Rozdział I

1K 92 176
                                    


Była spóźniona, bez dwóch zdań. Kiedy wchodziła w pośpiechu do biurowca, nie zwracając na nic uwagi, jak zawsze ścigały ją zawistne spojrzenia kobiet i taksujący wzrok mężczyzn.

Dzień dobry, pani Bluecastle. – Portier otworzył jej drzwi, więc uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.

– Dzień dobry, ładny dzień, prawda? – Zawsze zamieniała ze starszym panem kilka słów, i jak zawsze uśmiechnął się w odpowiedzi.

Czekając na windę, spoglądała co chwila na zegarek. Nie było źle, dziś na razie tylko dziesięć minut. Jeśli będzie miała szczęście, nikt nie zauważy. Pierwsze pół godziny zwykle mijało na parzeniu kawy, przeglądaniu prasy i wymianie wiadomości.

Zastępczyni szefa, Eris, zawsze doskonała i zorganizowana, wymagała od siebie i podwładnych absolutnej dokładności. Z reguły wszyscy schodzili jej z drogi.

Niestety, Isabelle już pierwszego dnia ściągnęła na siebie uwagę pięknej kobiety, upuszczając pęk kluczy na błyszczącą podłogę w gabinecie Starego Szefa. Gdyby spojrzenia mogły zabijać... Eris była naprawdę wściekła na Isabelle za podobny nietakt. Albo przynajmniej był to świetny pretekst, by pokazać nowej, kto tu rządzi. Z czasem wcale nie było lepiej. Isabelle działała na tę kobietę jak płachta na byka.

Nie dziwiła się zbytnio. Często miewała problemy przez swój wygląd. Nie była wprawdzie klasycznie piękną kobietą, ale jej subtelna, eteryczna uroda i wrodzony wdzięk, gracja w każdym kocim ruchu szczuplutkiego ciała, przyciągały wzrok. Włosy w kolorze miodu lub starego złota, jak mawiał kiedyś jej mąż, roziskrzone intensywnie zielone oczy i jasna cera wyróżniały ją w tłumie.

Chociaż nieubłaganie zbliżały się jej trzydzieste urodziny, nie wyglądała na swój wiek. Jedynie ktoś, kto patrzył w jej błyszczące, ale przeraźliwie smutne oczy mógł pomyśleć, że ta dziewczyna ma za sobą mnóstwo cierpienia. Nawet, gdy się uśmiechała, trudno było dostrzec prawdziwą radość w jej oczach, chociaż z natury była pogodna.

Czasem myślała, że gdyby nie wrodzone poczucie humoru, nigdy by nie przetrwała tych paru lat. Jak to wszystko tak się rozpadło? Czemu właśnie ona? Ostatnie lata były jak koszmar. Mało brakowało, a pogrążyłaby się w smutnych rozmyślaniach, a musiała wziąć się w garść, musiała. Przecież gdzieś tam, na górze, czekała na nią krwiożercza pirania Eris, która najchętniej by ją zwolniła, szczególnie teraz po odejściu pana Dovana na emeryturę. Nie mogła jednak tego zrobić, ponieważ Isabelle została zatrudniona od razu na rok, bez okresu próbnego, bez referencji, po krótkiej rozmowie kwalifikacyjnej, przy której nie kryła, jak niewielkie ma doświadczenie w tej branży.

Starszy pan przeszedł na emeryturę tydzień po tym jak przyjął Isabelle do pracy na stanowisku osobistej asystentki. Odchodząc, zapewnił ją, że nieźle radzi sobie w pracy i że uważa ją za „najlepszy nabytek w życiu" i że ma nadzieję, że „jego syn będzie miał z niej pociechę".

Isabelle nie bardzo wiedziała, jak zinterpretować tę niecodzienną wypowiedź, uśmiechnęła się więc tylko nieśmiało z zakłopotaniem i wdzięcznością. Potrzebowała tej pracy jak nigdy w życiu, o czym, jak sądziła, mógł wiedzieć.

Jeszcze nie widziała nowego szefa, młodego pana Dovana, który miał zastąpić ojca, jako że w ciągu ostatnich dwóch tygodni nie pojawił się w biurze. Wiedziała, że pracował kiedyś u ojca, zanim założył własną firmę. Było to coś związanego z komputerami, którymi Isabelle nie bardzo się interesowała.

Mówiło się, że akurat rozwodził się z drugą żoną, że rozwód był krótki i wszystkich zaskoczył, ponieważ młodzi państwo Dovan uchodzili w towarzystwie za wzorowe i bardzo dobrane małżeństwo. Nie mieli dzieci, co nikogo nie dziwiło, bo w ich środowisku wiele par odkładało takie decyzje na dużo późniejszy wiek.

SzansaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz