Bellamy rzucił w stronę żony pytające spojrzenie, odwróciła się i już na pierwszy rzut oka można było być pewnym, że kobieta nie ma bladego pojęcia, o co chodzi jej matce. Mężczyzna pogładził przestraszonego synka po włosach i usłyszał głos swojej teściowej zza głowy, co było dosyć dziwne, zważywszy na to, że kobieta znajdowała się jakieś 20 metrów przed nim. Rozejrzał się pobieżnie po okolicy i dostrzegł średniej wielkości głośniki stojące w sporych odległościach od siebie. Wtedy dotarło do niego, że to wszystko to była najprawdopodobniej próbna ewakuacja, a późniejsze słowa Abigail tylko to potwierdziły. Cały apel, czy jakkolwiek by to nazwać, trwał niecałe 20 minut, zdecydowanie mniej niż uciszenie tłumu.
Nie obyło się bez wyzwisk kierowanych w stronę kanclerz, jednak zarówno ona, jak i Kane tłumaczyli, że raz na jakiś czas jest to konieczne, bez względu na porę dnia i godzinę.
Bellamy i Clarke stwierdzili, że puszczą przodem wściekły tłum i poczekają aż korytarze przestaną przypominać zapchany targ w Polis. Jake był wymęczony, już pod koniec apelu jego oczy się przymykały, a kiedy nadeszła pora powrotu do domu był już całkowicie pochłonięty snem. Na całe szczęście jego ojciec miał dużo siły i doniósł go do mieszkania bez większego problemu.
Mogłoby się wydawać, że to będzie długa i nieprzespana noc, a przynajmniej to, co z niej zostało. Bellamy wpatrywał się w sufit, pomimo że nie mógł nic dostrzec przez panujące ciemności. Po zwolnionym oddechu swojej żony mógł stwierdzić, że udało jej się usunąć zdecydowanie szybciej niż zakładał. Podobało mu się to, gdzie teraz był, na jakim etapie. Jego życie zaczęło wyglądać normalnie, pamięć z minionych lat nadal nie wróciła, ale już się do tego przyzwyczaił. Żył tym, co działo się na bieżąco, patrolami, zajmowaniem się synkiem i siostrzenicą, rozmowami ze znajomymi i chwilami spędzonymi z Clarke.
***
Jake wybiegł na podwórko i dołączył do dwójki chłopców, którzy bawili się piłką. Bellamy uznał, że oto właśnie nadeszła chwila tylko dla niego. Rozejrzał się pobieżnie po sali jadalnej, a kiedy wiedział już, że nie ma tam nikogo, kto mógłby go zaczepić, przeciągnął się i rozmarzony spojrzał w okno.
W końcu miał ten moment, żeby się wyciszyć, poukładać swoje myśli i kto wie, być może przypomnieć sobie coś, chociaż jakiś mały szczegół.
Niestety, pamięć nie wracała, a wieczna cisza zaczęła go przytłaczać. Jeszcze chwilę temu się o nią modlił, a teraz zaczęła mu dokuczać, liczył, że zaraz dosiądzie się do niego Murphy, albo Jasper, potrzebował jakiejś rozrywki, a oni jako jedni z nielicznych byli w stanie mu ją dostarczyć.
Spojrzał w stronę syna, po czym odwrócił głowę i zaczął nerwowo wystukiwać rytm palcami o oparcie krzesła. Nie wiedział czym zająć swoje myśli, nie wiedział ile jeszcze potrwa to zdezorientowanie. Nie lubił tego uczucia, miewał je raz na jakiś czas, z każdym kolejnym dniem coraz częściej. Nie wiedział, co to znaczy, czy w ogóle coś znaczy, czy to tylko jego chora wyobraźnia, usilnie usprawiedliwienie czegoś, czego nie rozumiał. Przyzwyczaił się do swojego życia, jednak często miewał wrażenie, że nie tutaj jest jego miejsce.
