7. Zeusie, proszę o burzę

146 22 2
                                    

Szok. Niedowierzanie. Manipulacja belką.

W głowie od razu pojawił się obraz Viktora reagującego na mój widok. Teraz tylko pytanie, dlaczego prawie pozwolił zamordować się paluszkom Beskidzkim? Może wiedział, co dokładnie wydarzyło się poprzedniej nocy, kto zrobił mi te malinki? Z drugiej strony miałem wtedy na sobie koszulkę, nie mógł ich widzieć. Chyba... Chyba że...

Chyba że wie o ich istnieniu, bo to on jest ich autorem.

Czy to we mnie uderzyło, zapytacie. Powiedzmy. Powiedzmy, że odrobinkę. Powiedzmy, że pierdolnęło jak Kazachem o bulę.

Teraz to już położyłem się na tej cholernej ławeczce. Za dużo myśli jak na moją skacowaną łeb. Podsumujmy tak absolutnie szczerze. Istniała opcja, że całowałem się ze swoim najlepszym kumplem. Nie wiedziałem, ile razy, ale sprytnie wywnioskowałem, że raczej więcej niż raz. I nie miałem pojęcia, co o tym myśleć.

Plan był taki: wrócić do żywych, wyjść z domku, znaleźć Viktora i wybadać sytuację.

Znowu za mocno huknąłem drzwiami, co chyba wystraszyło Wąsąta Dekomba Sewuwuwuła, któremu narty aż wypadły z rąk. Już chciałem rzucić się z pomocą, ale jednak poradził sobie sam. Zacząłem szukać wzrokiem Polaska. Jak na złość nigdzie go nie było. Wtem olśnienie. Udałem się w kierunku bufetu. Oho.

Nasze spojrzenia spotkały się na moment. Znieruchomiał. Kiwnąłem tylko lekko głową w lewo i podążyłem w tę stronę. Miałem nadzieję, że ogarnie i po prostu pójdzie za mną. W środku aż cały krzyczałem. Bo jak mam zacząć rozmowę? "Hej słuchaj, jest sprawa, przelizaliśmy się wczoraj w nocy?" Może i to byłoby najskuteczniejszą opcją, ale nie wiem, jak miałbym się tłumaczyć z podejrzewania tego, jeśli odpowiedź brzmiałaby "nie".

- Czego się tak skradasz? - usłyszałem szept za plecami. Teraz to ja znieruchomiałem.

- Porozmawiać chciałem.

- Tak na osobności? - lekko się zaśmiał.

- Przy bufecie oprócz spikera słyszę jeszcze piski fanek, to jednak zbyt wiele – i naprawdę nie chciałbym, żeby usłyszały tę rozmowę - dodałem już w myślach.

- Okej, w sumie logiczne – pokiwał głową – to o czym chciałeś pogadać?

No to teraz zacznie się zabawa.

- Jak oceniasz dzisiejsze warunki pogodowe? - Tomas serio? Walnę sobie za to fejspalma cegłą, obiecuję.

Sekunda.

Dwie.

Trzy.

- Pojebało Cię? - Viktor zamrugał kilkakrotnie. No ma rację, cóż zrobić. - O czym naprawdę chciałeś pogadać?

- Ile wczoraj wypiliśmy? - gdy nie wiesz, o czym mówić, mów o alkoholu. Tego powinni już w przedszkolu uczyć. - Naprawdę, dawno mnie tak łeb nie bolała.

- Za dużo – powiedział tylko tyle i spojrzał gdzieś za mnie. Szybko gugyl, co to znaczy, gdy chłopak unika kontaktu wzrokowego, I need answers.

- Czyli ile? Chyba niczego nie odwaliliśmy, hehe - tylko spokojnie, spokojnie albo wszyscy kurwa umrzemy.

Na to Polasek już nie odpowiedział. Nie wiem, ile tak staliśmy w tej ciszy, udając, że trawa wokół nas jest najciekawszym, co w życiu widzieliśmy. Ale gdy podniosłem wzrok, Viktor zrobił dokładnie to samo. I miałem dziwne wrażenie, że on wie, że ja wiem i że wiem, że on wie.

Jednak potrzebowałem potwierdzenia.

- Wiesz... - zaczął niepewnie, a ja prawie umarłem.

- Halo uciekinierzy! Kwalifikacje za 15 minut, a wy jeszcze tacy nieubrani? Jak zaraz nie przyjdziecie, to istnieje opcja, że Szalet pogryzie krótkofalówkę z radości – Vojtechu Sturso, mam Cię teraz zabić, czy raczej podziękować?

casual affairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz