Nico nie miał pojęcia czym, po tym wszystkim, byli.
Spotykali się regularnie – co było trudne, zważywszy na dwie prace Willa i zajęcia ich obu. Było też dużo pocałunków, ale nigdy nie doszło pomiędzy nimi do czegoś więcej. Nico przypuszczał, że Will jest w tym wszystkim całkiem nowy i nie czuje się jeszcze do końca komfortowo. Alkohol daje ludziom odwagę, której nigdy wcześniej nie mieli, a trzeźwy Will zdawał się nie mieć odwagi pijanego Willa. Nico nie naciskał – nie chciał postawić Solace w niekomfortowej sytuacji. Nie przypuszczał też, że ze sobą chodzą. Nico nigdy wcześniej się z nikim nie umawiał, ale gdy poznał przyjaciółkę Willa – dziewczynę o nazwisku Lou Ellen, Will przestawił go jako „Nico". Co, do cholery, miało to oznaczać? Gdyby powiedział „mój chłopak Nico", przynajmniej wiedziałby na czym stoją; gdyby powiedział „mój przyjaciel Nico", też miałby kilka pomysłów na bycie pieprzonymi przyjaciółmi – pomijając pieprzonych, oczywiście. Ale po prostu „Nico" nic mu nie mówiło. Fakt, że Lou Ellen uniosła brwi i powiedziała zwykłe „och" zanim spojrzała na Nica z góry dobijał go jeszcze bardziej.
– Wracasz do domu na Święto Dziękczynienia?
Nico prychnął zdenerwowany.
– Najwidoczniej.
Siedzieli przy jednym ze stolików na tarasie u Apolla. Nico mieszkał bardzo blisko restauracji, więc Will miał w zwyczaju zaciągać go tutaj na lunch. Tylne patio było zamykane na zimę, ale Will mógł przesiadywać tam, gdy był w pracy.
– Nie dogadujesz się z ojcem.
– Czy to aż tak oczywiste?
Will zaśmiał się.
– A co z tobą?
– Co ze mną?
– Czy ty dogadujesz się ze swoim ojcem?
– Chciałbym wiedzieć.
Nico gwałtownie poderwał głowę w jego stronę. Will wpatrywał się w jedzenie, starając się utrzymać obojętną minę.
– Och... ja... um, przepraszam.
Will wzruszył ramionami i podniósł wzrok. Jego uśmiech nie obejmował oczu.
– W porządku. Nigdy go nie znałem, więc nie jest to coś, za czym mógłbym tęsknić.
Nico wiedział, że Will nie wierzy w to, co powiedział, i nie mógł wymyślić odpowiedniej odpowiedzi. Mógł wspomnieć o swojej matce, ale to nie było to samo – ton Willa jasno mówił, że jego ojciec nie umarł, tylko zostawił jego matkę przed narodzinami syna, więc Nico nie mógł zrozumieć tego, co czuł Solace. Moja matka umarła, gdy miałem niecały roczek, nie brzmiało jak dobre pocieszenie.
Poza tym, bał się, że jeżeli wspomni o swojej matce, to już wkrótce ten temat doprowadzi ich do Bianki.
Jeszcze nie powiedział Willowi o Biance. Wiedział, że powinien, ale nigdy nie mógł znaleźć odpowiedniego momentu. Część jego wcale nie chciała mu o tym powiedzieć. Wiedział, że to prawdopodobnie samolubne i nie potrafił wyjaśnić, dlaczego nie chciał, żeby Will wiedział, ale trzymał usta swoje zamknięte na kłódkę.
Will lekko pokręcił głową.
– Nie jadę do domu. Pracuję przez cały weekend.
– Pracujesz w Święto Dziękczynienia?
– Więcej wtedy płacą. – Wzruszył ramionami.
Za każdym razem, gdy schodzili na temat pieniędzy, Nico czuł się zakłopotany. Pamiętał sposób, w który Will na niego spojrzał, gdy Leo powiedział, że Nico jest bogaty. Nie mógł nic poradzić na to, że czuł się odrobinę winny, myśląc o Willu pracującym w Dziękczynienie, żeby zapłacić za swoje studia, podczas gdy ojciec Nica i Hazel bez problemu opłacał naukę swoich dzieci.
CZYTASZ
Przy włączonym świetle
FanfictionNico jest przyzwyczajony do jednorazowych numerków. To, do czego nie jest przyzwyczajony, to ciągłe wpadanie na nieznajomego, który najwyraźniej nie rozumie konceptu JEDNEJ NOCY. Zdecydowanie nie jest też przyzwyczajony do tego, że ich spotkania pow...