Rozdział 4. - Hospital.

104 11 5
                                    




Ból, cierpienie, płacz.

To właśnie panoszyło się po szpitalu Ashford w dzielnicy Stanwell. Ofiary, ich rodziny. Wszyscy byli tu obecni. Co chwila do sal operacyjnych wjeżdżali nowi pacjenci z ciężkimi przypadkami. Byli tacy, którzy wyglądali na martwych, a mimo to ocaleli. Spalone lub oderwane części ciała, masa krwi. To wyglądało potwornie.

A wśród tego wszystkiego była dwójka nastolatków siedzących na zielono-białym linoleum. Oboje wylewali tysiące łez w swoje rękawy. Shawn wtulony w Kylie, czując jej ciepło, które go uspokajało. Kylie patrząca na niego z żalem w oczach, głaskała go plecach.

- Shawn - szepnęła, wsuwając ręce pod jego pachy.

Tym pomogła mu wstać. Objął ją za ramię, gdy prowadziła go na rząd krzesełek. Szatynka posadziła Mendesa na jednych z nich, by klęknąć przed nim. Złapała go za rękę, unosząc głowę Shawna, by na nią spojrzał. To co zobaczyła w jego oczach złamało ją jeszcze bardziej.

- Co powiedział lekarz? - zapytała, ale chłopak nie mógł wykrztusić słowa.

Bełkotał coś, szlochając. Kylie objęła jego twarz dłońmi, wtedy pierwszy raz ich spojrzenia się spotkały.

- Spokojnie, Shawn. Jestem tutaj, spokojnie - szeptała, nie odrywając od niego wzorku.

Jej dotyk go uspakajał. Był taki kojący.

- Moja siostra jest na stole operacyjnym, doznała tak ciężkich obrażeń... - mówił ledwo zrozumiale, a ona ocierała kciukami słoną ciecz, cieknącą po jego policzkach. - Nie wiadomo, czy to przeżyje.

Ostatnie słowo wypowiedział wybuchając ponownym płaczem. Schował twarz w dłoniach, a ona nie mogła znieść tego widoku. Może i nie byli blisko, ale zawsze widziała go pełnego radości z ogromnym uśmiechem na twarzy. To on zawsze witał ją, gdy tylko się widzieli i był nadzwyczajnie miły.

Teraz widziała tylko smutek.

Podniosła się, by usiąść obok. Złączyła ich ręce na kolanie Shawna, który oparł głowę o jej ramię. To były ciężkie chwile zarówno dla niego, jak i dla niej, ale to Mendes mógł stracić całą rodzinę. Tata i brat Kylie byli w pełni zdrowi, a Rosemary na pewno żyła.

Z tego powodu wiedziała, że musi być przy nim.

Nie mówiła nic, po prostu pozwoliła mu płakać w swój rękaw. Siedzieli tak kilka minut, aż w końcu Kylie ujrzała Camerona i Olivera wiszących nad łóżkiem, które wiozły dwie pielęgniarki. Zmierzali w ich stronę. Shawn podniósł się, zerkając na nich. W tym momencie nastolatka wstała, by podbiec do Rosemary.

Kobieta nie wyglądała za dobrze. Jej ubrania zostały naderwane, była cała w czerwonej substancji, a w lewej nodze widniała potworna rana. Ledwo trzymała powieki otwarte.

- Rosemary - pisnęła Kylie, przykładając dłonie do buzi.

- Będzie dobrze, kochanie - wydusiła z siebie, patrząc na dziewczynę.

- Przepraszam, dalej państwo nie mogą wejść - oznajmiła pielęgniarka, gdy przechodzili przez podwójne drzwi.

- Co z nią? - zapytała przerażona, patrząc na tatę oraz brata.

- Ma złamaną nogę, pełno ran. Zabrali ją na operację, bo kula trafiła ją w brzuch - poinformował Cameron, ocierając łzy.

Kylie zaniosła się płaczem, wpadając mu w ramiona. Lekko zdziwiony objął ją, opierając podbródek na głowie siostry. Do ich uścisku dołączył Oliver. Byli pewni, że Rosemary przeżyje, ale martwili się o nią. Musieli czekać na przebieg operacji.

Cruel - fanfictionWhere stories live. Discover now