rozdział IX.

164 20 22
                                    

Wpuścić kogoś do swojego świata jest w miarę łatwo. Wypuścić - już ciężej.





OD SAMEGO POCZĄTKU JEJ WZROK PRZYCIĄGAŁY FOTOGRAFIE NA TABLICY KORKOWEJ. Mini album Scotta McCalla – chłopaka do którego tutaj przyjechali. W niewielkim salonie, który tak właściwie był pokojem przechodnim, również znajdowały się przeróżne zdjęcia. W większości przedstawiały Scotta jako dzieciaka; Scotta z Melissą lub ze swoim ojcem, Scotta i jego najlepszego przyjaciela, syna tutejszego szeryfa. Jednak to tablica korkowa znajdująca się w pokoju niegdyś należącym do młodego McCalla, skutecznie przykuwała spojrzenie Marcy. Dziewczyna łapała się na tym, że patrzyła na nie wszystkie z zazdrością i gdy tylko to sobie uświadamiała, zażenowana i zakłopotana odwracała wzrok. Pierwszego dnia Marcy w domu McCallów, Isaac powiedział jej, że Scott to przywódca, który zawsze wie, co zrobić. Melissa jednak się z tym nie zgodziła. Powiedziała wówczas Marcy, że Scottowi nie zawsze łatwo przychodzi podjęcie decyzji, ale zdecydowanie zawsze ma na uwadze dobro innych i to czyni go Prawdziwym Alfą. Marcy zastanawiała się czy wszystko to, co do tej pory słyszała o chłopaku, którego pokój obecnie zajmowała, jest szczere i aby nie przesadzone. Nie miała okazji się o tym przekonać na własnej skórze, ale sposób w jaki jego znajomi się o nim wypowiadali, sugerował, że Scottowi zależy na każdym ludzkim życiu.

Nieodłączonym kompanem Scotta na zdjęciach był inny chłopak, którego imienia Marcy wymówić nie potrafiła, ale nie miało to żadnego znaczenia, bo i tak wszyscy nazywali tego chłopaka po prostu Stiles, co wzięło się rzekomo od jego nazwiska. Czasami towarzyszyła im jeszcze rudowłosa piękna dziewczyna, której imię brzmiało Lydia. Podobno była banshee. Jak dotąd Marcy miała do czynienia tylko z jedną banshee i nie wspominała tego zbyt dobrze. Gdzieś w centrum całego stosu zdjęć było też jedno zrobione pod koniec ostatniej klasy liceum. Na nim poza wcześniej wymienioną trójką była też dziewczyna o szerokim uśmiechu i brązowych włosach. Malia. Marcy pamiętała jak Astrid pierwszej nocy spędzonej w Beacon Hills, powiedziała Isaacowi, że Malia przemieniła się w kojotołaka i już nigdy nie wróciła do swojej ludzkiej postaci. I Marcy pamiętała smutek w oczach Astrid, kiedy musiała to wypowiedzieć na głos. Marcy żałowała tej dziewczyny o promiennym uśmiechu za każdym razem, gdy patrzyła na zdjęcie. Życzyła jej, by nadszedł taki dzień, kiedy po męczącej nocy spędzonej na bieganiu, Malia przemieni się w człowieka. Nie znała jej, ale życzyła jej dobrze, ponieważ wydawało się, że na tym jednym zdjęciu to właśnie Malia promienieje.

Inna fotografia przedstawiała uroczą Azjatkę na huśtawce. Wiatr rozwiewał jej włosy a wokół niej jaśniała dziwna pomarańczowo-czerwona poświata. Melissa powiedziała jej, że brunetka na zdjęciu to Kira, obecna dziewczyna Scotta. Wśród stosu fotografii było też zdjęcie drużyny lacrosse, której Scott był kapitanem. Podobno Isaac też kiedyś należał do drużyny, w co Marcy nie wątpiła ani na sekundę, zwłaszcza jak usłyszała, że członkiem drużyny stał się po uzyskaniu nadprzyrodzonych zdolności. Na tablicy korkowej znajdowały się też dwa zdjęcia z nieco młodszym chłopakiem o przenikliwym spojrzeniu, tym chłopakiem, który tak przeszywająco wpatrywał się w nią, kiedy trzy dni po przyjeździe do miasteczka, wraz z Astrid i Isaacem poszli spotkać się z Melissą w szpitalu. Marcy dowiedziała się, że chłopak ma na imię Liam, i że nie było mu łatwo w ostatnim czasie, i że to ten, którego Astrid tak nie cierpi. Na jednym zdjęciu Liam i Scott stali na boisku do lacrosse, w strojach drużyny i z kijami w ręce. Rozmawiali i nawet nie zauważyli, że zrobiono im zdjęcie. Na drugim był tylko już Liam obejmujący przyjacielsko ramieniem odrobinę wyższego od siebie czarnoskórego chłopaka.

Na samym dole tej tablicy szpilką przybity był list. Napisany ręcznie i złożony na pół. Początkowo Marcy omijała go swoim spojrzeniem i nie myślała nawet o tym, by go przeczytać. Ale po tygodniu jej ciekawość zwyciężyła i działając pod wpływem chwili, odpięła list od tablicy. I wtedy spod niego wysunęło się zdjęcie ślicznej, szczupłej blondynki uśmiechającej się tak delikatnie, że praktycznie ledwo zauważalnie. Fotografia była w pewien sposób wyjątkowa, ponieważ znajdująca się na niej dziewczyna stała z rozłożonymi rękoma i wpatrywała się w niebo. A wokół niej, niczym za sprawą magicznego zaklęcia, wirowały bladoróżowe płatki róży. Marcy nie rozumiała, dlaczego Scott ukrył tak piękne zdjęcie pod kartką papieru, ale gdy zaczęła czytać owy list, poniekąd zaczęło do niej docierać, że Scott i dziewczyna ze zdjęcia mają wspólną przeszłość. List ten był listem pożegnalnym skierowanym do Johanny Gordon, prawdopodobnie nigdy nie wręczonym dziewczynie. Marcy nie dotarła do końca, gdyż z każdym kolejnym zdaniem czuła się jak intruz. Z wypiekami na twarzy odłożyła list na miejsce, tak jak był, przykładając go na wierzch. Zupełnie jak gdyby nigdy nie został przez nią dotykany.

Right Excuse | Teen Wolf |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz