Rozdział czterdziesty-drugi. Mój bohater Hubert.

1.1K 112 17
                                    


Damian.

Rozmawialiśmy właśnie z Michałem o tym co teraz zrobimy, gdy usłyszałem czyjeś kroki. No to pięknie. Ktoś nas przyłapał. Lekki przypał. Spojrzałem na przyjaciela, ale on wzruszył tylko ramionami. Za drzew wyskoczył jeden ze strażników. Spojrzał niechętnie na ciało Krzysztofa i warknął cicho.

- Musisz iść ze mną Damianie.

Zdziwiłem się. Skąd w osadzie o tym wiedzieli? Sylwek na bank nikogo nie poinformował. Michał tym bardziej. Zmarszczyłem brwi i zerknąłem kątem oka na Michała. Wydawał się być równie zszokowany.

- Kto to zarządził? - spytał - O ile mi wiadomo, to ja teraz zastępuje Magdę. Więc ja rządzę.

- w takim wypadku niema pan nic do gadania. Prawo to prawo. Damian musi zostać przesłuchany i aresztowany.

Fakt. Mieliśmy własny sąd. Jednak Wielki Alfa zwykle pełnił funkcję  sędzi. Kto więc miał zastąpić Magdę, jak nie Michał? Westchnąłem i wystawiłem teatralnie ręce w przód. Nie spodziewałem się jednak, że strażnik na prawdę zwiąże mi ręce. Nigdy tak nie robili. Zaczęliśmy iśc w stronę osady. Michał dreptał tuż za mną.

- Proszę mi wybaczyć, ale pan musi zostać. Damian musi iść sam - zarządził strażnik.

Coraz mniej mi się to podobało. Miałem wrażenie, że coś jest nie tak. Szedłem przed strażnikiem, tym bardziej czułem się niepewnie. Kiedy byliśmy już sami poczułem jak coś zimnego i ostrego dotyka mojego karku.

- Rusz się a zginiesz - warknął wilk.

- O co ci chodzi? Co ty robisz?!

- Dowiesz się niebawem. A teraz na ziemię.

Nie chciałem go słuchać, jednak popchnął mnie mocno. Upadłem na kolana, cudem unikając zderzenia twarz-kamienie. Cholera, co tu się wyprawia? Spojrzałem za siebie. Miałem przystawiony do szyi miecz. O! Super!

- Obetnę ci ten łeb ty smarkaczu - warknął facet.

- Dlaczego?! Nie byłem jeszcze skazany!

- Skąd wiedziałeś? - wypalił nagle.

Zgłupiałem. Otworzyłem szeroko oczy i uniosłem brwi. O czym on gadał?

- Nie chcesz nie mów. I tak już za późno na wyjaśnienia.

Mężczyzna uniósł miecz nad głowę i zamierzył się na mnie. Postanowiłem nie czekać, aż moja głowa poturla się po trawie i zrobiłem dość niezgrabny unik. Sztylet przeciął mi kawałek gardła i ramienia. Zakląłem pod nosem odskakując o kilka metrów w tył.

- Mógłbyś się łaskawie nie ruszać, gdy próbuje cię zabić?

- Wolałbym nie umierać - uśmiechnąłem się do niego.

Wilk wkurzył się i zaatakował ponownie. Miałem mały problem by robić uniki, przez związane ręce. Wiedziałem, że długo nie pociągnę. W ten jak z grom z jasnego nieba spadł między nas Hubert uderzając przy tym przeciwnika prosto w łeb. Strażnik upadł nieprzytomny na ziemię.

- Czy ja muszę ci co chwila ratować dupę? - spytał wampir.

- Dzięki - mruknąłem.

Szybko rozwiązał mi dłonie, potarłem obolałe nadgarstki i uklęknąłem przy wilku. Znałem go dosyć dobrze. Poważny ojciec i mąż. Wydawał się być spokojnym gościem. Co mu odwaliło?

- Czujesz? - spytał Hubert.

Pokiwałem przecząco głową i wziąłem głęboki wdech. Zapach Magdy... Warknąłem. Więc miałem rację. W osadzie działo się coś dziwnego. Musiałem znowu dopaść Marcelinę.


Magda.

Jak przez taflę wody docierały do mnie różne słowa. Ktoś się kłócił, ktoś płakał. Marcelina? Ach, tak. Krzysztof. Damian go zabił. Dzielny wilczek.

- I co teraz? Ten szczyl nie dał się złapać. Ponoć pomógł mu jakiś wampir.

- Musimy go zabić zanim poinformuje osadę. Wiecie gdzie teraz jest?

- Kręci się po lesie.

- Mam plan.

Do mojej celi wszedł Filip i złapał mnie za włosy. Jęknęłam i podniosłam się z trudem. Trzymając mnie za nie, jak na smyczy zaczął wchodzić ze mną po schodach.

- Co ty wyrabiasz? - warknęłam.

- Skoro sam nie chce do nasz przyjść, to go zmusimy. Jego życie zamiast twojego. Przynajmniej to mu powiemy - zachichotał mężczyzna.

Próbowałam się opierać jednak byłam zbyt słaba. Kiedy znaleźliśmy się w lesie jeden z podwładnych Filipa rozciął mocno moją rękę. Zapewne chciał aby zapach mojej krwi rozszedł się po okolicy. Cholera jasna ! Miałam nadzieje, że Damian nie jest na tyle głupi by dać złapać się w tak oczywistą pułapkę.

Zostałam posadzona na ziemi. Oparłam się o drzewo. Nie miałam nawet siły siedzieć. Po chwili podeszła do mnie Marcelina. Miała opuchnięte oczy i rozczochrane włosy. Jak nigdy. Uklęknęła tak by móc patrzeć mi prosto w twarz.

- Wiesz co zrobił Damian, prawda? Jak mogłaś na to pozwolić?!

- Posłuchaj mnie uważnie ty głupia pindo! Nie było mnie przy nim. Skoro zabił twojego ojca, to musiał mieć powód. Na przykład taki, że zostałam porwana przez ,, szefa '' Krzysztofa.

- Ty chyba nie rozumiesz, co właściwie się stało! Mój ojciec nie żyje!

- To witaj w klubie - warknęłam - Mój poległ przez waszego kochanego Pawła. Wiesz teraz co czuje. Jaką rozpacz i pustkę. Cieszę się, że to się stało!

Dziewczyna zamarła. Otworzyła lekko usta, jej brwi drżały. Opuściła wzrok i zagryzła wargę. Potem bez słowa wstała i odeszła gdzieś w las. Moja rana nadal krwawiła a ja modliłam się by Damian był na tyle daleko, by nie zwęszyć mojego zapachu.

- Słyszycie? Ktoś się zbliża - mruknęła tajemnicza kobieta.

- Gdy tylko Damian wyłoni się zza drzew strzelajcie bez rozkazu. Ma tutaj paść trupem - szepnął Filip.

Chciałam krzyczeć, jednak ktoś chamsko włożył mi swoją skarpetę w usta. O Boże, jaka ohyda! Wszyscy zamarli wpatrując się w ścianę lasu. Siedziałam dość z tyłu, więc jedyne co widziałam to ich plecy.

Nagle poczułam lekkie pukanie w ramię. Odwróciłam się przestraszona. Obok mnie kucał Hubert. Przyłożył palec do ust i wyjął mi knebel. Złapał mnie delikatnie w ramiona i wskoczył na dach chatki, w której byłam przetrzymywana. Nikt się nie zorientował. Los nam sprzyjał. Wampir uśmiechnął się do mnie szeroko i pomknął ze mną w las. 

 

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Na zawszeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz