13 lipca 2017, Wisła
Tak měl's mě vůbecrád?
To nedovolím!
Vím, že můžu řvát.
Nebudu v koutěstát.
Godzina ósma czternaście. Pierwsza myśl z rana. Niby niepozorna, a jednak pokazuje, jak wielu rzeczy nie wiemy jeszcze o swoich przyjaciołach. Otóż dlaczego, do jasnej cholery, Polasek ma na dźwięk budzika ustawioną piosenkę Ewy Farnej. To jakiś misternie utkany plan, żeby od razu wyskoczyć z łóżka jak poparzony?
Otwarłem (otworzyłem???) jedno oko i spojrzałem na właściciela sąsiedniego łóżka, Hm, najwyraźniej plan nie wypalił, bo Viktor wciąż spał jak zabity. A ja powoli zacząłem orientować się, jak bardzo bolała mnie głowa i o dziwo, nie był to skutek słuchania naszej krajowej diwy. Ach, kac morderca nie ma serca.
Nie pamiętałem, ile wczoraj wypiliśmy, w oddali majaczyła mi tylko myśl, że dziś kwalifikacje do inauguracji LGP. Wypadałoby znaleźć się w konkursie, żeby Herr Trainer nie wypierdolił nas z kadry. Dobry Boże, dlaczego on jeszcze tego nie zrobił, nie mam pojęcia.
- Ahuj – usłyszałem nagle z mojej lewej strony. Nasz mistrz (ŚWIATA JUNIORÓW 2017) się obudził. Oczekiwałem teraz stoku wyzwisk z jego strony pod adresem absolutnie wszystkiego, ale musiałem obejść się smakiem. Najwidoczniej w tej chwili młody po prostu próbował nie umrzeć.
- No siema – ledwo co wyjąkałem. Okej, wolę rozmyślać zamiast mówić, mniej boli. Chyba stwierdziliśmy, że na ten moment na nic więcej nas nie stać, bo po prostu leżeliśmy w łóżkach, gapiąc się w sufit. Całkiem fajna farba, walnę sobie taką u siebie na ścianach.
Gdy nagle...
- Panowie! Dzień taki piękny, dlaczego to jeszcze śpimy? - czy ja gdzieś wcześniej wspominałem, że czasami szczerze nienawidzę Frantiska Holika? Nie? To wspominam. - Pamiętacie, że za 15 minut mamy zbiórkę na siłowni, prawda? - zaskoczę wszystkich, niy uja, nie pamiętaliśmy.
- No jasne, już się zbieramy, daj nam chwilkę na ogarnięcie się - wypowiedzenie tego zdania normalnym głosem wpiszę sobie do CV.
- Och, no tak, to ja jeszcze dla rozgrzewki pójdę pobiegać po schodach. Nie spóźnijcie się – odparł blondyn. Właściwie to mu się nie dziwię. Teraz w Gołębiu to strach wsiadać do windy. Podobno Gangnes rozpowiadał, że niektóre gimnazjalne kwiaty młodzieży rozkładają tam sobie mini pola namiotowe.
Całe 10 minut zajęło nam wyjście z łóżka, umycie zębów i założenie na siebie czegoś, co nie odstrasza okolicznych zwierząt. Dodatkowo Polasek wylał na nas z trzy litry jakiegoś perfum z lidla, żeby, jak stwierdził, nie wzbudzać podejrzeń Trainera Szaleta. Złoty chłopak.
Obładowani w zgrzewki wody mineralnej i leki przeciwbólowe wyszliśmy z pokoju. Ten dzień będzie piękny, mówię Wam, może nawet nikogo nie zamorduję. I z tym optymistycznym nastawieniem wcisnąłem guzik przywołujący windę.
CZYTASZ
casual affair
FanfictionNie wiemy, o co chodzi, ale... Jest Crunchips, jest impreza. Są Czesi, jest zabawa. Hotel? Trivago.