Rozdział 2: Wieczny Ogień

114 5 0
                                    

   -Co to jest? - Warknął Mikah. Był naprawdę zły. Policzek drgał mu nerwowo, a pięści były białe od zaciskania.
-Leżało na ziemi, w kałuży krwi. Znaleźliśmy to podczas objazdu. - Wyjaśnił spokojnie Y'asper, elf. Nie wspomniał jednak o tym, że nie zdołali ująć właściciela, uciekł im, odbijając niemal wszystkie strzały i znikając, nim zdążyli dobyć mieczy.
   Mikah zamyślił się. Obracał powoli w palcach srebrną głowę gryfa na zerwanym łańcuszku. Nie był głupi. W mieście przebywał wiedźmin. Bez jego zgody i wiedzy. A cholerne komando nie zdołało go pojmać. Najlepsi zwiadowcy, psia mać.

   -Posypią się głowy - mruknęła Merc. - Jest wkurwiony.
Y'asper skinął głową. Nie bał się, Mikah potrzebował jego ludzi. Nie przypuszczał jednak, że sytuacja jest tak poważna. Przez jednego, prawdopodobnie nieszkodliwego, wiedźmina, następnego dnia rano wisiała połowa jego ludzi. Elf zdenerwował się. Tego nie spodziewał się nikt. W mieście zawrzało.

   -Nie miałeś prawa wieszać moich ludzi! Jeżeli byli czemuś winni, najpierw karam ich ja! - Y'asper był wściekły. Właśnie stracił połowę najlepszych żołnierzy, a przy tym braci.
-Ale wszyscy podlegacie mnie. Nie mów, do czego mam prawo, a do czego nie mam, elfie. Chyba, że chcesz wisieć razem ze swoimi ludźmi. - Jego głos był nieludzko spokojny, co jeszcze bardziej zezłościło dowódcę komanda.
   Elf tylko mruknął coś pod nosem i wyszedł. Mikah dział mu już na nerwy. Przystąpił do Wiecznego Ognia jeszcze przed jego rządami. Przed prześladowaniami wiedźminów, do których szczerze nic nie miał. Parę razy nawet pił z nimi jak z kompanami. W większości przypadków różnili się od ludzi tym, że byli sprawiedliwi. Za czarodziejami nie przepadał. Ale pomagał Mikah jeszcze z jednego powodu: żeby chronić elfy. I niektóre krasnoludy. Nigdy nie dał się złapać. Uratował tyle istnień. Tylko po to, żeby przez jednego wiedźmina cała jego praca poszła na marne. Ale nie zamierzał go szukać. Odpuścił sobie. Do wieczora zebrał komando i wyjechał z miasta z ocalałymi elfami. Nie ujechali daleko. Kilkanaście metrów za bramą zajechała im drogę postać. Była ubrana w ciemny, męski strój. Już miał wyciągać łuk i gonić ludzi w las. Poznał ją jednak, gdy zdjęła kaptur.
-Merc? - Zapytał zdziwiony.

   -Nie pytaj. Jadę z wami. Ale musimy się spieszyć. W galop i lasem, nie głównymi drogami. Jak nas znajdzie, będziemy wisieć wszyscy. - Mówiła szybko i była wyraźnie przestraszona. Merc prawie nigdy się nie bała.
   Y'asper nie pytał. Akceptował kobietę, dlatego nie zamierzał zostawić jej na pastwę Wiecznego Ognia. Instytucja bardzo wyewoluowała na przestrzeni ostatnich lat. Na szeroką skalę zajęła się tępieniem czarodziejów, wiedźminów i nieludzi.  Religia zeszła na dalszy plan, służyła głównie do zasłaniania się i usprawiedliwiania mordów lub innych niemoralnych czynów. Elfie komando Y'aspera wkradło się w łaskę organizacji podczas zmiany dowódcy. Dokładnie w momencie, w którym władzę przejmował ojciec Mikah. Byli najlepszymi zwiadowcami miasta i okolic. Aż do teraz.
   Przeszli w galop i wjechali między pierwsze napotkane drzewa, licząc na szczęście.

Koniec rozdziału 2.

Szlakiem GryfaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz