Rozdział 3

32 9 0
                                    

Eileen

Po wyjściu z liceum poszłyśmy z Camille, tak jak jej obiecałam do MCDonalda. Usiadłyśmy przy stoliku w rogu pomieszczenia, po czym podeszłam do kasjerki, żeby coś zamówić. Na moje nieszczęście kolejka wygłodniałych ludzi nie była wcale mała. Zanim udało mi się dostać do kobiety, byłam już cała wkurzona. Stałam pomiędzy jakimś spoconym chłopakiem, prawdopodobnie był po treningu, na co wskazywała bluzka z logiem obcej mi szkoły, a dziesięcioletnią dziewczynką, która deptała moje biedne stopy swoimi. Gdyby to nie wystarczyło, to będąc wreszcie przy kasie, okazało się, że muszę czekać prawie pół godziny na dwie paczki durnych frytek.

Kiedy koszmar w kolejce się skończył, dumna podeszłam do naszego stolika. Rzuciłam jedną paczuszkę w stronę blondynki, na co zareagowała entuzjastycznymi oklaskami.

- No w końcu! Już myślałam, że będę musiała tam po ciebie pójść! - Zarechotała.

- Ale z ciebie małpa - powiedziałam, ukazując przyjaciółce język.

- Bądź co bądź dobrze się spisałaś, mała! - Wskazała na mnie palcem, uśmiechając się szeroko.

- To ma być podziękowanie? - Odwzajemniłam uśmiech.

- Może... - Chwyciła kilka frytek, które po sekundzie wylądowały w jej ustach.

Uwielbiałam takie momenty! Chwile, w których mogłyśmy się razem powygłupiać i udawać, że jesteśmy nie do ruszenia. Minuty z naszych żyć, w których byłyśmy razem. To naprawdę miało dla mnie znaczenie. Właśnie dzięki takim momentom rodzi się tak zwana więź. Nasza jest już bardzo silna, ale wciąż nad nią pracujemy. Wspomnienia, które dzięki temu zyskujemy. To wszystko ma niemałe znaczenie. Każdy potrzebuje przyjaciela.

- Może pojedziemy nad morze. - Zaczęłam marzyć.

- Wiesz, że bym chciała! Wyobraź sobie tylko te wszystkie ciacha bez koszulek. - Zachichotała.

- Pomyśl tylko o tym całym jedzeniu, które tam na nas czeka! - Pisnęłam podekscytowana.

- Trzeba to wreszcie urealnić! - powiedziała zdeterminowana.

- Oczywiście! - zawtórowałam.

Po jakichś dwóch godzinach w końcu wyszłyśmy z knajpy. Nie znałam godziny, ale widziałam, że zaczynało się ściemniać.

- Muszę jeszcze coś załatwić dla mamy. Wrócisz sama? - Przechodziłyśmy właśnie jedną z bardziej ruchliwych ulic Brooklynu.

- Jasne, nie jestem przecież dzieckiem! - Oburzyłam się.

- Z politycznego punktu widzenia jeszcze jesteś! - Wytknęła mi.

- Tak czy siak sobie poradzę! - Fuknęłam.

- Dobra, dobra. No to do jutra, babe! - Uścisnęła mnie i przeszła na drugą stronę ulicy.

Do przejścia zostały mi niecałe dwa kilometry. Jeśli pójdę skrótem, będę w domu za maksymalnie piętnaście minut. Postanowiłam zaryzykować i przy najbliższej okazji weszłam do jednej z ciasnych uliczek. Przechodziłam tak już parę razy i nic mi się nie stało, więc nie rozumiem, dlaczego tym razem nie miałabym tego powtórzyć. Przeszłam kilka metrów, po czym usłyszałam za sobą jakiś szmer. Nie było to nic niezwykłego, jednak po sekundzie poczułam na swoim karku gęsią skórkę. Postanowiłam to zignorować i ruszyłam dalej. Tym razem było znacznie gorzej. Po kolejnych metrach usłyszałam za sobą odgłos kroków. Moje serce zaczęło bić jak szalone, a ja stałam tam jak sparaliżowana. Nie powinnam się bać! To nie była postawa godna osoby mojego gatunku. A jednak... Mój oddech przyśpieszył, a ja czekałam już tylko na cud. Cholernie się bałam! Kimkolwiek był osobnik podążający za mną, wiedziałam, że jeśli tylko się odwrócę, to on tam będzie. Stał dokładnie za mną. Wyczułam go! Na dziewięćdziesiąt procent był płci męskiej, co tylko pogarszało całą tę sytuację. Byłam w potrzasku. Wiedział, że wiem, iż jest za mną, ale nie wykonał żadnego ruchu, odkąd stanęłam. Przez moje myśli przechodziły różne scenariusze, szczególnie te straszne. Nie wiedziałam co robić, dopóki nie przypomniałam sobie słów matki.

Jeśli kiedykolwiek się czegoś przestraszysz, pamiętaj, że nieważne co by to było. Ty jesteś od tego sto razy gorsza! Więc nie bój się więcej! Nie masz czego!

Teraz wiedziałam co mam robić. Mgła w moim umyśle zniknęła, a ja zaczęłam oceniać swoje położenie. Mogłabym równie dobrze walczyć z tajemniczym mężczyzną, ale wtedy ujawniłabym moje zdolności. Jedynym wyjściem w tej sytuacji była ucieczka. Jeśli się postaram, biegam naprawdę szybko, a jeśli wspomogę się trochę moimi wilczymi umiejętnościami, to facet na pewno mnie nie złapie. Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na przestrzeń przede mną. Kilka kartonów po prawej i dwa śmietniki z lewej, które nie stanowiły dla mnie żadnej przeszkody. Zacisnęłam pięści i odetchnęłam po raz ostatni.

Biegłam. Biegłam naprawdę szybko! Gdy tylko wystartowałam, usłyszałam za sobą kroki mężczyzny, który rzucił się za mną w pogoń. Na moje szczęście byłam tak szybka, że po chwili już go zgubiłam.

Wbiegłam zdyszana do budynku. Minęłam faceta z recepcji patrzącego na mnie podejrzliwie i wjechałam windą na odpowiednie piętro. Zapukałam do drzwi naszego mieszkanka, ale odpowiedziała mi cisza. Zapukałam ponownie, tym razem głośniej i po chwili drzwi otworzyła moja mama ze zmartwionym wyrazem twarzy.

- Dzwoniłam... - zaczęła.

- Naprawdę? - Sięgnęłam do torby w poszukiwaniu urządzenia.

Był w jednej z kieszeni plecaka. Wyciszony. Gdy go już odblokowałam, moim oczom ukazał się numer matki.

- Dzwoniłaś 78 razy?! - Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.

- Tak - wysyczała.

- Przepraszam... - Spuściłam wzrok.

- Idź do pokoju! Porozmawiamy o tym rano... - powiedziała i poszła w stronę kuchni.

Nie chcąc jej bardziej denerwować, zrobiłam, o co prosiła i poszłam do pokoju.

StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz