Musiał włożyć dużo siły, żeby chociaż rozchylić powieki, kiedy jednak to zrobił, coś go oślepiło. Słyszał ciche szmery, miał wrażenie, że ktoś wymawia jego imię, jednak nie był w stanie rozpoznać, czy był to męski, czy żeński głos. Lampa, która wisiała tuż nad jego łóżkiem, świeciła jaskrawoniebieskim światłem. Kiedy po raz kolejny spróbował otworzyć oczy, głowa zaczęła mu pulsować. Uniósł lewą rękę i położył pomiędzy czołem, a nosem. Po chwili wszystko się ustabilizowało, i mógł już rozpoznać poszczególne dźwięki.
-Bellamy? Słyszysz mnie? -Poczuł jak ktoś kładzie zimną dłoń na jego ramieniu. Miał wrażenie, że głos, który słyszy, należy do Clarke. -Bellamy?
Odchrząknął tylko i powoli zsunął rękę z twarzy. Jego oczom ukazał się lekko poszarzały sufit i podłużna lampa, odwrócił głowę w stronę z której dobiegał go głos i zamarł.
To była Clarke, we własnej osobie. Jednak wyglądała inaczej i to nie tylko dlatego że była czysta i miała ułożone włosy. Wyglądała na zdecydowanie bardziej dojrzałą, niż ostatnio, jak ją widział. Zaczął wpatrywać się w jej piękne, niebieskie tęczówki. Nie mógł uwierzyć, że jest cała i bezpieczna, że ziemianin nic jej nie zrobił.
-Clarke... -Szepnął i złapał ją delikatnie za policzek, żeby upewnić się, że nie jest tylko senną zjawą. Nie była.
-Mój Boże, jak ja się o ciebie bałam! Musiałeś się uprzeć na to polowanie? Nie mogłeś mnie posłuchać?
Chłopak przez moment zastanawiał się, o czym ona mówi. Jakie polowanie? Przecież on po prostu był na zwykłym zwiadzie, zresztą nie rozmawiał z nią o tym wcześniej, przecież nie miał jak.
-Co ty tutaj robisz? -Zapytał, nadal nie odrywając od niej oczu.
-O czym ty mówisz? A gdzie niby miałabym być? -Dziewczyna wyglądała na najzwyczajniej zdziwioną jego pytaniem.
Kątem oka dostrzegł, jak ktoś inny, robiący notatki, stoi przy jego łóżku, najprawdopodobniej Abby.
-Przecież ten ziemianin cię zabrał... -Westchnął smutno, jednak nadal z uśmiechem na ustach.
Dziewczyna gwałtownie się od niego odsunęła i spojrzała w stronę matki, potem znowu na niego.
-Skarbie... -Położyła mu dłoń na czole, zapewne w celu sprawdzenia, czy nie miał gorączki. -O czym ty mówisz?
Tym razem to Bellamy zamarł. Od kiedy nazywała go ,,skarbie"? Przecież nigdy nic ich nie łączyło. Ile spał, że aż tylko go ominęło?
-Co ty do mnie mówisz? -Zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie, niż pytanie. -Gina...
Na jego ostatnie słowo blondynka automatycznie wstała z krzesła i odsunęła się kilka kroków do tyłu. Patrzyła na niego przenikliwie. Po chwili jednak jej twarz przybrała taki wyraz, jakby sobie wszystko przypomniała, połączyła wątki.
-O mój Boże... -Wyglądała na wystraszoną, kiedy wypowiadała te słowa.
-Czyli moje obawy jednak się sprawdziły. -Westchnęła kobieta, która stanęła obok córki.
Jakby to było mało, w ciągu jeden chwili drzwi otworzyły się na oścież, a przez próg przebiegła jakaś mała istotka. Clarke najwyraźniej próbowała ją, a raczej jego, zatrzymać, jednak była zbyt wolna. Chłopiec rzucił się na Bellamy'ego i szczelnie oplótł go swoimi małymi rączkami.
-Tatusiu! Nareszcie się obudziłeś!
Brunet przez moment nie miał pojęcia co zrobić. Zaczął analizować powoli wszystko, czego się przed chwilą dowiedział. Chciał coś zrobić, jakiś ruch, cokolwiek... Jednak nie dał rady, jedynym na co go było stać, było odwrócenie głowy w stronę Clarke. Chciał objąć chłopca, jednak jego ręce totalnie zdrętwiały.
CZYTASZ
Losing your memory
FanfictionBellamy za wszelką cenę pragnie uratować Clarke, co kończy się konfrontacją z ziemianinem uzbrojonym w zatruty sztylet. Kiedy się wybudza, okazuje się, że stracił naprawdę wiele ze swojego życia, a wszystko przypomina sen.