Z kontemplacji nad życiem i sensem istnienia wyrwał go głos siostry. Potrząsnął lekko głową, zamrugał parę razy i spojrzał w jej stronę. Siedziała na przeciwko i wpatrywała się w niego z przymrużonymi oczami, jakby próbowała czytać mu w myślach.
-Coś się stało? - zapytał obojętnie.
-Czemu miałoby się coś stać? Po prostu wyglądałeś, jakbyś potrzebował kogoś do rozmowy - powiedziała, jednocześnie poprawiając dokuczający jej rękaw od kurtki - więc jestem!
Zastanowił się chwilę i w końcu wymyślił potencjalny temat do rozmowy.
-Jakoś na początku, no wiesz tego wszystkiego... - brunetka kiwnęła głową na znak, że rozumie o co mu chodzi - Clarke powiedziała mi coś na twój temat i tak w sumie to nigdy nie dowiedziałem się o co dokładnie jej chodziło.
Miał zamiar brnąć w to dalej, jednak siostra zdążyła mu przerwać. Doskonale wiedziała, o co mu chodzi i w sumie była szczęśliwa, że w końcu poruszył ten temat.
-Zapewne chodzi ci o to, że nie chciałam dziecka - kiwnął głową - to wszystko prawda. Po urodzeniu dopadła mnie jakaś depresja, nie chciałam na nią patrzeć, nie chciałam jej wziąć na ręce, przytulić, nakarmić. Abby twierdziła, że niektóre kobiety miewają podobne objawy, i że powinno mi przejść... Jednak ani Lincoln, ani ty nie byliście do końca przekonani odnośnie tego. Pewnego dnia po prostu wstałam ze szpitalnego łóżka i chciałam uciec... - przestała na chwilę i popatrzyła na brata, czy przyswaja informacje - No więc, kontynuując. Na całe szczęście znalazłeś mnie nieopodal wyjścia z Arkadii. Byłam w czymś, jakby w transie, do dziś nie mogę sobie przypomnieć twoich słów. Wiem, że staliśmy tam razem, rozmawialiśmy i w końcu poczułam, jakby coś ogromnego ukuło mnie w serce. To był właśnie ten moment, w którym zdałam sobie sprawę, jak bardzo egoistyczna jestem, i jak bardzo chcę przytulić małą, wtedy jeszcze bezimienną, córeczkę. Nie wiem, co to były za słowa, nie chciałeś mi ich nigdy zdradzić, a teraz nawet jakbyś chciał to zwyczajnie nie możesz...
Super, kolejne wypominanie, że straciłem pamięć. Wyśmienicie.
-Zresztą, nie ważne. Mam teraz cudowną rodzinę, a to wszystko dzięki tobie. Dziękowałam już, ale zrobię to jeszcze raz. Dziękuję. - wyszeptała ostanie słowo.
Nim zdążył sobie wszystko przyswoić, dostrzegł, że siostra wstała z krzesła, podeszła do niego i mocno go przytuliła. Przez chwilę trwał w bezruchu, tylko po to, żeby odwzajemnić uścisk. Wreszcie poczuł coś w stu procentach znajomego, dotykając Clarke też czuł coś bardzo zbliżonego, ale nigdy aż tak realnego, a pocałunki w ogóle były dla niego niczym sen, wprawdzie jeden z najlepszych na świecie, ale nadal sen.
-----------------------------
Witam!Wiem, że rozdziału nie było dłuuuuuugo, ale moja wena nie współpracuje :/ Przepraszam za to i za praktycznie zerowe Bellarke, wynagrodzę wam to w następnym rozdziale, który powinien być wcześniej niż za miesiąc 😁
Anyway, mam nadzieję, że i tak się podobało, już niedługo koniec, tak tylko mówię 😎
Pozdrawiam! ❤️
CZYTASZ
Losing your memory
FanfictionBellamy za wszelką cenę pragnie uratować Clarke, co kończy się konfrontacją z ziemianinem uzbrojonym w zatruty sztylet. Kiedy się wybudza, okazuje się, że stracił naprawdę wiele ze swojego życia, a wszystko przypomina sen.