Siedziałam na łóżku w mojej komnacie w Kaer Mohren. Czytałam po raz wtóry "Pół wieku poezji" słynnego poety Jaskra. Odłożyłam książkę na półkę i wyszłam z komnaty.
- Witajcie! - wrzasnęłam na całą warownię.
- Witaj jędzo! - odpowiedział Lambert.
- Miałeś mnie tak nie nazywać - wysyczałam przez zęby.
- Dobra, koniec tych kłótni, kochasie! Nie po to jesteście wiedźminami!
- ESKEL! - wrzasnęliśmy z grozą w głosie.
- Już się nie nabijam! - zaśmiał się wiedźmin z blizną na prawym policzku. - Po prostu tak cudownie wyglądacie, jak się kłócicie!
- Już po tobie, Eskel! - wyciągnęłam swój miecz.
- Nie przeginaj, Tay! - Eskel wyjął swój miecz. - Wszyscy wiemy, że to ja wygram!
- Tak sądzisz, mądralo?!
- Skop temu durniowi tyłek!! - odezwał się głos Lamberta.
- Nikt tu nie będzie nikomu skopywał tyłków!! - odezwał się znajomy głos. - Chyba, że ja!
- Wilku! - odezwał się Eskel. - Dobrze, że jesteś!
- Nie podlizuj się Geraltowi, Eskel!! - wrzasnęłam. Geralt posłał mi wrogie spojrzenie. Rzuciłam miecz na posadzkę.
- Tchórzysz! Jak to baba!
- Eskel, przeginasz! - odpowiedział białowłosy. - A ty, Tay, lepiej poszukaj zleceń na potwory.
- Czemu niby? Mieszek mam pełny!
- Ale podróż dobrze ci zrobi.
- Wyprawa to chyba dobry pomysł... - podniosłam swój miecz z podłogi. - Odwiedzić Temerię, Redanię, Novigrad i Skellige... - rozmarzyłam się - Dobrze by było odwiedzić mój dom...
Z rozmyślań wyrwał mnie Lambert.
- Te! Wiedźminka!
- C...co?!
- Ruszasz w końcu na "wyprawę dookoła świata"?
- Żebyś wiedział! - weszłam do swojego pokoju i wzięłam niezbędne rzeczy: składniki potrzrbne do robienia eliksirów oraz kilka fiolek na nie, parę eliksirów, dwa miecze - stalowy i srebrny, które przepasałem sobie przez plecy, upięłam włosy w luźnego warkocza i udałam się w stronę wyjścia z warowni. Weszłam do stajni, tobołki rzuciłam na mojego ogiera, a następnie na niego wsiadłam.
- Sokole, kierunek, Wyzima! - popędziłam mojego karego konia, który ruszył szybko jak wicher. Czułam wiatr we włosach i zapach lasów i łąk na około...
Zmierzchało. Siedziałam przy ognisku, jadłam upieczonego zająca.
- Sokole! Szkoda, że na codzień nie jadam takich pyszności! Nie wiem, czy wiesz, ale jedzenie w Kaer Mohren jest ohydne! Jak gotuje Geralt i zawsze jest niedopieczone i lekko surowe. Jak Eskel, to mięso śmierdzi zgnilizną, a jak Lambert... ble! On niczego nie umie ugotować. Nawet marnych klusek! - skończyłam jeść, Sokół odpowiedział mi tylko parsknięciem. Nagle usłyszałam krzyk. Wzięłam oba moje miecze i ruszyłam w kierunku, z którego dochodził dźwięk. Wytężyłam mój zmysł słuchu...
- Pomocy!! Ratu... - nawoływanie o pomoc nagle się urwało. Przygotowana do walki, wyszłam z ukrycia. Na miejscu, z którego dochodził wrzask, leżały tylko martwe szczątki człowieka. Mężczyzny. Podeszłam do nich, by je zbadać.
- Organy wewnętrzne zmasakrowane... noga... fu... noga odgryziona. Ślady wielkich zębów... z kości wypity szpik... wilkołak. Bardzo duży wilkołak. - odeszłam od ciała oraz wytężyłam zmysł wzroku. Na ziemi zauważyłam ślady. Ślady wielkich łap. Szłam za ich tropem.
Ślady doprowadziły mnie do wielkiej jamy. Leżał tam likantrop. Bez wahania do niej weszłam i wyjęłam srebrny miecz.
- Cześć paskudo!
- Grrr... odejdź... bo... grr...zabiję...
- Ty zabić mnie? Chyba na odwrót! - rzuciłam się na potwora. Wilkołak zamachnął się, by mnie uderzyć, ale wykonałam zwód i połpiruet. Wbiłam paskudzie mecz w plecy. Potwór zaryczał z bólu, odwrócił się w moją stronę i kłapnął zębami tuż przed moją twarzą. Gdybym nie wykonała uniku, nie skończyłoby się to dobrze. Korzystając z okazji, że zwierz jest zwrócony mordą w kierunku mnie, odcięłam mu ten ohydn łeb.
- Szybko poszło - schowałam swój miecz, przykucnęłam przy martwym likantropie i przeszukałam jego ciało.
- Pełna sakiewka... nieźle... a to co? "Likantropia i jej sekrety"... chciał się odczarować... - odłożyłam książkę obok martwego wilkołaka i poszłam w stronę polanki, na której zostawiłam konia i rozpaliłam ognisko. Kiedy doszłam na miejsce, ognisko było zgaszone, a mojego konia brak...
- Sokół!!! Gdzie cię wcięło?! No pięknie... i teraz mam niby piechotą iść? Idę szukać jakiejś wsi... - poszłam sama już nie pamiętam w jakim kierunku.
CZYTASZ
Dziewczyna zza Morza *A Witcher Fanfiction*
FanfictionJestem Tayada i mam siedemnaście lat. Pochodzę ze Skellige. Mojego ojca przed laty uratował wiedźmin przed zjedzeniem przez utopce... W zamian chciał to, czego mój ojciec nie spodziewa się w domu, a zastanie... Słynne Prawo Niespodzianki. Zastał moj...