Rozdział 2

1.8K 137 61
                                    

24.05.2015

Louisa obudziło szarpnięcie za ramię. Ten ospale się przeciągnął i swoją miną dał wyraźnie do zrozumienia mundurowemu, że nie jest zadowolony z tej pobudki.

- Idziemy. - jedyne słowo, które padło z ust policjanta.

- Na śniadanie? Głodny jestem. - Louisowi zdecydowanie nie brakowało pewności siebie. - Ej, tak w ogóle, jak się nazywasz? - powiedział i odszukał plakietkę na mundurze. - Yyy... Liam Payne. - zastanowił się chwilę - Wiesz? Kojarzę cię. Nie raz mi mówili: "jak nie przestaniesz, to cię wyślą do Payne i marnie skończysz." - na to śmiesznie zmodulował głos - ale nie jesteś taki zły. Może dużo nie mówisz, ale to lepsze niż jakiś paralizator czy coś. - szatyn wiedział, że igra z ogniem.

- Skończ pieprzyć. Właź. - uciął krótko Liam i wepchnął Louisa do jakiegoś pomieszczenia. Sala przesłuchań. Po środku stało biurko, a przy nim trzy krzesła; dwa po jednej stronie, a jedno na drugiej. Posadzili Tomlinsona na jednym z nich, a po jego obu stronach stanęło dwóch goryli, żeby go pilnowali.

- Chwila, stop. Nie będę gadał z pustym żołądkiem. - powiedział z wyrzutem niebieskooki.

- Nie dostaniesz teraz jedze--

- To w takim razie nic nie powiem. - założył ręce na klatce piersiowej. Liam westchnął i wyciągnął kanapkę. (Nie pytajcie skąd). Louis uważnie ją obejrzał i obwąchał. Po chwili stwierdził, że być może jest to jadalne i z przyjemnością, wręcz pochłonął jedzenie. Kiedy prawie kończył konsumowanie, do sali wszedł mężczyzna w płaszczu, a za nim policjant. Pierwszy, który wszedł do pomieszczenia, miał oprócz długiego, czarnego płaszcza, sztybletów i rurek tego samego koloru, okulary przeciwsłoneczne. Był wysoki i szupły, a na jego głowie, pod (o ironio) czarnym kapeluszem, wystawały brunatne, lokowane włosy. Gdyby Louis miał ocenić tego człowieka, to powiedziałby, że wygląda jak szef jakiejś mafii. Tajemniczy człowiek usiadł na jednym z dwóch postawionych krzeseł, które znajdowały się po drugiej stronie biurka. Obok niego, opadł na siedzenie śledczy. Mężczyzna, ubrany cały na czarno, oparł się przedramionami na blacie, splatając palce ze sobą. Patrzył cały czas zza okularów przeciwsłonecznych na Louisa. Tomlinson uważnie obserwował tego człowieka, spowalniając na chwilę gryzienie jedzenia. Z transu wyrwał go dopiero głos mundurowego:

- Louis Tomlinson. Oskarżony o dziesięć zabójstw. Motyw; homofobia. Czy przyznajesz się do przedstawionych zarzutów? - policjant spojrzał na Louisa znad papierów. Szatyn uśmiechnął się szelowsko i odpowiedział:

- Może tak. - pochylił się nad biurkiem - A może nie. - ponownie wygodnie oparł się o tył krzesła. Mundurowy przwrócił oczami. Tajemniczy człowiek w czerni nawet nie drgnął.

- Konkrety, panie Tomlinson. - powiedział znudzonym tonem. - Przejdźmy dalej; pomagał ci ktoś?

- Nie muszę odpowiadać konkretnie, wystarczy, że nie kłamię, panie... - spojrzał na plakietkę - ...Sheeran. Poza tym, nie zna pan odpowiedzi na poprzednie pytanie, więc tym bardziej nie odpowiem na to, które wynika z poprzedniego. - rzekł zadowolony Louis i cmoknął z aprobatą dla samego siebie. Co jak co, ale prawo znał na wylot.

- Grabisz sobie, Tomlinson. - powiedział sierżant Sheeran.

- Jestem tego w pełni świadomy. - powiedział bez zająknięcia Louis.

- Nie myśl, że to koniec rozmowy. Na tę chwilę, mogę cię tylko powiadomić o tym, że to, co robisz, a raczej robiłeś, nie było normalne. Dlatego też, został ci przydzielony terapeuta. To jest Harry i pomoże ci z problemem. - wskazał na tajemniczego mężczyznę w czerni.

- Problemem? - prychnął przestępca, jednak wszyscy zignorowali jego oburzenie.

Mężczyzna bardzo zuchwałym ruchem ściągnął okulary, patrząc zmrużonymi oczyma na Tomlinsona. Louis z bólem serca przyznał, że miał cudowne, zielone oczy.

"Nie mów jak pedał" - odezwała się jego podświadomość.

"To tylko oczy" - odparło jego drugie "ja". Jego własną rozmowę ze samym sobą, przerwał głęboki, zachrypnięty głos.

- Jestem Harry Styles i jestem twoim terapeutą. Mamy narazie sesje cztery razy w tygodniu. Częstotliwość może się zwiększyć, lub zmniejszyć. To zależy od ciebie. To wszystko, co masz na ten czas wiedzieć. - zakończył i ku zdziwieniu Louisa, założył te cholerne okulary. Potem wykonał gest, który zmroził krew w żyłach szatyna. Bowiem Styles, uśmiechnął się. Ale nie tak zwykle. Uśmiechnął się tak, jakby nie miał prowadzić kulturalnych rozmów z Louisem, tylko miał go zgwałcić, zabić i poćwiartować. Ewentualnie te dwa pierwsze zamienić kolejnością. Zależy od preferencji. Niebieskooki siedział zdrętwiały, aż do momentu kiedy dwójka mężczyzn nie wyszła z pomieszczenia.

To nie będą łatwe rozmowy. - to była jedyna myśl, która chodziła Louisowi po głowie.

696969696969

Cześć!

Pierwsze spotkanie Larry'ego.

Podobają się wam charakterki bohaterów? Idk, ja się utożsamiam z Harrym. I to bardzo :') lubię wzbudzać respekt nic nie robiąc praktycznie :')

Do następnego!
LARloveRY

It wasn't a mistake || LarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz