Rozdział 6: Piekło

56 3 0
                                    

   -I jak się stamtąd wydostałeś? W końcu... stoisz tu teraz, jesteś w miarę cały
-Shani. Jak zwykle.

   -Lambert? O cholera... - dziewczyna ruszyła biegiem w stronę wiedźmina, który leżał na ziemi z rozciętym biodrem i rozbitą głową. Opatrzyła wszystkie mniejsze rany i wzięła się za zszywanie biodra. Po raz kolejny cieszyła się w duchu, że wszędzie nosi swoją torbę medyczną. Poskładała wiedźmina, który zdążył się obudzić. Chciał coś powiedzieć, ale dziewczyna go powstrzymała.
-Nic nie mów i się nie ruszaj. Skończę i ci pomogę.
-Muszę uciekać - złamał jej zakaz - tym razem mnie zabiją.
-W takim stanie? Nie chcę cię zostawiać, ale nie mogę jechać...
-Nie musisz. Dam radę. Muszę się tylko dostać do konia i mieczy. Wypiję Jaskółkę i będę jak nowy. Zobaczysz.
-Wierzę na słowo, nic innego mi chyba nie pozostało. Prowadź - pomogła mu się podnieść.

   -To tu. Czekaj, wezmę wszystko i wrócę.
Kiedy wrócił z koniem i ekwipunkiem, zdawał się wyglądać lepiej. Prawdopodobnie zdążył już zażyć eliksir.
-Shani, wracaj do siebie. Będę pisać, obiecuję. Jeszcze znajdę jakiś sposób, by się tu dostać. Ale jeśli ktoś zapyta, nie znamy się. Możesz mieć kłopoty.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też - delikatnie ją pocałował.
Potem odwrócił się i ruszył odzyskać miecze i opuścić w końcu to przeklęte miasto.

   -Nie rozumiem, po jaką cholerę pchasz się znowu do tego miasta.
-Miałeś kiedyś kobietę, na której ci zależało?
Skag uśmiechnął się lekko.
-Nie kobietę, ale miałem.
-Skoro kogoś miałeś, powinieneś rozumieć.
-Szukasz zemsty?
-Nie, kobiety. Do tego już chyba doszliśmy. Nie może zostać w tym cholernym mieście.
-Dlaczego? Bo nie możesz jej swobodnie odwiedzać?
-Dlatego, że tam jest niebezpiecznie.
-Tylko dla odmieńców - ostatnie słowo mocno zaakcentował.
-Nie chce mi się tego tłumaczyć komuś tak ograniczonemu. Po prostu wsiadaj na konia i jedziemy dalej.

   -Merc, żyjesz? - Dziewczyna zawisła mu w ramionach. Siedzieli na koniu i elf obejmował ją jednym ramieniem, by drugim móc trzymać wodze. - Cholera jasna, Merc. Nie strasz mnie tak.
-Nie straszę, po prostu jestem zmęczona. I kolano mnie cholernie boli.
-Wiem, ale nie mogę zrobić nic więcej. Przepraszam - Y'asper zaczerwienił się i ukrył twarz, by nikt tego nie zauważył. Sam nie rozumiał. Ludzka kobieta stała się dla niego tak ważna, to było niedopuszczalne.
-Ukryjemy się w lesie? - Zapytała nagle.
-Nic lepszego nie znajdziemy.
-Myślałam, że wrócimy szukać zemsty.
-Szczególnie ty. Z rozbitym kolanem.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i oparła się o elfa. Gorączkowała, przez co całe jej ciało było rozgrzane, ale ona trzęsła się z zimna. Otoczył ją mocniej ramieniem i westchnął. Nie chciał jej straszyć, ale nie przeżyje długo.

   -Ten kurwi syn myśli, że może sobie z nami pogrywać - zaczął krzyczeć Mikah - ale się myli! Od teraz każdego elfa napotkanego w mieście wieszacie bez osądu! Ale najbardziej mnie boli zdrada Merc... jak tylko ją dorwę - skrzywił się i urwał. Dziewczyna uciekła, zabierając medalion tego wiedźmina. Nie zdziwiłby się, gdyby spiskowali razem. - Na ulice mają wyjść tłumy i protestować przeciw nieludziom. Możecie na pokaz coś podpalić, lub zniszczyć. Zastraszać. W mieście ma wybuchnąć piekło.

Koniec rozdziału 6.

Szlakiem GryfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz