11 czerw­ca

230 13 0
                                    

11 czerw­ca

Co­kol­wiek byś na to po­wie­dział, nie wy­trzy­mam tu­taj dłu­żej. Cóż tu po mnie? Czas mi się tyl­ko dłu­ży. Ksią­żę za­cho­wu­je się wo­bec mnie z ca­łą uprzej­mo­ścią, a mi­mo to nie czu­ję się na swo­im miej­scu. W grun­cie rze­czy nie ma­my ze so­bą nic wspól­ne­go. Jest on czło­wie­kiem ro­zum­nym, ale nie­ory­gi­nal­nym i to­wa­rzy­stwo je­go nie ma dla mnie więk­sze­go uro­ku, jak prze­czy­ta­nie do­brze na­pi­sa­nej książ­ki. Za­ba­wię tu jesz­cze ty­dzień, a po­tem udam się zno­wu na tu­łacz­kę. Naj­le­piej z wszyst­kie­go szło mi tu jesz­cze ry­so­wa­nie. Ksią­żę od­czu­wa sztu­kę, a miał­by jesz­cze więk­sze jej zro­zu­mie­nie, gdy­by nie to, że tkwi głę­bo­ko w szka­rad­nej eru­dy­cji i po­spo­li­tej ter­mi­no­lo­gii. Cza­sem zgrzy­tam zę­ba­mi, bo pod­czas gdy unie­sio­ny za­pa­łem, uka­zu­ję mu cu­da na­tu­ry i sztu­ki, on są­dząc, że się po­pi­su­je, wy­jeż­dża za­raz z ja­kimś urzę­do­wym ter­mi­nem tech­nicz­nym.

„Cierpienia młodego Wertera" GoethegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz