Rozdział 21

352 25 1
                                    

Tak miło mogłoby być wiecznie, gdyby nie...

- Yhym...-... wymowny kaszel Plagga – nie chciałbym psuć tej jakże romantycznej sceny...

-...ale psujesz – powiedziała z wyrzutem Tikki.

- Psuję, bo z tego, co się orientuję to za niedługo rodzice Marinette zamkną piekarnie, a także Natalie zacznie szukać Adriena, więc chyba należałoby się śpieszyć, nie sądzicie? – nie lubię tego jego wywyższającego się głosiku.

- Niestety tak – powiedziała Marinette, sprawdzając godzinę – dochodzi siedemnasta.

-Więc, na co czekamy, idziemy – niechętnie wstałem i ruszyłem do drzwi.

Na Marinette czekałem razem z obydwa kwami w parku, gdyż musiała jeszcze powiadomić rodziców, że wychodzi.

Czekając na nią, zastanawiałem się jak to wszystko rozegrać. Jasne było, że musimy na komisariat wejść jako Biedronka i Czarny Kot, ale jak przekonać ich by udostępnili nam swoją bazę danych? Grzecznie poprosić czy dać do zrozumienia, że się ciamajdami? Może lepiej od razu powołać się na Burmistrza albo...

- To, co idziemy? – zapytała Marinette, która przerwała moje rozmyślenia.

- Pewnie – odpowiedziałem.

Po przemianie przemierzaliśmy Paryż w kierunku najbliższego Komisariatu Policji. W tym czasie nie zabrakło przyjacielskiej rywalizacji. Napędzaliśmy siebie nawzajem. Z tego względu po kilku minutach znaleźliśmy się przed naszym celem.

- Kocie...- zaczęła niepewnie... (powinienem powiedzieć Biedronka, ale na język pchało mi się Marinette i czułem, że ona ma ten sam problem) – może ja będę mówić, dobrze?

- Oczywiście – odrzekłem, jednak coś mnie zastanowiło – a mogę wiedzieć czemu?

-Oj no wiesz...- popatrzała na mnie jak na dziecko, któremu trzeba wytłumaczyć, dlaczego niebo jest niebieskie – dzisiejszy dzień był dla Ciebie cięższy niż dla mnie, więc możesz całkowicie nie panować nad sobą, poza tym mam pewien pomysł.

Jakby nie patrzeć to jednak ma racje. Mogłoby mnie za bardzo ponieść i nic byśmy nie osiągnęli.

Kiwnąłem głową na zgodę i ruszaliśmy do wejścia.

Przyznam się, że nigdy nie byłem w komisariacie. Raczej spodziewałem się znudzonej starszej i pulchniejszej pani za kontuarem, która będzie patrzeć nieprzyjaźnie na każdego, to śmiał się zakłuci jej zmianę. Tymczasem to wyglądało jak na jakimś dworcu. Obskurnym, zaniedbanym dworcu gdzie śpią bezdomni. Pachniało zresztą podobnie. Pod ścianami siedzieli przeróżni, skuci ludzie. Od panien " lekkich obyczajów" po gości, którzy nie odmawiają sobie używek lub bójek. Istny cyrk.

Jednakże stał tam kontuar, a za nim siedział...ojciec Sabriny! Że też o nim nie pomyślałem!

Szedłem pół kroku za Biedronką, nadal przyglądając się typkom spod ciemnej gwiazdy. Byli bardzo zainteresowani mną i Marinette. Przez ich wzrok ciarki mnie przechodziły.

W końcu stanieliśmy przed byłym Arcygliną. Biedronka kilka razy kaszlnęła, by zwrócić jego uwagę. Kiedy podniósł wzrok znad raportów, jego oczy stały się wielkie jak spodki. Już miał coś do nas powiedzieć, gdy przez główne wejście dwóch policjantów wprowadzało mężczyznę z szaleństwem w oczach i całym zakrwawionym ubraniu. Funkcjonariusze podeszli z nim do miejsca, gdzie my staliśmy.

- Roger, to ten ścigany za zabójstwo Pani Moore – powiedział, a Ojciec Sabriny podał mu jakąś podkładkę z papierami – dzięki.

Nie zwracając na nas najmniejszej uwagi, zniknęli w innych drzwiach. Jestem ciekaw, ile takich szumowin jak on włóczy się po świecie.

Ewolukcja Miraculum ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz