Rozdział XX

432 57 9
                                    



Rozmowa z lekarzem wprawiła Mata w przerażenie. Wyjaśnił, że to jego dziecko, że do tej pory nie miał pojęcia, że ma zostać ojcem.

Stan Isabelle był stabilny, jak usłyszał, natomiast ciągle walka toczyła się o ich córkę. Dziecko było wciąż zagrożone. Niewskazane były silne emocje. Nie było mowy o zobaczeniu się z Isabelle w najbliższych dniach, dopóki sytuacja nie unormuje się trochę.

Lekarz nie ukrywał, że jeśli poród nastąpi w najbliższych tygodniach, tak słabe dziecko z pewnością nie ma żadnych szans. Kiedy wyszedł na korytarz, opadł na najbliższe krzesło i ukrył twarz w dłoniach.

Vera usiadła obok, nic nie mówiąc. Widziała, jak bardzo Mat przeżył słowa lekarza, nawet nie próbowała zgadnąć, co dzieje się w tej chwili w jego głowie. Zauważyła, że w ostatnich miesiącach przybyło mu siwych włosów. Łzy wydostały się przez palce i bezgłośnie spłynęły po policzkach mężczyzny.

– Mat, to bardzo ważne, że tu jesteś. Martwiłyśmy się z Dianne, że Isabelle zostanie sama z maleństwem, a obie potrzebują opieki. Ona nie wiedziała na początku, że jest w ciąży. Za ciężko pracowała, prawie nie jadła i nie spała, mało nie straciła dziecka. Nie może w ogóle wstawać, więc cały czas musi ktoś być obok niej.

– Chciałbym to być ja, ale jestem takim idiotą, Vero, takim strasznym idiotą. Ona może nie chcieć mnie nigdy więcej widzieć.

– Ta dziewczyna kocha cię cały czas, woła cię przez sen. Cokolwiek między wami się stało, ona już dawno ci wybaczyła.

– Ona może tak, ale ja sobie nie mogę wybaczyć. Była sama przez cały ten czas, cały czas. Nawet nie wiem, jak się musiała czuć.

Poklepała zgarbionego mężczyznę po ramieniu i odeszła, zostawiając go na korytarzu. Siedział tak, nie licząc godzin, aż pielęgniarka oznajmiła, że pora odwiedzin skończyła się.

Powlókł się do domu, myśląc bez ustanku o Isabelle. Nigdy w życiu tak się nie bał. O nią, o ich córeczkę, o to, że każe mu odejść i żyć bez siebie.

Noc minęła niepostrzeżenie, a kiedy znów stał przy drzwiach, zobaczył swoją siostrę wychodzącą z pokoju Isabelle.

– Mat, co ty tu robisz? Kto ci powiedział o Isabelle?

– Vera. Dzięki Bogu. Chodź na kawę do stołówki. Siadaj, Dianne, muszę ci coś powiedzieć. – Kiedy już usiadła na krześle, które jej podsunął, nie wiedział jak zacząć.

– Pamiętasz, jak rozmawialiśmy niedawno? Pytałaś, czy się zakochałem.

– No tak, ale co to ma do rzeczy?

– Dianne, pomyśl trochę. Zakochałem się w Isabelle. Jak wariat. – Siostra patrzyła na niego bez słowa, prawie widział niewidzialne trybiki obracające się w jej głowie.

– Ale ona... Jest w ciąży, i właśnie się rozwiodła.

– Poznaliśmy się, kiedy objąłem biuro ojca. Sama wiesz, że nie chciałem się znów wiązać, po dwóch rozwodach to chyba nie dziwne. Tobie akurat nie muszę tego tłumaczyć, siostrzyczko. – Spojrzeli sobie w oczy z nagłym zrozumieniem pełnym bólu.

– Wszystko stało się błyskawicznie. Nie planowaliśmy dzieci ani wspólnej przyszłości, a Isabelle mówiła, że jest zabezpieczona.

– Więc to ty... o mój Boże, to ty. Mat, nie jesteś dzieckiem. Wiesz, do czego może prowadzić seks, przynajmniej powinieneś wiedzieć w tym wieku. – Dianne nie ukrywała, jak bardzo przygnębiła ją wiadomość, że to Mat jest przyczyną cierpienia jej przyjaciółki.

