Przeżywał to po raz drugi, ale tym razem poszło jakoś łatwiej. Łatwiej było mu zaakceptować obecną rzeczywistość niż tę, którą zastał w Mieście Światła, pomimo że jego stan psychiczny nie należał do najlepszych. Na całe szczęście miał przy sobie ludzi, którzy mu pomagali, wspierali, rozmawiali, pozwalali się wypłakać.
Minęło pół roku od kiedy się obudził. Z początku chciał się poddać, ale było coś, tudzież bardziej ktoś, co dawało mu nadzieję i motywację. Podziwiał Clarke za jej wytrzymałość i optymizm, który jakoś z siebie wykrzesała. Nie podejrzewał, że przyjaciółka będzie w stanie poświęcić się aż tak, praktycznie cały swój czas wolny spędzała z nim, zazwyczaj sam na sam.
Po tym co jej powiedział o jego wymarzonym życiu w Mieście Światła spodziewał się tylko jednego - odrzucenia.
Czemu miałaby być blisko, jeżeli wiedziała, że dla niego to i tak będzie za mało? Kochał ją, praktycznie powiedział jej to prosto w oczy. Powinna trzymać się z dala, żeby nie krzywdzić ani jego, ani siebie, ona jednak przybrała inną strategię - postanowiła o niego walczyć.
Cieszył się tym, że jest przy nim jedna z najważniejszych osób jakie spotkał na swojej drodze, ale było też coś, co go okrutnie trapiło. Od momentu kiedy podzielił się z nią wszystkim, nie rozmawiali o uczuciach. Właśnie ta przerażająca cisza utrzymywała go w przekonaniu, że Clarke nie odwzajemnia tej miłości i prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie tego zrobić. Po prostu chciała być dobrą przyjaciółką, nie chciała, żeby się o cokolwiek obwiniał, a on po pewnym czasie zdołał to zaakceptować...
***
Szedł zamyślony korytarzem, zmierzając w stronę swojej sypialni. Cały dzień spędził w towarzystwie przyjaciół, więc ta krótka chwila ciszy była dla niego zbawieniem i idealnym momentem na przemyślenie paru spraw. Od kilku dni Monty nieudolnie próbował go przekonać, że Clarke zachowuje się w towarzystwie bruneta dość, jakby to ująć... specyficznie. Kiedy Bellamy udawał, że nie ma pojęcia o co może chodzić, Azjata wręcz wykrzyczał mu prosto w twarz, że Clarke wygląda na zakochaną, ale czy to miałoby sens? Nie żeby tego nie chciał, nie było prawdopodobnie rzeczy której pragnąłby bardziej niż właśnie szczerego uczucia miłości ze strony najlepszej przyjaciółki. Właśnie to stanowiło przeszkodę, była przyjaciółką i jak na razie nie zauważył, że miałoby się to jakkolwiek zmienić.
Tak bardzo pogrążył się w swoich przemyśleniach, że omal nie zauważył drzwi od swojego pokoju. Stanął, otrząsnął się lekko, złapał za klamkę i powolnym, leniwym krokiem wszedł do środka. Ku jego zdziwieniu nie było tam pusto, tak jak zakładał. Na łóżku, oparta o ścianę z kolanami pod brodą siedziała Clarke. Najwyraźniej brunet nie był jedyną osobą, którą tego dnia zbyt pochłonęły myśli, bo dziewczyna cały czas wpatrywała się w ciszy w okno naprzeciwko. Bellamy odchrząknął, żeby zwrócić na siebie jej uwagę, kiedy już mu się udało obdarował ją lekkim uśmiechem i zamknął drzwi.
-Nie żebym miał coś przeciwko - uśmiechnął się szerzej - ale co tutaj robisz? - dokończył i usiadł na brzegu łóżka, tak, że dziewczyna była po jego lewej stronie.
-Chciałam po prostu z tobą pogadać, nie widzieliśmy się cały dzień...
-I już się stęskniłaś? Zawsze mogliśmy nie widzieć się przez na przykład 6 lat... - nie dokończył, bo dziewczyna walnęła go w ramię. Może i była niepozorna, ale naprawdę potrafiła porządnie przywalić.
-To nie było miłe - zaśmiał się, ale dziewczynie najwyraźniej nie było do śmiechu po patrzyła na niego z poważną miną.
-Nie żartuj już sobie tak - zaczęła spokojnie - twoja śpiączka jest dla mnie wystarczająca, nie potrzebuje przechodzić przez to kolejny raz, wierz mi.
Widział jak bardzo dotknęło ją to, co powiedział i że naprawdę boli ją fakt, że mogłaby go stracić ponownie. Niewiele myśląc sięgnął swoim ramieniem za jej plecy, przyciągając ją bliżej i dokładnie obejmując.
-Przepraszam - szepnął - już nas nic ani nikt więcej nie rozdzieli.
Był pewien, że chwilę posiedzą w ciszy, a potem blondynka wstanie, powie, że musi już iść i sprawa się zakończy, tak właśnie bywało do tej pory. Mylił się. Dziewczyna wtuliła się w jego tors bardziej niż zwykle, ale nie na długo. Kiedy podniosła głowę nieco wyżej i spojrzała mu prosto w oczy Bellamy przypomniał sobie słowa Monty'ego i uświadomił sobie, że przyjaciel najwyraźniej miał racje.
Clarke zbliżała się bardzo powoli, nadal utrzymując kontakt wzrokowy, to Bellamy był tym, który go zerwał. Teraz całą swoją uwagę skupił na jej jasnoróżowych wargach. Ten gest był najwyraźniej znakiem dla dziewczyny, że nie ma się czego obawiać. Już sekundę później ich usta się złączyły, najpierw delikatnie i ostrożnie, ale z każdą kolejną chwilą pocałunek się pogłębiał i stawał coraz bardziej odważny. Na chwilę musieli przerwać, żeby zaczerpnąć oddechu. Niebieskooka nie próżnowała i wykorzystała tę krótką przerwę, żeby zmienić pozycje, usiadła okrakiem na chłopaku, przeczesała jego niesforne loki, uśmiechając się przy tym szeroko i co najważniejsze, szczerze.
Oboje byli pewni, że tego właśnie chcą, wzajemnej bliskości, siebie nawzajem. Nic inne nie było im w tym momencie potrzebne. Bellamy, pomimo że podczas swojego pobytu w Mieście Światła już nie raz całował Clarke, dopiero teraz odczuwał pełną satysfakcje, był pewien w stu procentach, że wszystko jest prawdą, a dziewczyna w jego ramionach jest jak najbardziej realna i przede wszystkim...
Kocha go tak samo jak on ją.
------------------------------
A więc o to epilog zamykający całą historię. Od początku zastanawiałam się, jak niby zrobić tu happy end, ale jakoś dałam radę 😅Wybaczcie, że jest to takie krótkie, a cała "akcja" była dość szybka, ale nie chciałam na siłę przedłużać.
To by było na tyle... May we meet again w innych fanfictions❤️
CZYTASZ
Losing your memory
FanfictionBellamy za wszelką cenę pragnie uratować Clarke, co kończy się konfrontacją z ziemianinem uzbrojonym w zatruty sztylet. Kiedy się wybudza, okazuje się, że stracił naprawdę wiele ze swojego życia, a wszystko przypomina sen.