Rozdział 8

32 6 5
                                    

Eileen

Włożyłam na głowę czapkę i wyszłam. Stanęłam przed windą i nacisnęłam przycisk, który odpowiadał za sprowadzenie jej na odpowiednie piętro. Poczekałam około pięciu minut, po czym zorientowałam się, że winda nie działa. Postanowiłam zejść schodami. Najprościej byłoby, gdybym po prostu zeskoczyła z balkonu obok kuchni, ale wtedy ktoś mógłby mnie zobaczyć. Nie powinnam się narażać tylko dlatego, że nie chce mi się zejść w "normalny" sposób.

Wychodząc z budynku, dostałam wiadomość od Camille.

Idziesz na to spotkanie?

Szybko napisałam odpowiedź i schowałam komórkę do torebki. Zabrałam ze sobą niewielką czarną torebkę, w której leżał telefon i pięć dolarów, które mi zostało. Mam nadzieję, że to on zapłaci, w przeciwnym wypadku będę miała problem.

Pewnym siebie krokiem szłam przez ulice prosto do miejsca spotkania. Gdybym miała samochód, znalezienie się na miejscu zajęłoby mi niecałe dwadzieścia minut. Niestety nie miałam. Pieszo dostanę się tam za ponad czterdzieści minut. Może powinnam złapać taksówkę?

Po piętnastu minutach drogi poczułam na sobie czyjś wzrok. Stanęłam w miejscu i rozejrzałam się dookoła. Ludzie, którzy przechodzili obok, nie zwracali na mnie uwagi, więc to nie mógł być zwykły przechodzień. Skierowałam wzrok w górę, a moje serce zabiło mocniej. Przysięgłabym, że na jednym z tych płaskich dachów ujrzałam rękę człowieka. Zamrugałam zdziwiona, ale gdy popatrzyłam znowu, nic tam już nie było. Czy to możliwe, że zwariowałam?

Nie, to nie prawda. Nie mogłam oszaleć. Po prostu nie mogłam. Po chwili poczułam na ramieniu dłoń. Bez wątpienia mogłam stwierdzić, że była męska, więc natychmiast odwróciłam się w stronę faceta.

- Wszystko z panią dobrze? - zapytał z wyraźnym trudem.

Przeskanowałam jego ciało. Zdecydowanie nie był miejscowym, prawdopodobnie był z innego kraju. Miał delikatny zarost i ostre rysy twarzy. Kwadratowa szczęka dodawała mu uroku, a wielkie niebieskie oczy sprawiały wrażenie, że można mu zaufać. Blond włosy miał zaczesane i spięte w mały koczek pośrodku głowy.

- Jest... Dobrze. - Zapewniłam z wahaniem, co blondyn najwyraźniej wyczuł, bo spojrzał na mnie karcąco.

- Nie powinna pani kłamać. - Skupił się na każdym słowie, a gdy to robił, zmarszczył delikatnie brwi.

- Dziękuję, ale naprawdę wszystko gra. - Uśmiechnęłam się pewnie i zerknęłam na niebieskookiego.

- Dobrze. - Gdy to mówił, czułam, jak próbuje przeskanować moją głowę, odkryć wszystkie moje tajemnice. Jego spojrzenie wwiercało się we mnie, a ja nie wiedziałam co zrobić. Jego ręka wciąż była położona na moim ramieniu i nie wyglądał jakby, chciał ją zdjąć.

- Ja... Ja powinnam już iść- wysiliłam się na miły ton i zrobiłam krok naprzód.

- Nie - powiedział beznamiętnie.

- Że co, proszę? - spytałam zdziwiona. Co tu się właśnie dzieje?!

- Nie. - Powtórzył i złapał mnie za nadgarstek.

Co ci ludzie mają do moich nadgarstków?!

- Jak to nie? Co pan mówi? - Zmieszałam się i pokręciłam głową, na "nie". Może po prostu nie zrozumiał?

- Powiedziałem, że nigdzie nie idziesz paniusiu. - Wydawał się zirytowany.

Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, tkwiłam już przyparta do muru w jednej z uliczek. Trzymał mnie dokładnie tak jak chłopak w moro z klasy. Byłam strasznie zdenerwowana. Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować. Czy narazić się na odkrycie i użyć mocy, czy lepiej poczekać? Wybór był definitywnie trudny.

Poczułam, jak mężczyzna przyciska do moich ust mokrą szmatkę. Zacisnęłam powieki i zadrżałam.

Nie śpij! No nie zasypiaj! Musisz pozostać przytomna, Eileen!

Powtarzałam sobie te słowa w myślach jak mantrę i próbowałam walczyć z sennością. Jestem przecież wilkołakiem! Po chuj mi moce skoro z nich nie korzystam?! Spróbowałam się skoncentrować. Musiałam się przemienić! Obudzić w sobie siłę.

Moje tęczówki zmieniły kolor, a ja odepchnęłam mężczyznę z całej siły. Upadł na ziemię i spojrzał na mnie oszołomiony. Nie trwało to jednak długo, bo zaraz potem się podniósł i uśmiechnął perfidnie. To chyba źle prawda?

- No proszę, proszę! A więc postanowiłaś się ujawnić? - zapytał, sięgając do tylnej kieszeni. Wiedziałam, że to nie wróży niczego dobrego, więc pobiegłam tak szybko, jak tylko potrafiłam w głąb uliczki.

- Naprawdę sądzisz, że cię nie złapiemy? - krzyknął za mną.

Zaraz. Jakie "my"? Czy to znaczy, że jest ich więcej? O, nie...

Kiedy wybiegłam na otwartą przestrzeń, usłyszałam, jak powietrze przeszywa strzała. Nie była wielka ani nic podobnego. Bardziej przypominała strzałkę do gry w rzutki. Zmierzała prosto na mnie. Uchyliłam się dosłownie w ostatniej sekundzie. Zaraz potem zobaczyłam ją wbitą w chodnik. Schyliłam się, aby ją podnieść, ale usłyszałam kolejną. I jeszcze jedną i następną. Odwróciłam się, a w moim ciele wylądowały dwie z nich. Jedna trafiła w udo a kolejna w bok brzucha. Poczułam się nagle strasznie słaba. Upadłam na betonowy chodnik i poczułam przeraźliwe zimno. Spróbowałam poruszyć ręką, aby się podnieść, ale to nic nie dało. Nie mogłam się ruszyć.

Cholera, tylko nie to! Nie, nie, nie, nie, nie! Proszę, nie!

Poczułam, jak moje powieki się zamykają, a ja odpływam do krainy Morfeusza. Zasnęłam, a dokładniej zostałam uśpiona. Byłam zdana na łaskę tych ludzi, kimkolwiek byli i czegokolwiek chcieli. Byłam całkowicie bezradna.

StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz