Huberta w Wielkiej Wojnie wszyscy jego słudzy wrócili wraz z nim w góry. Jednak w lasach zagnieździło się inne zło. Dużo gorsze. Weksony, bo tak nazywały je stare wilki. Potwory te powstawały kiedy wampir napił się krwi innego wampira. Kreatury te poruszały się na czterech nogach, zamiast dwóch kłów miały ich całą gębę, były łyse a ich głowy miały dziwny trochę owalny kształt. Nie chciałbyś go spotkać w nocy u siebie w łazience. Uwierz mi... Weksony mieszkały w jaskiniach, w których niegdyś została zamknięta Anna, jednak one przebywały tam z własnej woli. Nie znosiły światła dziennego, nie wychodziły także jeśli nie musiały kiedy na niebie widniał księżyc. Weksony lubiły wygodę, więc po ,, jedzonko '' wypuszczały swoje... Nie wiem jak to nazwać. Młode? Były mniejsze i na szczęście słabsze. Zdarzały się noce, gdy te duże także wyłaziły, ale rzadko. I dobrze, bo z nimi mogły walczyć tylko dorosłe wilki. Do tej pory walczył z nimi jedynie mój tata i jego stado. Rany. nadal pamiętam dzień, w którym wrócił po ich ataku do domu. Mama dostała histerii. Nic dziwnego. Był pogryziony, miał połamane żebra, wybitą szczękę. Wtedy dowiedzieliśmy się, że Weksony nie piją krwi ofiar. One je zjadają. W całości. Tak, nawet kości. Nikt nie wie skąd one się w ogóle pojawiły, jednak radziliśmy sobie.

Pod szkołę podjechałam oczywiście z Damianem. Miał już prawo jazdy oraz czerwoną sportową mazdę. Co z tego, że miała piętnaście lat? Jeździło się nią bosko.

- No, kotku. Już dziś wieczorem dostaniemy normalny teren do patrolu! - Damian nie krył podniecenia.

- W końcu - mruknęłam - Jeszcze jedna noc nad stawem a oszalałabym.

- Patrz, Marta i Monika już przyszły. Ciekawe tylko gdzie jest Sylwek. To jego pierwszy dzień w nowej szkole.

- Jeśli śpi, to złoje mu dupę.

- Każdemu byś złoiła...

- No! - Uśmiehnęłam się szeroko.

Pocałowałam Damiana na pożegnanie i wyskoczyłam z samochodu. Moje dziewczynki od razu zjawiły się tuż obok.

- Słyszałaś o Marcelinie? Podobno przefarbowała się na blond - szepnęła Marta.

- Zdźira - dodała Monika.

- Wy też farbujecie się na blond.

- Ale my...

- Wyglądamy bosko.

Uśmiechnęły się do mnie. Pokręciłam tylko głową i zaczęłam się rozglądać. Nigdzie nie wyczuwałam Sylwka. To do niego nie podobne. Zwykłe zjawiał się wszędzie jako pierwszy. Spostrzegłam za to Marcelinę. Szła ze swoją swoją świtą. Rzeczywiście. Nie miała już brązowych loczków. Zastąpiły je proste platynowe kłaki. I ten makijaż, nie zrozum mnie źle. Także się maluje, ale to była gruba przesada. Kiedy zdała sobie sprawę, że jej się przyglądam pokazała mi środkowy palec.

- Zaraz ją zatłukę - warknęłam.

- Spokojnie, nie na oczach wszystkich. Pamiętasz co się działo, kiedy ostatnio się biłyście?

- Tak. Pamiętam. Mama przyszła do szkoły. Cwaniacy. Przestali wzywać tatę.

- Dziwisz się? Kiedy dyrektorka mu powiedziała, że walczyłaś z Marcelą na środku dziedzińca spytał tylko czy dobrze jej przyłożyłaś - zaśmiała się Monika.

- To cały on.

Po nudnym apelu i zapoznaniu nas z nowym planem lekcji w końcu mogliśmy wyjść i spotkać się całym stadem. Wybrałam nasze ulubione miejsce, czyli wzgórze. Tata często mnie tam zabierał, gdy byłam malutka. Damian i Michał już na nas czekali. Rozłożyli się wygodnie pod drzewem.

- Sylwek w końcu dotarł do szkoły? - Spytał mój brat.

- Nie widziałam go.

- Wiecie o której mamy iśc po przydział? - zagadnęła Monika

- Wy nawet tego nie wiecie? - Michał westchnął - o dwudziestej. Mamy ,, drugą zmianę '', czyli zaczynamy o pierwszej w nocy.

- Czyli do szóstej - mruknęłam.

Dobrze, że lekcje w szkole zaczynały się zawsze o jedenastej i trwały zwykle do siedemnastej. Usłyszałam swój telefon. Hmm.. Tata.

- Nawijaj papciu.

- Przyjdźcie jak najszybciej do pałacu. - miał bardzo poważny głos.

- Coś się stało?

- Powiem wam na miejscu.

Wszyscy słyszeli co powiedział mój ojciec więc po chwili biegliśmy przez las, w stronę osady. Damian jak zwykle ścigał się ze mną. Nie miał jednak żadnych szans. Każdy wiedział, że jestem najszybsza w naszym stadzie. Pisnął cicho kiedy go wyprzedziłam. Zaśmiałam się tylko w odpowiedzi.

- Mogłabyś kiedyś dać mi wygrać. Moje poczucie wartości spada - zażartował.

- Nie licz na fory! 

Na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz