Where's My Love

352 50 47
                                    

,,Cold bones.
Yeah that's my love,
She hides away, like a ghost.
Does she know that we bleed the same?
Don't wanna cry but I break that way"

(Zimne kości.
Tak, to moja ukochana,
Która ukrywa się jak duch.
Czy wie, że my krwawimy tak samo?
Nie chce płakać, ale tak się przełamuję.)

Niewyobrażalny, psychiczny ból rozrywał Lauren od wewnątrz. Był niczym ogień, który wypalał resztki jej skruszonego serca. Widok jaki miała przed sobą, był jego powodem.

Łzy kreśliły własne ścieżki na jej rozgrzanych policzkach. To mało powiedziane. Jej ciałem co chwilę wstrząsał spazmatyczny szloch, którego już nawet nie próbowała powstrzymywać. Jedynie przyłożyła swoją dłoń do ust, by nie zacząć wyć z rozpaczy.

Żal. Smutek. Rozpacz. Złość. Bezradność. Samotność. Wszystkie negatywne emocje obezwładniły jej ciało. Nie była zdolna do żadnego ruchu, natomiast dobrze widziała obraz przed sobą. Nie ważne co działo się wokół, jej wzrok skupiony był na Niej. Ona wciąż była tym samym człowiekiem, z tym wyjątkiem, że nie posiada już tej wspaniałej duszy. Duszy artystki, duszy muzyka, duszy wyjątkowej osoby, duszy kobiety, którą tak mocno kochała i kochać będzie już zawsze.

Niegdyś miękka, opalona skóra teraz była blada i zimna. Lauren nie musiała tego sprawdzać, ona to wiedziała.

Pełne, różane wargi, które całowała z uwielbieniem i niezaprzeczalnym uczuciem, stały się sine.

Ciemne, brązowe tęczówki już nie błyszczały wraz z przeżywanymi emocjami, gdyż uwięzione zostały pod powiekami, które już nigdy się nie uchylą.

Całe ciało było skamieniałe i pozbawione życia. Kiedy wieko zostało opuszczone, i jedyne co Lauren mogła zobaczyć to brązowy lakier trumny, poczuła jak jej nogi nie są w stanie utrzymać jej w pionie. Na szczęście czyjeś ręce oplotły ją w pasie, chroniąc przed upadkiem na zimny marmur. Osoba szeptała do jej ucha różne słowa, które nie docierały do kobiety.

,,Cold sheets, but where's my love?
I am searching high, I'm searching low in the night.
Does she know that we bleed the same?
Don't wanna cry but I break that way."

(Zimna pościel.
Oh, gdzie jest moja ukochana?
Próbuję ją odnaleźć, szukam w nocy.
Czy wie, że krwawimy tak samo?
Nie chce płakać, ale tak się przełamuję.)

Lauren obudził krzyk. Jej własny krzyk. To nie był pierwszy raz, tak działo się co noc, od kiedy to się wydarzyło.

Spojrzała w lewo, na drugą połowę łóżka, gdzie zawsze była Ona. Teraz pościel była porozrzucana, tylko dlatego, że spragniona Jej dotyku Lauren przez sen kurczowo przytulała się do poduszki.

Pomimo upływających dni, tygodni, miesięcy, ona wciąż się z tym nie pogodziła i tego nie zrobi. Co noc poszukiwała w swoich snach ukochanej osoby, po czym budziła się przerażona ze łzami w oczach, niczym mała dziewczynka po obejrzeniu strasznego filmu.

,,Did she run away?
Did she run away?
I don't know.
If she ran away,
If she ran away,
Come back home.
Just come home."

(Czy uciekła?
Czy uciekła?
Nie wiem.
Jeśli uciekła,
Jeśli uciekła,
Wróć do domu.
Po prostu wróć do domu.)

Czy Ona zaznała wreszcie spokoju?
Czy uciekła od spraw, które ciążyły jej od dłuższego czasu?
Czy jest tam szczęśliwa?

Lauren nie znała odpowiedzi na te pytania i zapewne ich nie pozna.

Jedyne co wiedziała to to, że zawsze chciała dla Niej dobrze. Dlatego błagała o bezpieczny azyl dla ukochanej, będący przystanią, w której na nią zaczeka.

