3. WRACAM DO ŻYWYCH!

420 36 5
                                    

Miałam wrażenie, jakbym spadała. Spadała w ogromną ciemną otchłań, prowadzącą do nikąd. Trwało to tylko chwilę, a ja myślałam, że trwa to wieki. Po chwili Otworzyłam energicznie swoje zmęczone powieki i odetchnęłam z ulgą, zaczerpując jak największą ilość powietrza. Jestem pod ziemią!
- nie, no, świetnie. Nikt nikogo nie ostrzegł, że wrócę do żywych, i że trzeba będzie mnie wykopać... Ja pierniczę... - wysyczałam, a mój głos był strasznie zachrypnięty. W końcu, nieużywany od ponad roku.
Zaczęłam drapać w pokrywę od drewnianej trumny, aby ją otworzyć. Gdy mi się to udało, przekopywałam się na zewnątrz.

- jasna cholera! Piach to mam wszędzie, nawet w... Bez skojarzeń. - mówiłam sama do siebie i zaczęłam się śmiać. Co ja w ogóle plotę... Sprzedałam sobie siarczystego Facepalma i ruszyłam przed siebie. Tylko... Dokąd ja mam iść? Komórka rozładowana, a w kieszeniach ani mapy, ani niczego, co by mi chodź na chwilę ułatwiło życie. Niech to szlag! - wysyczałam stąpając nogą jak małe dziecko.

Idąc pobliską szosą, najeżdżał w moją stronę jakiś samochód. Zaczęłam jak szalona wymachiwać rękami w tą i we w tę, aby się zatrzymali, ale kompletnie mnie olali. No, nie dziwię im się. Cała w błocie, jakbym wyszła z podziemi... Zaraz... Przecież tak było!

Szlakiem szosy dotarłam do pobliskiej stacji benzynowej, a to oznacza, że skontaktuje się z kimś z moich bliskich.
- przepraszam! - krzyknęłam do sprzedawcy. Spojrzał na mnie jak na jakiegoś dzikusa z dżungli.
- to skomplikowane. - wytłumaczyłam, a mężczyzna bez zbędnych słów podał mi telefon. Do kogo zadzwonić... Do kogo zadzwonić... A może...
DO KOGO ZNAM NUMER!?!?
Biłam się z myślami, do kogo znałam numer na pamięć. Na pewno do siebie, ale co mi po moim numerze!? Kurde, trzeba było wykuć na pamięć chociaż numer Deana... Aaach! Właśnie! Dean!
Wpisałam numer i czekałam na sygnał.
- halo? - usłyszałam znajomy głos. Dean chyba się nawet nie spostrzegł, że do niego dzwonię.
- mówiłam ci już, żebyś patrzył, kto do ciebie dzwoni. Jeszcze kiedyś odbierzesz od demona i ściągniesz na nas kłopoty, idioto. - powiedziałam śmiejąc się do bólu. Dean milczał, nie mógł uwierzyć, że żyję.
- Ch-Chlo? - wydukał po jakiś kilkunastu sekundach.
- nie, ksiądz Klaus z Nazaretu. No przecież, że ja, skarbie ty mój! - krzyknęłam wręcz do telefonu i posłałam buziaczka Deanowi. Ten zaśmiał się i od razu spytał gdzie jestem.
- Yyy... Zaczekaj moment... - powiedziałam i Podeszłam do sprzedawcy, który gorączkowo tąpał nogą. Wyczekiwał, aż w końcu oddam mu jego własność.
- gdzie ja jestem? - spytałam uśmiechając się głupkowato.
- Vacancy. - powiedział niezadowolony. Ruchem ust podziękowałam mężczyźnie i przekazałam informację Deanowi. Teraz tylko czekać, aż mój księciunio z bajki po mnie przyjedzie i będziemy żyć długo i szczęśliwie. Jasna cholera... Co się ze mną dzieje!?





NOOOO HEEEJ XD
Ten rozdział wyszedł mi bardziej bekowy i pisząc go, śmiałam się sama z siebie, więc mam nadzieję, że chociaż wam uśmiech na twarzach wyskoczył.
Do następnego, sztrzałeczka! 😂😂

Who I Really Am? || [ZAKOŃCZONE ✔️] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz