-Merc, proszę cię, przestań. - Y'asper powoli tracił cierpliwość.
-Umrę i nic na to nie poradzisz - wychrypiała w odpowiedzi. - Nie wracajcie do miasta, zaszyjcie się gdzieś. Proszę.
-Nie zamierzam tam wracać. A teraz skończ.
Po tych słowach elf podniósł dziewczynę i wsadził na konia, a następnie sam wskoczył na siodło. Wydał komendę i reszta elfów ruszyła za nim. Musieli znaleźć bezpieczne miejsce z dala od wszystkiego.●
-Ucieknijmy, proszę. Shani, nie możemy tu zostać! - W głosie Mari brzmiało czyste przerażenie.
-Teraz, dopóki w mieście panuje chaos, mamy największe szanse - wtórował jej Klaus, który czuł się całkiem dobrze. Jak na wiedźmina przystało, proces regeneracji był dużo szybszy niż u ludzi.
-Nie mogę zostawić szpitala, przykro mi. Ale wy uciekajcie. - Szybko przytuliła Mari - Nie musicie się o mnie martwić. Poradzę sobie.
-Nie wątpię - Mari pocałowała ją w policzek.
Uścisnęli sobie dłonie z wiedźminem, który podziękował za ratunek. Shani patrzyła jak odchodzą, trzymając się za ręce. Poniekąd im zazdrościła. Chciałaby uciec do Lamberta i nigdy nie wracać. Kiedyś jej to proponował, ale wiedziała, że nie może. Jej miejsce było gdzieś indziej, była powołana do pomocy rannym. Takie zachowanie byłoby samolubne. On był wiedźminem, co jeszcze bardziej komplikowało sprawę. Powstrzymała myśli i przywołała się do porządku. Odwróciła się i ruszyła zajmować się dalej rannymi. Od rana przybyło elfów i ludzi, którzy ucierpieli w zamieszkach. Do wieczora miała pełne ręce roboty. Poszła się położyć nie wiedząc, że to ostatnia spokojna noc.●
-Rano będziemy w Oxenfurcie - mruknął Skag, by przerwać milczenie. Nie lubił milczeć, w przeciwieństwie do Wilka, który jego informację przyjął skinięciem głowy. - Możemy się teraz przespać - podjął.
-Pierwsza mądra rzecz, którą dziś od ciebie usłyszałem - mruknął, wstrzymując konia. Klacz przez chwilę się boczyła (dlatego wolał wałachy), ale posłusznie stanęła. Kiedy już leżeli na ziemi okryci derkami, Skag ponownie się odezwał.
-Lambert? Wyjaśnisz mi teraz, czemu chcesz ją stamtąd zabrać?
-Nie. Już ci mówiłem. - Wiedźmin wyraźnie nie miał ochoty rozmawiać.
-Proszę?
-Dobranoc. - Urwał.
-A żeby ci coś w gacie wlazło. - Warknął Skag, mając dość jego humorów.
Lambert tylko się uśmiechnął i odwrócił plecami do wiedźmina. W dalszą drogę ruszyli jeszcze przed świtem.
-Lambert, odezwij się. Nie można całe życie milczeć.
-Można. Jest dużo łatwiej, kiedy... - urwał nagle. - O, cholera. Powiedz mi, że to wyjątkowy i wczesny wschód słońca.
-O co ci... O. - W tym momencie również Skag zauważył w oddali łunę nad miastem i zaniepokoił się. -To Oxenfurt. Miasto płonie?
-Mam nadzieję, że nie. Shani... Kurwa. - Lambert popędził klacz do galopu, musiał dotrzeć do miasta jak najszybciej. Zwierzę jak zwykle przez chwilę tańczyło w miejscu, w końcu uległo właścicielowi. Wiedźmin wiedział, że Shani nie zostawi swojego szpitala i będzie pomagać do końca. Nawet jeśli to będzie jej koniec. Skag bezradnie ruszył za nim, ale w głębi serca miał nadzieję, że Klaus jest cały i zdążył uciec z miasta.●
-Klaus? Czy to łuna nad miastem?
Mari była wyraźnie zmęczona. Jechali na ukradzionych martwym elfom koniach. Jeśli można to nazwać kradzieżą. Klaus odwrócił się, by spojrzeć w kierunku Oxenfurtu. Nad miastem wyraźnie widziała czerwona wstęga. Westchnął. Oby Shani zdążyła uciec.
-Tak mi się wydaje - odparł w końcu. W oczach dziewczyny błysnęły łzy, po chwili się opamiętała. - Nie martw się. Będzie dobrze.
To było najgorsze pocieszenie na świecie. Ale lepiej nie umiał. Był wiedźminem, a wiedźminów nigdy nie uczono, jak pocieszać. Ich uczono, jak zabijać.Koniec rozdziału 7.

CZYTASZ
Szlakiem Gryfa
FanfictionDalsze losy Shani i Lamberta. Akcja toczy się niedługo po "Wilczym Tropem". W Oxenfurcie polują na wszystkich odmieńców. Żaden wiedźmin, nieludź, ani czarodziej nie może czuć się bezpieczny. Shani, która wróciła do rodzinnego miasta, pomaga w sz...