– Było cudownie, ale przeze mnie się zepsuło. Byłem o nią strasznie zazdrosny i pokłóciliśmy się. Wyjechałem w delegację, wiesz, ten kontrakt z Japończykami, o którym ci opowiadałem, sprawy się strasznie przeciągnęły. Chciałem jakoś ją przeprosić po powrocie, powiedzieć, że jest najważniejsza, ale nie odbierała telefonu, wyprowadziła się gdzieś i rzuciła pracę.

– Tak, musiała iść do szpitala od razu, gdy dowiedziała się o ciąży. Nie masz pojęcia, co ona przeżyła. Dwa albo trzy razy myślałyśmy, że poroniła. Lekarze ledwie odratowali malutką. Teraz też nie jest dobrze.

– Rozmawiałem z lekarzem, powiedział mi, jak bardzo jest źle. Boję się o nie, Dianne. Wiesz, kiedy znikła tak nieodwołalnie, szukałem jej wszędzie przez te pierwsze miesiące, dzwoniłem codziennie, ale nigdzie jej nie było, nie chciała mnie znać. A ja nie umiem bez niej żyć. Ona już nigdy nie zechce mnie znać. Dianne, ona musi nienawidzić mnie z całego serca.

Znów ukrył twarz w dłoniach a Dianne pogładziła jego przedwcześnie posiwiałe włosy. Znała swego brata jak nikogo innego na świecie, wiedziała, że jego cierpienie jest prawdziwe, i współczuła obojgu, jemu i Isabelle. Przytuliła głowę do jego ramienia i tak siedzieli przez chwilę.

Lekkie postukiwanie obcasów oznajmiło przybycie Very. Dianne spojrzała na nią pytająco i uniosła brew. Vera powinna być w butiku, skoro Dianne była w szpitalu. Przyjaciółka uśmiechnęła się i wyjaśniła łobuzersko.

– Czekolada po południu. – Mat nic z tego nie zrozumiał, ale jego siostra roześmiała się, kręcąc głową. Obie rozumiały się prawie bez słów.

– No więc, Mat. Tak to sobie obmyśliłam. Nie możesz jej zaskoczyć wizytą, to zbyt ryzykowne. Telefonu jej nie oddamy, bo też jej szkodzi. Dianne ma go w torbie, tak na marginesie. Ale jeżeli lekarz pozwoli, napiszesz do niej króciutki list, zaniesiemy go z Dianne, niech wie, że się jednak gdzieś pojawiłeś. Cokolwiek tam napiszesz, przejdzie przez nasze ręce, czyli cenzura, cenzura i jeszcze raz cenzura. Myśl co pisać, a ja idę do lekarza. – Zakręciła się na pięcie i już jej nie było.

– Zostawię cię samego, braciszku. Muszę wracać do butiku. Trzymaj się. – Dianne ucałowała go w czoło i wyszła.

Kiedy został sam na pustym szpitalnym korytarzu, z kartką papieru w dłoni, nie miał pojęcia, co jej napisać. Co napisać, żeby nie zdenerwowała się i żeby ich mała córeczka została tam, gdzie jest, jak najdłużej. Musi wiedzieć, jak bardzo ją kocha i czym dla niego się stała.

Zanim skończył, kartka była cała pokreślona i pognieciona.

„Droga Isabelle. Wybacz mi całe zło, które ci wyrządziłem. Kocham cię z całego serca, ufam ci i przepraszam za wszystko. Chcę spędzić z tobą resztę życia, a jeśli zechcesz, wychowywać z tobą nasze dzieci. Błagam cię, nie odpychaj mnie od siebie i przebacz. Twój Mat."

Kiedy Vera wróciła, okazało się, że dziś Isabelle czuła się nieco lepiej i lekarz zezwolił na podanie jej liściku. Vera przejrzała, co napisał, nie okazując najmniejszego skrępowania. W końcu skinęła głową i podała Matowi papier listowy. Odebrała gotowy arkusz z jego rąk, i nie czekając ani nic nie mówiąc, weszła do pokoju Isabelle.


(1026 słów)

SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz