Rozdział 5

30 7 6
                                    

Eileen

Następnego ranka nie poszłam do szkoły. Gdy się obudziłam, poczułam na swojej głowie coś obcego, ale to zignorowałam. Zeszłam z łóżka i rozejrzałam się po pokoju w poszukiwaniu czystych ubrań. Nie należałam do osób przesadzających z porządkiem, co od razu było widać. Koc, którym okryłam się w nocy, leżał teraz pod łóżkiem razem z kłębkami kurzu i pojedynczymi wycinkami z gazet.

Czasem kupowałam kolorowe magazyny dla nastolatków. Nigdy ich nie czytałam. Interesowałam się natomiast zdjęciami różnych przystojniaków w nich. Wycinałam fragmenty stron, na których był interesujący mnie chłopak. Będąc młoda, miałam dziwne pomysły.

Uśmiechnęłam się pod nosem na wspomnienie gołej klatki piersiowej Launtner'a. Naprzeciw łóżka stała sporych rozmiarów szafka. W środku jednak nie było ubrań, a książki. Uwielbiałam zagłębiać się w lekturach. W takich chwilach nie liczyło się nic innego oprócz losów postaci z fikcyjnego świata. Moim ulubionych utworem tutaj był chyba "Zmierzch" jednak nie podobał mi się pomysł o małżeństwie Belli z Edwardem, gdy obok miała kogoś znacznie lepszego. Jacob podbił moje serce i według mnie to on powinien zostać partnerem kobiety. Nie chodziło o moją nienawiść do rasy wampirów, jednak mimo wszystko za nimi nie przepadałam. Podobno wilki i wampiry od niepamiętnych czasów darzyły się nienawiścią, a ja nie myślałam o nich inaczej jak o żądnych krwi osobnikach z ludzkim wyglądem. Nie byli "potworami" jednak ciężko było się im pohamować, jeśli chodziło o krew, dlatego nie chciałabym nigdy żadnego spotkać. Na szczęście w Brooklynie populacja krwiopijców jest bliska zeru. Tak mówiła mi matka, a ja miałam tylko szczerą nadzieję, że to prawda.

Podeszłam do prostokątnej szafy z ubraniami i wyciągnęłam pierwszy z brzegu top. Powąchałam go i odrzuciłam natychmiast z kąt. Ten zdecydowanie potrzebuje prania. Powtarzałam czynność do momentu odnalezienia czystej i pachnącej lawendą czarnej bluzy z nadrukiem wyjącego wilka. Ubrałam granatowe legginsy i zrobiłam delikatny makijaż.

Po wyjściu do holu skierowałam się do kuchni na śniadanie. Mama siedziała przy stole i już jadła. Kiedy na mnie spojrzała, uśmiechnęłam się lekko, ona natomiast upuściła kubek pełen kawy, który popijała. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła, a następnie poczułam płyn pod stopami. Popatrzyła na rodzicielkę, na jej twarzy gościł wielki szok. Jej oczy utkwione były w coś nad moim czołem. Nie mogąc wytrzymać niepewności, wbiegłam do łazienki i zerknęłam w lustro. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! Na czubku mojej głowy znajdowała się para wilczych uszu. Krzyknęłam przerażona i dotknęłam opuszkiem palca jednego z nich. Prawdziwy. To jedno słowo rozbrzmiało w mojej głowie i nie miało zamiaru jej opuścić. Nic z tego nie rozumiałam. Jak to jest w ogóle możliwe! A może to jest sen? Tak. To na pewno sen! Uszczypnęłam się w ramię, aby ostatecznie potwierdzić swoje przypuszczenia. Zrobiłam to. Uszczypnęłam się i zabolało. Czyli to jednak nie sen?! Wpatrywałam się w lustro z niedowierzaniem. Spokojnie, napomniałam się w myślach. Weź głęboki wdech i się uspokój. Co z tego, że prawdopodobnie w nocy jakimś niewyjaśnionym sposobem wyrosła ci para czarnych, wilczych uszu? Nie. To wcale nie pomagało!

Wyszłam z toalety i ruszyłam prosto w stronę mamy. Dalej była w kuchni. Patrzyła się w przestrzeń przed sobą, ale jej wzrok był nieobecny. Jak widać, ją też to zdziwiło. Wzięłam jeszcze jeden wdech i pomachałam jej ręką przed twarzą.

- Mamo?

- Kiedy to się stało? - spytała beznamiętnie.

- Kiedy co się stało? - Zgłupiałam.

- Kiedy ci wyrosły?! - pisnęła, a na jej twarzy pojawił się niepokój.

- Chyba w nocy... Wczoraj jeszcze ich nie było - mruknęłam zrezygnowana.

StormOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz