Rozdział 18 Trzy martwe serca

1.6K 150 30
                                    

To był jeden z nielicznych dni, kiedy przespałam tak dużą ilość godzin. Zasnęłam krótko po wschodzie słońca, a przebudziłam się, kiedy zniknęło ono z horyzontu.

Wiem, że budziłam się niejednokrotnie w nocy, ale byłam zdecydowanie zbyt wyczerpana, aby otworzyć oczy na dłużej niż pięć sekund.

Na początku zupełnie nie mogłam zasnąć. Uważałam, że tę noc zaliczę do najgorszych w moim życiu. Ból zupełnie nie ustępował, a wręcz nasilał się – tak jak sądziłam, przy kontakcie z pościelą. Wierciłam się, sprawiając sobie jeszcze gorsze cierpienie, klęłam na wszystko co popadnie, ale nic się nie zmieniło. W końcu, po niezbadanym przeze mnie okresie katorgi, udało mi się zasnąć. Chyba mój organizm był tak wycieńczony, że nie mógł dłużej wytrzymać trzymania mnie przy świadomości.

W chwili mojego ostatecznego przebudzenia, czułam się, jakbym wróciła z najdzikszej imprezy w moim życiu, a moją głowę rozsadzał potężny kac. Szczerze, dałabym wszystko, aby kac był jedyną rzeczą, która by mnie trapiła. Zamiast tego miałam cały szereg potworności, którym miałam stawić czoła.

– Wstawaj! – usłyszałam donośny krzyk Edith, która najwidoczniej wstała już przede mną.

Odwróciłam w jej stronę głowę, czując jak zadrapania na szyi dają mi się we znaki.

– Serio, wyglądasz tragicznie. – Pokręciła z dezaprobatą głową. – Ale raczej nie mamy czasu się nad tobą rozczulać. Musimy znaleźć nasze rodzeństwo z piekła rodem.

Przetarłam oczy, mając wrażenie, że Edith znajduje się lata świetlne ode mnie. Była już ubrana, przygotowana, a jej nieskazitelna cera wyglądała tak, jakby dopiero co wyszła od kosmetyczki. Za to ja byłam cała w siniakach i nie skłamałabym, gdyby określiłabym się mianem ostatniego nieszczęścia.

Wstałam, chociaż nigdy nie sprawiało mi to tak ogromnego bólu. Zastanawiałam się, co powie moja mama, jak zobaczy mnie w takim stanie. O ile jeszcze kiedykolwiek mnie zobaczy. Kiedy tylko sobie o tym przypomniałam, na nowo miałam ochotę wrócić do bezpiecznego łóżka.

– Kimono leży na kanapie, raz, raz! – pospieszała mnie wampirzyca. Zapewne zapomniała już, jak to jest czuć ból. Kiedy niewidoczne igiełki wbijają się w każdą ranę, a organizm jest całkowicie osłabiony.

Mruknęłam coś pod nosem, a Edith tylko zacisnęła pięści. Zanotowałam w pamięci, aby przypadkiem już jej nie denerwować, przynajmniej do następnego poranka. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałam, była złość kolejnego wampira. Ostatnia skończyła się dla mnie naprawdę kiepsko.

Szybko się przebrałam i weszłam do łazienki. Wzdrygnęłam się, kiedy zobaczyłam swoje odbicie. Czegoś tak potwornego nie widziałam od dawna. Przez chwilę chciałam skombinować skądś korektor bądź podkład, aby zatuszować chociażby moją twarz, jednak prędko się poddałam. Nie miałam na to siły.

Wróciłam do Edith, wlokąc się. Patrzyła na mnie, zupełnie inaczej niż kiedyś. Widocznie nie musiała już udawać, że jestem jej potrzebna w jakimś szczytnym celu. Mogła już pozostać tą samą, wredną wampirzycą.

– Myślę, że nie powinniśmy mieć najmniejszego problemu ze znalezieniem ich – zagaiła ciemnowłosa, siedząc na kanapie. Założyła nogę na nogę, jakby właśnie planowała nocną randkę. – Czuję ich obecność. Chyba nie tylko my mamy ochotę na porozmawianie z nimi.

– Czujesz ich? Jesteś pewna, że to nie żadne inne wampiry? – Zmarszczyłam brwi. Przez ostatnie dni w ogóle nie mogła ich odnaleźć. Jakby coś ją blokowało.

Nocny Szept ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz