9. Sam sobie skacz

147 20 0
                                    

Dzień dobry, jak leci, poproszę o domestos na śniadanie.

Cóż to się właśnie odwala w moim życiu, rozważam wylogowanie się. I usunięcie ikonki "oddychanie" z pulpitu.

Najlepiej będzie o tym zapomnieć. Zapomnieć. Najlepiej.

Nie chciałem być niemiły, naprawdę nie chciałem w tym momencie na niego bluźnić... Ale... "A chuj z tym!" - pomyślałem, bo myślę raczej zwięźle. Tu w mojej głowie mogłem sobie krzyczeć. Nikt mnie nie słyszał. Nikt nie miał prawa wstępu. Chociaż ostatnio zadziwiająco często przebywał tu on, Viktor. Nie wiedziałem dlaczego, nie miałem pojęcia. Nie byłem nawet pewien, czy chcę wiedzieć. Boże, byłem zwykłym idiotą, któremu podobało się skakanie na dwóch deskach przy prędkości stu kilometrów na godzinę. Lepiej by było, żeby nikt nie wymagał ode mnie kopiowania Kartezjusza.

Siedziałem na samym tyle busa i czekałem, aż w końcu wrócimy do domu. Miałem wywalone na cały świat. Byłem pieprzonym wyjątkowym płatkiem śniegu. Bo mogłem (wcale nie). Konkurs drużynowy, jaki konkurs? Znowu wygrali Polacy, emocje jak na grzybobraniu. My, cudem wyprzedzając naszych dzielnych braci Kazachów, awansowaliśmy do drugiej serii. Indywidualny podobnie. Nawet nie trudziłem się, żeby bić się o punkty. Bufet zbyt bardzo kusił. Polasek był chyba podobnego zdania. Stursa z Holikiem jeszcze udawali, że tych skocznych wyjazdów jednak nie traktują jak wakacji. A Roman, jak to Roman, poszedł zarabiać na pieluchy.

Co do Viktora, zachowywał się normalnie. Właśnie, dlaczego on się zachowywał normalnie? Jakby naprawdę całkowicie zapomniał o tym, co wydarzyło się kilka nocy temu. Ja tu prawie odchodziłem od zmysłów. No halo. Podobało mi się to, jak kolega z drużyny (dobra, przyjaciel) rzucił się na mnie. Kit z tym, że po pijaku. Kit, że to ja pierwszy go pocałowałem. Pomysł na wyzwanie był Viktora. Po prostu mi się podobało. Nawet bardzo. Nawet na tyle, że zapomniałem o tych wszystkich laskach, które zawsze chciały czegoś więcej. Teraz to ja chciałem, a nie mogłem tego dostać i właśnie to frustrowało mnie najbardziej. Gdzieś w tyle głowy jakiś głosik szeptał mi o istnieniu Nati, choć czasem miałem wrażenie, że nawet Viktor o tym nie pamięta.

Zapomnijmy, pff. Sam sobie zapomnij, sam sobie śpij, sam sobie skacz.

Z drugiej strony, jakby to miało wyglądać? Przecież nie zostalibyśmy parą. Aż krzyknąłem. Jak zareagowałaby rodzina, przyjaciele. A co, jak Szalet miałby kolejny powód do wypierdolenia nas z kadry? Wiadomo, że w pracy trochę słabo z prywatnymi relacjami.

"Ale nie musielibyśmy rozmawiać, nie musielibyśmy tańczyć, nie musielibyśmy się uśmiechać, nie musielibyśmy się przyjaźnić, a oni nie musieliby tego rozumieć."*

- Tomas... Mówiłem Ci już wielokrotnie, że słuchanie takiej muzyki w Twoim wieku może wpłynąć na nieprawidłowy rozwój emocjonalny – chwila, kiedy Roman wlazł do tego busa. Ja tu byłem w trakcie walki z własnymi myślami. Na nic już w tych czasach człowiekowi nie pozwolą.

- CZY WSZYSCY JUŻ SĄ?! BO JAK NIE, TO SZYKUJE SIĘ IM WYCIECZKA NA WŁASNĄ RĘKĘ – zagrzmiał Szalet.

Rozejrzałem się po pojeździe. Jak na mój gust, kogoś na pewno brakowało, tak dokładniej na miejscu obok mnie. Usłyszałem trzask z lewej strony i odwróciłem się w stronę drzwi. Stał w nich Viktor.

- Siema wszystkim, sorry za spóźnienie trenerze! – wykrzyknął. Rozejrzał się po busie i zatrzymał swój wzrok na mojej osobie, uśmiechając się promiennie.

No to przepadłeś, Tomas. Gratuluję.


* kompilacja We Don't Have To Dance oraz They Don't Need To Understand, autor 16/10 Andy Black


***

Państwo wybaczą obsuwę, ale Luns z Tomasem mają załamkę, bycie odrzuconym przez Polaska boli.


casual affairOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz