4. Let's play a game

203 20 0
                                    

- Czy mógłbyś, z łaski swojej, nie wbijać mi paznokci w nadgarstki? - odezwałem się do Tomasa, na tyle głośno, że od razu puścił moje ręce i poleciałem plecami w podłogę.

- O kurwa, żyjesz?! - szybko ruszył z miejsca, żeby pomóc mi wstać.

- Powiedzmy - pomasowałem bolące miejsce z tyłu głowy – o czym tak myślałeś?

- Nieważne.

Spojrzałem na niego podejrzliwie, ale nie zadawałem już więcej pytań. Reszta treningu obyła się bez żadnych wpadek. Może poza komentarzem trenera, że nasza imitacja skoku bardziej przypomina finał Dirty Dancing niż wybicie z progu. Puściłem tę uwagę mimo uszu. Najważniejsze, że się nie wypierdoliliśmy i „wylądowałem" z  telemarkiem na podłodze.

- Koledzy nawet nieźle dzisiaj wyglądają – Vojtech zagadał do nas w drodze na stołówkę. - Nie to, co wczoraj w nocy – zaśmiał się szczerze.

Jak to wczoraj w nocy? To my piliśmy razem? Cholera, rzeczywiście o wszystkim zapomniałem. Może lepiej się nie przyznawać. Uśmiechnąłem się tylko do Vojtecha i przyspieszyłem kroku.

- Przypominam, że to nie my rzygaliśmy przez balkon - na szczęście Tomas zdawał się pamiętać. Tym jednym zdaniem uciszył Stursę na resztę poranka.

Na stołówce było jeszcze dziwniej. Najpierw Tomas znacząco zakaszlał i odwrócił wzrok na widok Petera Prevca. Potem, z drugiego końca sali, pomachał nam wyszczerzony Lanisek. Bickner i ten śmieszny Norweg, którego nazwiska nie pamiętam, przyjacielsko uśmiechali się w naszą stronę. Obiło mi się o uszy, że do ekipy japońskiej wezwano rano karetkę, bo za dużo wypili. Co dokładnie się wczoraj odjebało?

Wróciłem do pokoju i sprawdziłem telefon. Nieodebrana wiadomość od Nati.


Od: Nati ♥♥♥

Cześć kochanie, powodzenia na kwalifikacjach. Trzymam kciuki ^^


Odpiszę jej później. Przescrollowałem wcześniejszą konwersację i odetchnąłem z ulgą. Najwidoczniej nie pisałem do niej po pijaku, uff. Rozejrzałem się wokół siebie. Pod łóżkiem Tomasa leżały dwie połówki Pana Tadeusza. Wsunąłem je głębiej. Wyrzuci się wieczorem. Przeszukałem rzeczy w poszukiwaniu słuchawek, założyłem bluzę, naciągnąłem kaptur na głowę i wyszedłem. Pora na karne kółeczka po Wiśle.

W miarę przebywania kolejnych metrów, czułem się coraz lepiej. Nie wiem, czy to zasługa tabletek, czy świeżego powietrza. Ważne, że działało. Skręciłem w alejkę nad rzeką i niezauważony przemknąłem obok grupki śmiejących się trzynastek. Dziecko szczęścia ze mnie – pomyślałem wbiegając na most i poczułem, jak tracę kontakt z podłożem.

- Kur... - w porę złapałem barierkę. Pierdolę te sznurówki. Przykucnąłem na moście i spojrzałem na rzekę. Mój wzrok skupił się na jednym punkcie. Mały kawałek wybrzeża porośniętego trawą, zaraz przy rzece, a na nim dwie butelki wódki.

Coś sobie przypomniałem.


...Nasze dalsze działania wydawały się oczywiste. Rozłożyliśmy się wygodnie na dywanie, każdy otwierając swoją butelkę Pana Tadka podjebaną wcześniej Stursie. Z telefonu wydobywała się wdzięczna melodia „Closer", kiedy Tomas wpadł na wprzechuj świetny pomysł.

- Ej, Viki, a może tak podniesiemy belkę tego melanżu?

- A co, wiatr za słaby? - wpatrywałem się tępo w sufit.

casual affairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz