Rozdział 1

79 11 8
                                    

Eileen

Dzisiejszy dzień oficjalnie mogę uznać za jeden z gorszych. Samara aka Szmata, znowu postanowiła mi pokazać, jak mało wartościowa jestem, przez co na stołówce jej koktajl truskawkowy wylądował na mojej niedawno kupionej bluzce. Nie dość, że stałam się pośmiewiskiem, to tym razem naprawdę mało brakowało do przemiany. Gdybym zdenerwowała się odrobinę mocniej... No cóż, nawet nie chce o tym myśleć. Szkoda, że nie mogę pokazać tej zołzie, jak kiedyś moja rodzina radziła sobie z takimi jak ona.

- Co o tym sądzisz? - Przeniosłam wzrok na blondynkę idącą obok mnie.

Camille była moją najbliższą przyjaciółką. Kiedy po raz pierwszy stanęłam zagubiona w progach liceum, to właśnie ona wystawiła do mnie pomocną dłoń. Nie wie o moim sekrecie, ponieważ matka uparła się, żebym nigdy absolutnie nikomu o tym nie wspominała. Zresztą... Camille i tak by mi pewnie nie uwierzyła.

- O czym? Przepraszam... Zamyśliłam się.

- O tym wypracowaniu. Pani Johnson chyba naprawdę się nudzi, skoro wymyśla coś takiego! - Wydawała się zbulwersowana, więc położyłam jej dłoń na ramieniu.

- Nie wiem Cam, ona ma naprawdę dziwne pomysły, ale to? Skąd mam wiedzieć kim chce zostać w przyszłości? Mam dopiero 17 lat, rany! - Jęknęłam, po czym spojrzałam zdezorientowana na przyjaciółkę.

- Zastanawiałaś się nad tym? - spytałam.

- Jeszcze nie... Nie mam do tego głowy babe!

- Babe? Serio?- Zaśmiałam się.

- Próbuje ci poprawić humor mała! - Popatrzyła na mnie rozbawiona.

- Ej! Nie taka znowu mała żyrafo. - Szturchnęłam ją w ramię i wystawiłam język, robiąc przy tym dziwną minę, co w rezultacie sprawiło, że całe napięcie między nami zniknęło.

- A tak w ogóle to słyszałaś o tym chłopaku?! - zaświergotała Camille.

- Jakim chłopaku? Znowu się zakochałaś? - Przeszłyśmy przez pasy i skręciłyśmy w uliczkę prowadzącą w kierunku mojego mieszkania.

- Nie nabijaj się! Jutro ma się do nas przenieść jakiś uczeń, którego wywalili z poprzedniej szkoły. - Skrzyżowałam spojrzenie z przyjaciółką.

- Za co go wyrzucili? - spytałam.

- Podobno brutalnie pobił jakąś dziewczynę ze szkoły, przez co ta trafiła na ostry dyżur - zmieszała się.

- Naprawdę? Co za palant! Jak myślisz, co mu zrobiła?...

- Kto? - zapytała, nie do końca rozumiejąc.

- No ta dziewczyna! Skoro ją aż tak pobił, to chyba mimo wszystko musiał mieć jakiś powód? Rany Cam! Czasami jesteś naprawdę tępa. - Uśmiechnęłam się mimo woli, widząc wzrok brunetki. Jej spojrzenie mówiło "Masz coś do mojej tępoty, skoro sama jesteś idiotką?"

- Może była mu winna forsę za jakieś "przyjemności" ale on nie chciał płacić, bo był bucem i uznał, że to mu się należy zapłata za "usługi". - Stanęłam nieruchomo i popatrzyłam na dziewczynę. Stała z wielkim bananem na twarzy i próbowała zatrzymać napad śmiechu.

- Kurcze! Serio pomyślałaś, że na to wpadłam! - Nie mogła się już powstrzymać, więc wybuchnęła śmiechem, a ja dołączyłam do niej, bo jednak z pewnego punktu widzenia było to zabawne.

- Dobra, dobra! Ty to powiedziałaś nie ja babe. - Mrugnęłam do niej, a następnie otworzyłam drzwi do wieżowca, w którym mieszkałam.

- Do jutra! - krzyknęłam na pożegnanie i weszłam do środka budynku.

- Do jutra, mała! - Usłyszałam za sobą i uśmiechnęłam się pod nosem.

Razem z mamą mieszkamy na siódmym piętrze, dzięki czemu nie musimy się obawiać zagrożenia, bo w razie potrzeby możemy wyskoczyć przez okno, nie bojąc się upadku, dodatkowo mając nie najgorsze widoki. Mijam wesołego mężczyznę z wąsami w recepcji i kieruję się w stronę windy. Na szczęście dzisiaj wszystko w niej działa, więc bez przeszkód mogę wjechać na swoje piętro. Podchodzę pod właściwe drzwi i wystukuje rytm, którego kiedyś nauczyła mnie matka. Powiedziała, żebym tak pukała, bo dzięki temu będzie wiedziała, że to ja. Ciężko mi to zrozumieć, ale staram się do tego stosować.

Po paru chwilach drzwi otwiera zielonooka kobieta w dresie z przyjaznym uśmiechem. Wchodzę do domu, witając mamę krótkim "cześć" i idę w stronę kuchni. Jestem strasznie głodna!

- Co dziś na obiad? - pytam z nadzieją, że usłyszę nazwę mojego ulubionego dania, czyli kurczaka w sosie curry.

- Dzisiaj mamy wołowinę z ryżem! - odkrzykuję, idąc w moją stronę.

Może być - myślę. Siadam na krześle przy stole i przez chwilę obserwuje kobietę krzątającą się przy kuchence. Rozglądam się po pomieszczeniu, zatrzymując swój wzrok na czarnym zegarze. Długa, cienka wskazówka porusza się spokojnie, odliczając sekundy. Każdy z nas ma w świecie jakąś role, mniej lub bardziej istotną. Każdy pragnie szczęścia. Wymarzona praca, miłość jak z bajki i spokojne, dostatnie życie. Czy to nie coś, do czego uparcie dążymy, czasem nawet o tym nie wiedząc? Dlaczego ja tego nie robię? Nie szukam miłości. Nie wiem, co mogłabym robić w przyszłości. Po prostu nie myślę o tym tyle, ile powinnam. Nie przejmuję się pracą, mimo iż wiem, jak to się potem na mnie odbije...

- O czym myślisz? - Zaniepokojony głos matki wyrywa mnie z zamyślenia.

- O przyszłości...

- O przyszłości? - Dziwi się.

- Tak... Dostaliśmy dziś na zajęciach wychowawczych do domu wypracowanie "Twoja przyszłość. Wymarzony i realny zawód"- mówiąc to, zrobiłam cudzysłów w powietrzu.

- Trudny temat - przyznała.

- I to jak - Jęknęłam poirytowana i wróciłam do rozmyślań.

StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz