Kaer Mohren o wiele różniło się od mojego rodzinnego domu na Skellige... Białowłosy mężczyzna wprowadził mnie do warowni. Kamienne ściany, posadzka oraz brak dobrego oświetlenia powodowały, że w wiedźmińskim siedliszczu było mrocznie. Bardzo mrocznie. Jakby za każdą kolumną siedziała strzyga, utopiec lub inny potwór...
- Od teraz to będzie twój nowy dom Taya. - zwrócił się do mnie Geralt.
- Nie jest tu zbyt przytulnie...
- Z czasem się przyzwyczaisz. Eskel! Lambert! Chodźcie tu! Ale to migiem! - jakby wezwani przez zaklęcie, wiedźmini pojawili się obok nas.
- Nowy narybek? - spytał jeden z wiedźminów.
- Nie jestem żaden Narybek! Mam na imię Tayada! - powiedziałam poddenerwowana.
- Oj Lambert, Lambert! Nie znacie się nawet pięciu minut, a ty już sobie grabisz! - zaśmiał się drugi wiedźmin z blizną na prawym policzku. Po chwili kucnął przede mną i wyciągnął prawą rękę w moją stronę. - Jestem Eskel. - uścisnęłam jego dłoń w przyjaznym geście. - A to jest Lambert. - wskazał głową na wiedźmina stojącego obok nas. Lambert wysilił się na sztuczny uśmiech.
- A Vesemir pewnie poluje, zgadza się? - spytał nagle Biały Wilk.
- Zgadza się... - odparł Eskel, kiedy nagle drzwi do warowni się otworzyły, a przez nie wszedł starszy wiedźmin. - Tay, - zdrobnił moje imię wiedźmin z blizną na policzku - a to jest wujek Vesemir. - starszy człowiek podszedł do nas.
- Dzień dobry! - przywitałam się z nim z uśmiechem na ustach. Najstarszy wiedźmin odpowiedział przywitaniem, po chwili poszedł gdzieś z Geraltem, zostawiając mnie samą z Eskelem i Lambertem.
- Trzeba ci będzie uszyć jakiś strój treningowy... Może Ciri ma jakiś na nią za mały i da ci go... - powiedział Lambert.
- Ale będę mogła zostawić swoją sukienkę? - patrzyłam na niego błagalnym wzrokiem.
- Tu ci się raczej nie przyda. - westchnęłam.
*****************
Parę miesięcy po moim przyjeździe do Kaer Mohren, potrafiłam już wiele rzeczy. Zdaniem Geralta było całkiem dobrze jak na nowicjuszkę, zdaniem Vesemira byłam nowicjuszką, więc nic nie umiałam, zdaniem Eskela mogłoby być lepiej, zdaniem Lamberta... było beznadziejnie. Ale nie poddawałam się. Trenowałam coraz to intensywniej.
*********************
- Obrót! Źle! Sparuj cięcie! Co ty robisz?! Złaź! - krzyczał Lambert. Cała poobijana zeszłam saltem z wahadła.
- Staram się jak mogę! - zdjęłam z oczu opaskę, na przedramieniu miałam ogromnego, fioletowego siniaka, podobnego, tylko większego miałam na piszczelu.
- Musisz się starać bardziej! Jesteś za wolna, za wolno reagujesz!
- Sam za wolno reagujesz! - uderzyłam Lamberta drewnianym mieczem w brzuch i pobiegłam do swojej komnaty.
- Ej!! Wracaj tu pokurczu!! - tylko to zdołałam usłyszeć z ust Lamberta. Wbiegłam do komnaty, zatrzasnęłam za sobą drzwi i rzuciłam się na łóżko. Starałam się za wszelką cenę nie płakać... Po chwili do mojej komnaty wszedł Eskel.
- Tay...?
- Idź sobie.
- Co się stało? - usiadł obok mnie.
- Lambert się stał...
- Uspokój się. Lambert już taki jest. Skończony z niego sukinsyn.
CZYTASZ
Dziewczyna zza Morza *A Witcher Fanfiction*
FanfictionJestem Tayada i mam siedemnaście lat. Pochodzę ze Skellige. Mojego ojca przed laty uratował wiedźmin przed zjedzeniem przez utopce... W zamian chciał to, czego mój ojciec nie spodziewa się w domu, a zastanie... Słynne Prawo Niespodzianki. Zastał moj...