Rozdział 10

47 7 0
                                    


Następnego dnia prawie się spóźniłyśmy. Skończyło się na tym, że wyszłyśmy bez śniadania. Szłyśmy, a raczej biegłyśmy na miejsce. Czekała już na nas jedna wilczyca z dwójką szczeniąt. Po chwili przyszły trzy inne. Razem z Nessi miałam sześć szczeniaków do trenowania.

-To ty będziesz trenowała szczeniaki?- zapytała jedna z wilczyc.

-Tak, ja. Co roku to robię.

-Aha. To ja już pójdę. Przyjdę po Shilę i Airona za dwie godziny.

Po kilku minutach zostałam sama ze szczeniętami. Oczywiście przyszedł też Tsume. Był dziś, jak zauważyłam, w kiepskim nastroju. Gdy zaczął coś mówić, jedno ze szczeniąt zaczęło go przedrzeźniać. Tsume spojrzał na niego. Wtedy szczenię usiadło i zrobiło do Tsume głupią minę.

-Widzę, że niektórych będzie trzeba przy okazji kultury nauczyć- mruknął Tsume

-Mówisz o sobie?- spytało szczenię.

Wtedy Tsume się zdenerwował. Uderzył łapą w ziemię, która zadrżała pod szczeniakiem. Po chwili z ziemi wyrosła roślina i oplotła się wokół ciała szczeniaka, który wystraszony próbował się uwolnić. Nie czekałam dłużej. Rzuciłam w Tsume kulę ziemi i ognia. On zaatakował mnie, celując różnymi mocami po kolei. I tak rozpętała się walka. Udało mi się przy okazji uwolnić uwięzionego szczeniaka. Reszta gdzieś pouciekała.

Widziałam efekty ciągłych treningów Tsume. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta walka, gdyby nie nagłe strzały i piski. Oboje zaczęliśmy biec w ich stronę. Zobaczyliśmy leżącego na ziemi, rannego szczeniaka. A w pobliżu dało się wyczuć obecność kłusowników.

-Tsume, znajdź kłusowników. Ja muszę pomóc szczeniakowi.

-Dobra.

I już go nie było. Zapewne był zadowolony z obrotu sytuacji. Podbiegłam do szczeniaka. Delikatnie wzięłam go w pysk i zaniosłam w bezpieczne miejsce, zostawiając wśród gęstych krzewów.

-Nie bój się- powiedziałam- Zostań tu, ja muszę znaleźć resztę.

Biegłam między krzewami. Po chwili znalazłam Nessi. Leżała bez ruchu. Rozejrzałam się i do niej podeszłam. Czułam coś w powietrzu, ale nie zwracałam na to uwagi. Złapałam Nessi i zaczęłam biec. Ukryłam ją w bezpiecznym miejscu. Na boku i łapce miała kilka ran. Do znalezienia zostały mi jeszcze cztery szczeniaki. Dwójkę znalazłam w pobliżu. Siedziały w krzakach. Ostrożnie przeniosłam jedno i drugie. W tym momencie usłyszałam Tsume i pobiegłam w jego stronę. Zobaczyłam go, walczącego z kłusownikami. Zauważyłam też kłusownika trzymającego pozostałe szczeniaki. Podszedł do auta i wrzucił je do klatki. Wyskoczyłam zza krzewów. Kłusownicy wypuścili swoje psy. Walczyliśmy z nimi. Przy pierwszej okazji podbiegłam do samochodu i uwolniłam szczeniaki. Obydwa uciekły. Odwróciłam od nich uwagę kłusowników, dając się złapać. Już prawie udało mi się uciec, gdy na łapie i skrzydle poczułam ukłucia Obraz przed oczami zaczął mi się rozmazywać. Rozejrzałam się, lecz nigdzie nie widziałam Tsume. Moje łapy były jak z waty, przez co upadłam. Chyba zasnęłam, a gdy się ocknęłam, zauważyłam, że jestem w miejscu, w którym roiło się od różnych wilków. Wszystkie były w klatkach. W klatce ze mną był Tsume

-Wreszcie się obudziłaś- powiedział.

-Tsume... Jednak jesteś... Myślałam, że uciekłeś.

-Kazałem tylko uciekać szczeniakom do watahy, a potem wróciłem. Dałem się złapać, by pomóc ci się uwolnić- gdy to powiedział, zaczął wpatrywać się w leżący na stole przed nami drut. Ku mojemu zdziwieniu, po chwili znalazł się w łapie Tsume, który kilkoma sprawnymi ruchami otworzył zamek w klatce.

-Wypuśćcie nas!- prosiły inne wilki.

Wypuściliśmy wszystkich, co trwało dobrą godzinę. Upewniliśmy się, że nikt nie został. W pewnym momencie weszłam do dziwnego pomieszczenia, w którym zobaczyłam wiele martwych wilków Przerażona wycofałam się i razem z Tsume uciekliśmy.

Nie mieliśmy pojęcia, gdzie jesteśmy, dlatego, zanim dotarliśmy do watahy, przez wiele tygodni szukaliśmy właściwej drogi. Kiedy szczęśliwi dotarliśmy na miejsce, byłam szczęśliwa.

Nessi bardzo urosła i wyładniała. Miała już pół roku. Czekała mnie jednak niemiła niespodzianka. Moje miejsce zajął mój dawny znajomy- Argisz, z watahy Agous. Nie mieliśmy miłych wspomnień.

Kiedy Argisz mnie zobaczył, powiedział:

-O, Vizia! Chyba trochę się spóźniłaś. Teraz ja tu rządzę!

-Nie masz do tego prawa- warknęłam.

-Ach, no tak! Nie było tradycyjnej walki...- powiedział i uśmiechnął się.

Po chwili dodał:

-Z takim kimś, jak ty, na pewno wygram.

-Właśnie chciałam to samo powiedzieć.

Miałam ochotę trochę podenerwować go przed walką.

-Widzę, że humor ci dopisuje. To dobrze, bo przyda ci się po walce!

Po tych słowach stworzył kulę ziemi i powietrza i rzucił we mnie z taką siłą, że odleciałam trzy metry dalej. Wstałam i zauważyłam, że Argisz tworzy następną kulę. Miałam bardzo mało czasu na to, by jej uniknąć. W ostatniej chwili odskoczyłam na bok. Wykorzystałam zdziwienie Argisz i rzuciłam w niego kulą światła. Jednak on odskoczył na bok i w tym momencie stworzył nad sobą kulę śmierci. Wkoło zrobiło się ciemno. Wiedziałam, że pierwsza taka kula mnie nie zabije, tylko odbierze nieśmiertelność. Wiedziałam też, że mocy śmierci nie da się uniknąć. Ale pocieszyło mnie to, że w walce jeden na jednego można jej użyć tylko raz. Argisz wycelował we mnie, a wtedy przypomniałam sobie, że już kiedyś oberwałam tą mocą... Po chwili poczułam straszny ból. Upadłam, zwijając się z bólu. Po krótkiej chwili niebo rozjaśniła jasna błyskawica. Wiedziałam, co to znaczy. To bogini wilków, Zula, dowiedziała się o walce.

Usłyszałam cichy, lecz wystraszony głos Argisz:

-To ja sobie chyba pójdę...

Miałam szczęście, że przyjaźniłam się z Zulą...

Wygoniła Argisz, po czym podeszła do mnie.

Ledwo łapałam już oddech. Po chwili straciłam przytomność...

ViziaWhere stories live. Discover now