Rozdział 1: Ranny

168 7 0
                                    

-Shani, pomóż mi! - krzyknęła dziewczyna.
Shani podbiegła i pomogła jej przytrzymać mężczyznę. Był nieprzytomny i silnie krwawił. Panował już półmrok, na zachodzie widoczna była tylko lekka poświata.
-Kto to? - Dziewczyny przeniosły rannego w bezpieczne miejsce. Był dobrze umięśniony i dosyć ciężki.
-Nie wiem. Przyniosło go tu dwóch mężczyzn, uciekli zanim zdążyłam zapytać.
-Ciekawe. Ale tak w środku miasta?
-Nie wiem. Rany nie wyglądają jak zadane mieczem.
-Przynajmniej nie wszystkie.
-Dostał strzałą, ale ją ułamał. Pewnie to elfy Y'aspera.
-Nieistotne. Musimy mu pomóc. Później będziemy się zastanawiać.
Dziewczyny opatrzyły rannego mężczyznę.

-Chyba się budzi - stwierdziła Mari.
Shani dokładnie przyjrzała się twarzy rannego. Miał lekki zarost, najwyraźniej był w drodze od kilku dni. Szczupłe policzki, delikatne zmarszczki wokół oczu, przydługie, ciemne włosy związane z tyłu w koński ogon. Przez chwilę twarz nie wyrażała nic, później jednak wiedźmin skrzywił usta i otworzył oczy.
Dziewczyny zamarły.

-Czy to... - zaczęła Mari. Była bardzo blada.
-Wiedźmin.
-Nie wierzę. Nigdy nie poznałam prawdziwego wiedźmina.
-A ja aż zbyt wielu. - Westchnęła medyczka.
-I co z nim zrobimy?
-Wyleczymy i puścimy wolno. Szpital Melitele jest miejscem dla wszystkich potrzebujących.
-Shani, wiesz co się dzieje w mieście. Jeśli go tu znajdą... - dziewczyna urwała przerażona. Widziała już zbyt wiele, jak na swój młody wiek.
-Szpital to miejsce neutralne. Nie mają prawa...
-Myślisz, że będą patrzeć na prawo? Mikah nie działa według prawa. On je ustanawia. Według własnych potrzeb i upodobań.
Shani nie miała na to odpowiedzi. Przez prześladowania w mieście prawie zginął Lambert. Po tym incydencie oboje uznali, że lepiej nie ryzykować. Medyczka nie mogła opuścić miasta. Zdążyła się już za nim stęsknić.
-Nieważne. Ranny to ranny, musimy mu pomóc - stwierdziła w końcu Shani.
-Robisz to ze względu na tego swojego wiedźmina?
Na to również Shani nie miała odpowiedzi.

-Powinnyśmy z nim porozmawiać - rzuciła Shani. - Chcesz?
-Ja? Nie umiem rozmawiać z wiedźminami.
Dziewczyna zaśmiała się.
-Mówią w tym samym języku co my, wierz mi.
-Spróbuję - Mari również się uśmiechnęła.
-W razie czego krzycz, przyjdę robić za tłumacza.

Jak się jednak okazało, Mari nie potrzebowała tłumacza, bo rozumiała się z wiedźminem nad wyraz dobrze. Po krótkiej rozmowie na temat zdrowia Klausa - tak się przedstawił - zeszli na luźniejsze tematy. Wiedźmin wydawał się zupełnie inny niż ci, których Mari znała z opowieści. Był naprawdę szczery w reakcjach. Wątpiła, żeby to było wyuczone. Jego uśmiech wydawał się przyjaźniejszy, niż uśmiechy większości ludzi, z którymi miała do czynienia. Rozmawiali długo na temat polityki, pracy wiedźminów, ogólnie wiedźminów, kobiet i prześladowań. W końcu mężczyzna westchnął i powiedział:
-Ukradli mi medalion.
-Medalion?
Skinął głową.
-Głowa gryfa na srebrnym łańcuszku.
-Powiem Shani. Spróbujemy go odzyskać.

Koniec rozdziału 1.

☆☆☆
Pierwszy rozdział nowego opowiadania :D Od razu zastrzegam, że opowiadanie zamierzam skończyć, jednak nie wiem jak często będą pojawiać się rozdziały. Po tym mam w planach jeszcze jedno, opowiadające o przeszłości Lamberta, o której wspomina grze (kto grał, ten skojarzy Aidena). Możliwe, że będzie też coś o Keirze, ale nie jestem jeszcze pewna w jakim kierunku pójdzie tamto opowiadanie. Zapraszam do konstruktywnej krytyki :) 💘

Szlakiem GryfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz