CHOLERNY TOJAD. Taka była pierwsza bardziej świadoma myśl Astrid, gdy po nie wiadomo jak długim czasie wybudziła się z głębokiego snu. Szeroko otworzyła oczy i zaczerpnęła gwałtownie powietrza. Wzdrygnęła się przy tym całym ciałem, ale na więcej odruchów nie pozwalała jej zbyt ciasna przestrzeń, w której się znajdowała. Szatynka jęknęła z bólu, jaki gwałtownie odczuła na niemal całej powierzchni ciała i zmarszczyła czoło. Przede wszystkim czuła się też nieco zagubiona, bo jej umysł wciąż był lekko przyćmiony, a ona ostatnie wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Wokół panowały egipskie ciemności, a pod plecami czuła twarde podłoże. Podniosła ręce w górę i natknęła się palcami na drewniane wieko, którego nie była w stanie podnieść. Ze złością uderzyła w nie z otwartych dłoni, ale jak można się było domyśleć to działanie okazało się zupełnie bezskuteczne.
- Pomocy! Czy ktoś mnie słyszy? Pomocy! - wrzasnęła i znów uderzyła z całej siły w drewniane wieko. Po omacku zaczęła badać każdy skrawek tego, w czym się znajdowała i z niemałym przestrachem doszła do wniosku, że leży w czymś, co niefortunnie skojarzyło jej się z drewnianą trumną. Momentalnie oblał ją zimny pot. Z całych sił naparła rękoma o wieko, ponownie próbując je podnieść i zaczęła uważnie nasłuchiwać, chcąc wychwycić choćby najmniejszy dźwięk, który stanowiłby podpowiedź co do miejsca, w którym tkwiła. Jak szum morza albo wiatraków, albo nawet czyjeś kroki.
Przez dłuższą chwilę nie słyszała jednak nic.
Powoli zaczęło się jej przypominać w jaki sposób się znalazła w tej sytuacji. Ostatnie, co pamiętała to maleńka strzałka przecinająca powietrze. Pamiętała, że Isaac ciężko opadł na podłogę a jej samej zaczęło kręcić się w głowie i... I w zasadzie tyle zdołała sobie przypomnieć. Później obraz się zamazał a teraz pochłaniała ją przerażająca ciemność i jedyny dźwięk jaki do niej docierał to głośne bicie jej własnego serca. Nie miała pojęcia, jak długo znajduje się w trumnie i co gorsze nie miała pojęcia czy przez cały czas faktycznie w niej była, czy raczej... działo się z nią coś jeszcze. I świadomość tego, że przez Bóg wie ile czasu nie miała żadnej kontroli nad swoim ciałem dobijała ją.
Bała się i nie miało sensu oszukiwanie się w tej kwestii. Zupełnie nie wiedziała jak może się wydostać ze skrzyni czy cokolwiek to było. Nigdy wcześniej nie była w takiej sytuacji a teraz czuła się żałośnie bezradna. Jak mogła kiedykolwiek twierdzić, że doskonale sobie radzi sama skoro wystarczyło niecałe pięć minut w zamknięciu, by stwierdzić, że nie uda jej się nigdy stąd wydostać? Przeszedł ją dreszcz i z przerażeniem stwierdziła, że Johanna miała rację, mówiąc, że tak naprawdę nie wie, co musiał znosić Liama. Astrid daleko było do doświadczeń Dunbara i właśnie zdała sobie z tego sprawę.
Zamknęła oczy i zaczęła powoli odliczać do dziesięciu w celu uspokojenia się i oczyszczenia umysłu. Uparcie powtarzała sobie w myślach, by się skupić i nie denerwować, bo tylko w ten sposób będzie w stanie coś wymyślić. Ale prawda była taka, że dopóki wieko nieco nie poluzuje, Astrid nie miała szans na wyjście z tego pudła. Gorączkowo zaczęła się zastanawiać ile minęło czasu od ich porwania. Czy ktoś zorientował się, że ona i Isaac zostali uprowadzeni? Czy Leslie wszczęła już poszukiwania jej osoby? Czy Kenny mimo ich kłótni również próbował w jakiś sposób do niej dotrzeć? Czy Argent odnalazł Marcy i Liama? Czy Isaac wciąż jeszcze żył?
Na to ostatnie pytanie nie chciała znać odpowiedzi i na samą myśl po prostu ją zmroziło. Przekonała siebie, że Lahey musiał żyć, bo jaki cel byłby w porywaniu ich i natychmiastowym uśmiercaniu? Liczyła poniekąd, że chłopak miał nieco więcej szczęścia i być może to on ją uwolni. I od razu skarciła się w myślach za poleganie na innych - ale chyba tak już było u niej przez całe życie. Po zdiagnozowaniu u niej choroby, Astrid musiała polegać na rodzicach, którzy pilnowali, by nic nie miało negatywnego odbicia na jej zdrowiu, wprowadzili w jej życie sporo zasad i reguł, do których ona chcąc lub nie musiała się stosować. Z czasem zaczęła polegać na Kennym niemal w każdej sprawie, począwszy od edukacji a kończąc na zwykłym poprawieniu jej humoru. Gdy jej życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, Astrid w sprawach swoich nowych zdolności polegała na McCallu i poniekąd Dereku, a gdy ta dwójka zniknęła, dziewczyna odnalazła szybko oparcie w postaci watahy Satomi, Argenta i mamy Scotta. W obecnym położeniu natomiast czuła się zdana całkowicie na Isaaca.
CZYTASZ
Right Excuse | Teen Wolf |
FanfictionŻycie Astrid Seaver jest całkiem proste - musi tylko udawać, że tak naprawdę nie różni się zupełnie niczym od pozostałych uczniów Beacon High School. Jako członki stada Satomi potrafi to robić doskonale. Zwłaszcza, że kiedy Scott McCall z czystym su...