Rozdział 4

1.3K 81 22
                                    

Droga mi się okropnie dłużyła. Miałam wrażenie, że wszyscy posyłają mi szydercze spojrzenia.

- Zapytałbym czemu jesteś taka cicha, ale to nie nowość - Shaun próbował rozluźnić napiętą atmosferę.

- Bardzo śmieszne - burknęłam.

- Oj nie obrażaj się - śmiał się dalej. - Namyśliłaś się już?

- Na co? - zdziwiłam się.

- Czy pozwolisz mi zostać twoim przyjacielem.

- Niby kiedy miałam to zrobić? - uniosłam brwi trochę ze zdziwienia, lecz odrobinę też z rozbawienia. - Może wtedy, jak sugerowałeś, że jestem zazdrosna, albo w chwili, kiedy o to pytałeś?

- Hmm... Mogłabyś... - zaczął udawać, że się zastanawia - na przykład teraz.

Roześmiałam się. Nie dało się go nie lubić, ma taki specyficzny charakter. No i nie daje za wygraną, nie pozwala się odepchnąć czy zignorować. Zabawny jest, zupełne przeciwieństwo mnie. Mówią, że tacy ludzie się przyciągają, ale ciekawe ile by ze mną wytrzymał. Aż się wzdrygnęłam na tę myśl, chociaż sama nie wiem czemu.

- O proszę! Pani Pochmurna potrafi się śmiać! - krzyknął na cały autobus, nie zważając na innych pasażerów. - Chyba mogę uznać to za tak?

- Uznaj sobie za co chcesz, zaraz i tak będziesz miał mnie dość.

- Chciałabyś - puścił mi oczko. - Cholera, mój przystanek! Przez ciebie prawie go przegapiłem!

- No i co jeszcze?! To ty zacząłeś temat.

- To i tak twoja wina - rzucił na odchodne najbardziej poważnym tonem, na jaki było go stać... Czyli praktycznie wcale.

Pokręciłam ze śmiechem głową. Zobaczyłam Shauna jeszcze, jak autobus ruszał. Uśmiechnięty czekał, aż zauważę, że mi macha, a wtedy pokazał kciuk w górę.

Westchnęłam. W tym momencie poczułam, jak bardzo brakowało mi jakiejkolwiek przyjaźni. Tylko, że ja nie bardzo wierzyłam w coś takiego. Zraniony, zawiedziony człowiek, nie ważne jak dawno, przestaje ufać, zamyka się w sobie. I naprawdę ciężko to naprawić. No i oczywiście dwudniowej znajomości przyjaźnią nazwać nie można.

Podłączyłam słuchawki do telefonu i włożyłam je do uszu, włączając w międzyczasie muzykę najgłośniej jak się da. Po raz pierwszy nie miałam ochoty na czytanie.

***

Byłam już koło domu, kiedy z zamyślenia wyrwało mnie szczekanie psa sąsiadów. Dzięki temu zauważyłam stojącą przed drzwiami postać. Miała długie blond włosy, czarny sweterek z dziurami i błękitne rurki. Z bijącym mocno sercem, przyspieszyłam kroku. Chciałam znaleźć się przy tajemniczej postaci jak tylko najszybciej się da.

- Przepraszam - odezwałam się. - Czeka pani na kogoś?

W tym momencie kobieta się odwróciła i okazało się... Że to facet. Ups.

- Słucham? - zapytał urażony.

- Przepraszam najmocniej - szepnęłam zażenowana, wbijając wzrok w kamyk obok mojego buta. - Co PAN tutaj robi? - poprawiłam się, kładąc nacisk na słowo „pan".

- A kim ty jesteś, żeby zadawać takie pytania? - fuknął, patrząc na mnie pogardliwie.

Poczułam, jak krew przyspiesza mi w żyłach. Zdenerwowana oparłam dłonie na biodrach i uniosłam kpiąco brwi, wysuwając prowokująco podbródek.

- A pan kim jest, żeby stać przed MOIM domem, na MOIM tarasie i tak do mnie mówić?!

- Czekam na pełnoletniego właściciela, a ty chyba nim jednak nie jesteś, hm? - naigrywał się ze mnie dalej. - Przynajmniej tak nie wyglądasz. Kiedy tata wróci do domu, dziecko?

Tokio Drift - Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz