Rozdział XIX

453 57 17
                                    



Analizował raz po raz rozmowę z siostrą, szukając jakiejkolwiek wskazówki. Gdzie jest Isabelle? Tęsknota wróciła z niebywałą siłą, jakby dostał cios w żołądek. Nie widział jej już ponad cztery miesiące, cztery miesiące, z których każdy dzień oznaczał wyczekiwanie na jakąś wiadomość.

Była uparta i nieugięta. Jak w ogóle mógł posądzić ją, że dybała na jego pieniądze? Gdyby tak było, przyjęłaby propozycję, którą jej złożył. Teraz żałował swoich gorzkich słów, ale nie mógł ich cofnąć, nie mógł nawet przeprosić Isabelle. Miała wyłączony telefon, albo po prostu zablokowała jego numer.

Co mogło jednak łączyć jego siostrę, Verę i Isabelle? Domyślił się, że musiały znać się z pracy w I&I. Nie mógł rozgryźć jednak, czemu Vera poszukiwała miejsca pracy Isabelle. Obawiał się, że Isabelle miała jakieś kłopoty.

Nie mógł usiedzieć w miejscu, wydeptał chyba ścieżkę w podłodze swego gabinetu. Wciąż stało w nim puste biurko Isabelle, nowa asystentka dostała inne, wstawione w miejscu, gdzie przedtem siedziała Isabelle. Wciąż miał nadzieję, że pewnego dnia przy nim usiądzie.

Musiał, po prostu musiał zajechać do jej domu i sprawdzić, czy wróciła. Samochód mknął z cichym pomrukiem, przekraczając prędkość. Mat nawet tego nie zauważył, zajęty ponurymi myślami. W rekordowym czasie znalazł się na miejscu.

Brama była otwarta, zaparkował więc przy samym wejściu. I wtedy zauważył, że na podjeździe stał srebrny ford jego siostry. Co Dianne tu robiła? Zapukał, ale nie usłyszał odpowiedzi, po czym wszedł do środka.

Wchodził po kolei do każdego pomieszczenia, ale kuchnia i salon były puste. Jeden pokój był jakby pracownią i nigdy wcześniej tam nie był. Idealny porządek przy maszynie do szycia zdradzał, że nikt tu dawno nie pracował. Wycofał się.

Dianne stała na środku sypialni, w której zastał swego czasu śpiącą Isabelle, ze słuchawkami w uszach. Twarde dźwięki rocka, które uwielbiała, zagłuszyły jego kroki. W ręku trzymała paczuszkę czegoś, co wyglądało jak materiałowe metki bajecznie kolorową sukienkę, bardzo w style Isabelle. Rozejrzał się po sypialni. Na łóżku leżały jakieś babskie fatałaszki i przybory do szycia.

Nieświadoma obecności brata, Dianne przysiadła na stołeczku przy toaletce i zaczęła wszywać jedną z metek w brzeg sukienki. Dotknął jej ramienia, przerażając ją nieświadomie. Aż uśmiechnął się widząc jej ogłupiałą minę.

– Co tu robisz, Dianne?

– Ja? Ja co tu robię? Raczej co ty tu robisz, braciszku?

– Przyjechałem zobaczyć, co się dzieje z Isabelle. Zrezygnowała z pracy, nie odbiera telefonu, nikt nic nie wie. – Jakieś przeczucie kazało mu trzymać język za zębami. – Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.

– No, ja właściwie przyjechałam po rzeczy. Isabelle współpracuje od jakiegoś czasu z naszym butikiem, Vera sprzedaje jej ubrania. Przyszłam po kilka z jej modeli.

– Czekaj, coś mi tu nie pasuje. Vera kupuje tylko od znanych i cenionych projektantów, Isabelle nie ma żadnej renomy. – Uniósł brew z niedowierzaniem.

– I tu się mylisz, Mat. Isabelle od lat projektuje, wcześniej robiła pokazy w I&I, kiedy jeszcze żyli państwo Gordon. Pamiętasz, że czasem na wybiegu podobały ci się rzeczy, które prezentowałam?

– Było parę faktycznie, ale większość nie nadawało się do noszenia. Nie rozumiem, po co w ogóle ktoś to szył.

– Wszystkie te "codzienne" były od Isabelle.

SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz