Kwalifikacje to chyba najnudniejsza część konkursu. No może nie dla Kazachów, bo tylko wtedy mogą poczuć wiatr pod narty. Osobiście podziwiam ich determinację i szczerze, nie mam bladego pojęcia, skąd biorą pieniądze na te wszystkie wycieczki po świecie w poszukiwaniu formy.
- Uśmiech! - Stursa wyskoczył jak jakiś paparazzo z telefonem. Uśmiechnąłem się lekko poirytowany. - No pięknie, idzie na insta. Jeszcze tylko hasztagi wymyślę...
- Nie widziałeś Tomasa? Nigdzie nie mogę go znaleźć.
- Pewnie się przebiera albo umiera gdzieś w kącie. Alkohol wyraźnie mu nie służy, hehe.
- W takim razie idę go znaleźć, zanim zrobi to Szalet.
- Zostaw go lepiej, niech się chłopak sam ogarnie. - Vojtech złapał mnie za ramię i poprowadził w przeciwną stronę. – Zamiast zawracać sobie główkę pierdołami, chodź się najeść.
- Tak przed skokami?
- Młody, ty to zawsze problemy robisz. - przycisnął mnie jeszcze mocniej i wprowadził do bufetu. Chyba nie mam wyboru.
Zajęliśmy miejsce przy stoliku, zajadając paluszki i popijając wodą. Obok co chwilę przewijali się jacyś skoczkowie.
- Psssst. Psssst. Viktor. - Stursa szepnął, przybliżając się do mnie.
- Co?
- Odwróć się, ale subtelnie.
Posłusznie chwilę poczekałem, a potem delikatnie obróciłem głowę pod pretekstem popatrzenia w okno za mną. Przy stojaku z piciem stał Walter Hofer we własnej osobie, trzymając krótkofalówkę i nadając jakieś niezrozumiałe komunikaty. I co w tym takiego dziwnego? Przyjrzałem się dokładniej w poszukiwaniu czegoś, co mogło wzbudzić takie zainteresowanie Stursy. Chwila. Czy on ma na sobie białe rurki...? Jednym szybkim ruchem wróciłem do swojej wcześniejszej pozycji. Vojtech ledwo powstrzymywał śmiech.
- I widzisz młody, nawet Walter Hofer wygląda czasem jak ciota – tylko tyle zdołał wykrztusić.
Moją głowę przeszył ostry ból. Słowa Stursy odbijały się echem jak w studni.
Walter Hofer ciota wygląda ciota ciota Walter Hofer ciota ciota ciota ciota cio-...
Czasem niewiedza jest błogosławieństwem.
Świat wirował mi przed oczami. Kolorowe plamki pojawiały się i znikały w różnych miejscach. Jedyne, co byłem zdolny wyraźnie zobaczyć to siedzący przede mną po turecku Tomas. Mimo braku sił, kontynuowaliśmy naszą zabawę. Remis nie byłby satysfakcjonujący.
Od niechcenia wypiłem łyka wódki ze stojącej obok butelki. Kolejna pusta. Rano trzeba się będzie tego pozbyć, zanim trener zobaczy. O ile w ogóle przeżyjemy noc.
Organizm odpowiedział na podaną mu dawkę alkoholu i od razu poczułem przypływ energii.
- To ja założę się, żeee... - Tomas rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu inspiracji. - że nie wyjdziesz na balkon i nie krzykniesz, że Walter Hofer to ciota. 3 razy.
- Ile Ty masz lat? 5? - zaśmiałem się i z trudem wstałem z miejsca. Miałem nogi jak z waty i ledwo doszedłem do otwartych drzwi balkonu. Oparłem ramiona o barierki, nabrałem powietrza i krzyknąłem – Walterhofertociotawalterhofertociotawalterhofertociota!
Miałem już szczerze dość tej głupiej gry.
- Twoja kolej mistrzu – powiedział, gdy wróciłem na swoje miejsce.
Pora wymyślić coś, czego nie zrobi nawet Tomas Vancura, wygram i mogę iść w spokoju spać. Sounds like a plan.
- Założę się... – chwila zastanowienia – ...że mnie nie pocałujesz – nie mogłem powstrzymać uśmiechu satysfakcji, widząc jego skonsternowany wyraz twarzy. O tak, Tomasie, to właśnie smak porażki. Mistrz Świata Juniorów 2k17 znów triumfuje. - To jak? - zapytałem z rozbawieniem i kiedy już miałem wygłosić mowę zwycięzcy, poczułem coś na ustach. Kogoś. Tomasa. Całującego mnie Tomasa.
Nie trwało to długo, ale wystarczyło, żebym przez chwilę stracił dopływ powietrza do mózgu. Odsunął się szybko, a ja poczułem zimny dreszcz. Co się właśnie wydarzyło? Czy ja już jestem aż tak pijany? Tak, zapewne jestem. Nie potrafiłem pozbierać myśli. Patrzyłem na zadowolonego chłopaka siedzącego przede mną i oddychałem głośno, starając się dotlenić szare komórki. Nagle jakby cały wypity tej nocy alkohol podziałał jednocześnie. Kolorowe kropki zajęły całe pole widzenia. Straciłem kontrolę nad ciałem.
Error 404. Racjonalne myślenie: not found.
Jednym ruchem przysunąłem się do Tomasa, chwyciłem delikatnie kołnierz jego koszulki i zbliżyłem nasze twarze do siebie. Przycisnąłem swoje usta do jego. Przez pierwsze kilka sekund był zdezorientowany, potem zaczął współpracować. Tym razem pocałunek był dłuższy, pewniejszy, przepełniony dziwną żądzą. Musiałem przerwać, gdy brakowało mi powietrza. Przygryzłem jego dolną wargę, gdy objął mnie mocno ramionami w talii i przysunął jeszcze bliżej siebie. Pocałowaliśmy się ponownie. Potem znowu i znowu i znowu. Za każdym razem coraz śmielej, coraz mocniej.
Obniżyłem głowę. Jęczał, gdy zostawiałem czerwone ślady na jego skórze. Ostry zapach perfum otumaniał moje zmysły. Położyłem głowę na jego ramieniu, poziom adrenaliny drastycznie spadł. Oddychałem głośno, miarowo, czułem jak gorące mam policzki, musiałem być cały czerwony. Tomas nic nie mówił, rozluźnił uchwyt na moim ciele.
Ostatnie co pamiętam to szept. Potem już tylko ciemność.
- Ej, Viktor, Viktor! - Stursa pstrykał mi przed oczami – wszystko w porządku?
- Em... tak, tak, zamyśliłem się... - Co to było. Chyba muszę iść się przewietrzyć. Chciałem już wstać, kiedy Vojtech skierował swój wzrok na drzwi.
- O, znalazła się Twoja zguba.
CZYTASZ
casual affair
FanfictionNie wiemy, o co chodzi, ale... Jest Crunchips, jest impreza. Są Czesi, jest zabawa. Hotel? Trivago.