,,I got a fear, oh in my blood.
She was carried up into the clouds, high above.
If you're there, I bleed the same.
If you're scared, I'm on my way"

(Czuję strach, czuję go we krwi.
Została zabrana do chmur, wysoko w górę.
Jeśli krwawisz, ja krwawię tak samo.
Jeśli się boisz, zaraz będę przy tobie.)

Była przerażona. Wyobraźnia płatała jej różne figle, pogrywając z nią w grę, której zasady były znane tylko jej osamotnionemu umysłowi.

Wiele wspaniałych ludzi ją otaczało, ale Tej Jedynej zabrakło już dawno. Osoba, która na własne życzenie zafundowała sobie bilet w jedną stronę, była dla szatynki niczym tlen bez, którego każdego dnia słabła coraz bardziej. Lauren wciąż nie mogła pojąć, że nie ma Jej przy niej.

Wszystkie minione dni wydawały jej się wiecznością, ale jednocześnie zlewały się w jedną całość. Nie mogła wyróżnić w niej poszczególnych etapów, wszystko wyglądało tak samo.

Było tak wiele pytań i niewyjaśnionych spraw, spowodowanych tak nagłym i drastycznym odejściem, na które Lauren chciała znać odpowiedź. Postanowiła porzucić wszystko co miała, co, w porównaniu do uczucia jakim darzyła kobietę swojego życia, było niczym. Nie wiedziała co ją czeka. Nie wiedziała, czy to ukoi jej pozbawione pozytywnych emocji serce. Nie wiedziała, jak i nie mogła być pewna, niczego. Jednakże to była jedyna możliwa opcja na ponowne spotkanie ukochanej, bez której już dłużej nie wytrzymywała.

Zimne, jesienne powietrze owiewało jej bladą twarz, kiedy stała na szczycie klifu. Spoglądała w dół, na dzikie fale, niesione przez wiatr, wyglądające jak gdyby nic nie mogło ich zatrzymać, jednakże już po chwili uderzały w twardą skałę, rozbryzgując się na wiele kropel, by znów uformować się w całość i ponownie stawić czoła przeszkodzie.

Taka właśnie była ich wzajemna miłość. Pomimo że wydawało się, iż była szalona i bezsensowna ona nigdy nie ustępowała. Brnęła jak woda przez piasek, ziemię i glinę, ale kiedy natrafiła na kamień, nie było już tak łatwo. Nieustępliwie uderzała o przeszkodę, nie widząc innej drogi. Niestety kiedy wiatr słabł wraz nimi fale malały. Gdy zabrakło Jej, Lauren nie była już w stanie sama walczyć z trudnościami. Z resztą, ile razy można bez skutku uderzać w tą samą barierę?

Pewnego dnia wiatr ustał, więc fale się uspokoiły, natomiast skała wciąż stała.

,,Did you run away?
Did you run away?
I don't need to know.
If you ran away,
If you ran away,
Come back home.
Just come home."

(Czy uciekłaś?
Czy uciekłaś?
Nie muszę wiedzieć.
Jeśli uciekłaś,
Jeśli uciekłaś,

Wróć do domu.
Po prostu wróć do domu.)

***

Pierwszy raz zdecydowałam się na krótką notkę, więc zaczynajmy. Jeszcze raz chciałabym, tym razem jasno, określić przekaz tego krótkiego opowiadania. Specjalnie nie jest wprost podane, dlaczego Camila zdecydowała się na ten drastyczny krok, jest to temat otwarty, a każdy może sobie dopowiedzieć historię, jak będzie chciał. Bardziej chciałam skupić się na tym, jakie skutki może to nieść. Kto wie, może wreszcie zaznała, tak zwanego, spokoju, ale tym samym pozostawiła ludzi, którzy ją tak bardzo kochali. Uciekając od problemów, nie sprawiła, że one nagle znikły, wręcz przeciwnie, doszło do efektu domina. Wraz z jej odejściem ludzie, którym zależało na niej, zaczęli z tęsknoty popadać w paranoje. Dlatego apeluje do wszystkich, którzy mają gorszy dzień, miesiąc, rok, życie - szukajcie alternatywnych rozwiązań i nie bądźcie jak uparta woda brnąca naprzeciw problemowi, tylko starajcie się znaleźć inną drogę.

♦Where's My Love - Camren ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz