|023|

673 45 57
                                    


Sześć miesięcy później.

Nie wiem która godzina była na zegarku, jednak było cholernie późno. Poczułam jak głód ssie mój żołądek. Tak, uroki bycia w ciąży. Spojrzałam na miejsce obok. Było puste. Zapaliłam lampkę i z trudnością podniosłam się z materaca. Ubrałam kapcie i zeszłam na dół. Nie zastałam tam nikogo. Westchnęłam i skierowałam się do kuchni, gdzie zaczęłam przyrządzać sobie kanapkę. Kiedy to zrobiłam, chwyciłam ją w dłoń i poszłam znów na górę. Zaczęłam zastanawiać się gdzie jest Mike. Na początku myślałam, że jest w gabinecie, bo zawsze tam chodził, kiedy tylko nie mógł zasnąć, jednak widząc palące się światło w pokoju dziecięcym, uświadomiłam sobie, że jest właśnie tam. Powolnym krokiem zaczęłam zbliżać się do pokoiku, w którym wkrótce miała zamieszkać nasza córeczka i uchyliłam delikatnie drzwi.
Zobaczyłam Michaela. Kucał przy do połowy złożonym łóżeczku, ze szczebelkiem w dłoni. Głowę miał skierowaną w stronę otwartej książeczki z instrukcją. Podrapał się za uchem i spojrzał na szczebelek, po czym włożył go w otwór, który był specjalnie na niego przygotowany. Uśmiechnęłam się pod nosem i oparłam ramieniem o framugę.

- Kocham Cię. - powiedziałam.

Zdezorientowany Michael, odwrócił się w moją stronę, po czym obdarował mnie przepięknym uśmiechem. Kiwnięciem głowy, zaprosił mnie do środka. Odepchnęłam się od framugi i podeszłam do mojego narzeczonego. Mike chwycił mnie za dłoń i usadził na swoim kolanie.

- Nie bierz mnie na kolana, ważę tonę. – mruknęłam.

- Nie prawda. – cmokną mnie w usta, po czym pogłaskał brzuszek.

- Ładną sobie porę znalazłeś na składanie łóżeczka. – zaśmiałam się lekko.

- Nie mogłem spać. – uśmiechnął się. – Poza tym musiałem to zrobić. Rodzisz za tydzień, a my nadal w proszku.

- Co racja to racja. – westchnęłam. – Boję się trochę porodu.

- Spokojnie, poradzisz sobie. – pogładził mnie po dłoni.

- Ale to będzie bolało. – mruknęłam, niczym małe dziecko.

- Dostaniesz znieczulenie.

- A co jeśli nie podziała? – spojrzałam na niego ze łzami w oczach.

- Kochanie, błagam Cię. – zaśmiał się delikatnie. – Wszystko będzie dobrze, tylko nie panikuj. – pocałował mnie. Złapałam za jego buzię i oddałam się chwili.
Pamiętam, że od zawsze sama myśl o porodzie, doprowadzała mnie do szaleństwa. Nawet kiedy Charlotte rodziła Nicka, rozryczałam się jak głupia. Za każdym razem miałam myśli, że może coś pójdzie nie tak i nawet kiedy ktoś opowiadał o przebiegu porodu, musiałam aż złapać się za brzuch, ponieważ od razu zaczynałam odczuwać boleści. Było to to totalnie bezsensowne, jednak nic nie umiałam na to poradzić. Taka już byłam.

- Slash, oddawaj to! – krzyknęłam wyrywając mu z ręki butelkę Jacka Danielsa. – Ledwo stoisz, człowieku!

- Mmm, no weź. – usiadł. – Kropelka alkoholu jeszcze nikomu nie zaszkodziła. – wymamrotał.

- Jak to nikomu? Spójrz na siebie. – powiedział Michael, siadając obok niego.

- Bo ja musiałem opić waszą ciąże.

- Opijasz ją już dziewięć miesięcy. – przewróciłam oczami i napiłam się wody.

- Bo się tak cieszę! – uśmiechnął się.

The Way You Make Me Feel | MJOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz