Rozdział szósty

9.7K 488 5
                                    

Nie wierzę, że moja matka naprawdę to zrobiła. Kiedy w końcu udało nam się z Leonardo rozluźnić, przed restauracją pojawili się paparazi, którzy zaczeli na nas wyczekiwać. W jednej chwil cały klimat szlag trafił, a ja znów zdałam sobie sprawę, dlaczego to wszystko robię. Mimo, że matka nie powiadomiła mnie o tym, że chce, by nasza randka była bardzo, ale to bardzo oficjalna, ja i tak widziałam, że to ona powiadomiła odpowiednie służby. Jak mogła mi to robić?

Kiedy zasugerowałam Leonardo, kto jest winien całej sytuacji, mężczyzna tylko uśmiechnął się lekko i od razu zabrał mnie z restauracji do swojego samochodu, zaparkowanego w sąsiedniej uliczce.

- Myślisz, że to dobry pomysł? - spytałam, gdy zaproponował mi jeszcze jedne miejsce, w które chciałby mnie zabrać.

- Spokojnie, nie zabiję cię - stwierdził rzeczowo - Najpierw się z tobą ożenię.

- Jezu, dzięki. Kamień z serca - stwierdziłam sarkastycznie.

Skręciliśmy właśnie w kolejną ruchliwa ulicę, dzięki czemu powoli udawało nam się uciec przed fotografami, którzy po naszym wyjściu z restauracji, zaczęli za nami podążać.

- A dlaczego dopiero po ślubie?

- Chce mieć z tego jakąś korzyść - wzruszył ramionami.

- Hm... rozumiem. Wdowiec będzie potrzebował pocieszenia od panienek w krótkich sukienkach. Niezły plan.

Zaśmiał się krótko, spoglądając na mnie.

- Też tak uważam - mrugnął do mnie - Ale prawda jest taka, że wolę inteligentne kobiety.

- Znasz takie? - zakpiłam.

- Musisz cały czas mnie obrażać? -  jęknął z frustracją - Nie widzisz jak się staram?

- Mówię to, co sam ukazujesz światu - marszczę brwi - Może zaprzeczysz?

- Czyli mam rozumieć, że ty jesteś dziwką, która leci na moją forsę i dlatego zgodziłaś się na ślub - stwierdził - Tak właśnie ukazujesz się światu.

- Zatrzymaj się.

- Nie. Teraz wiesz, jak ja się czuję.

- Zatrzymaj ten cholerny wóz! - odpycham jego dłoń, która kieruje się w stronę mojego uda - No już!

- Odwiozę cię do domu. - mówi cicho.

- Poradzę sobie sama.

- To daleka droga. Podwiozę cię.

Chcę dalej upierać się przy swoim, ale w jednym ma on rację. Mam długą drogę do domu, a naprawdę nie chcę teraz czekać na taksówkę. Nie mogę też iść na nogach.

- Jak chcesz - odwracam się w stronę szyby.

Przez całą drogę do domu, panuje między nami napięta cisza. Wiem, że mogłam wkurzyć go tym gadaniem o panienkach, ale nie chciałam być wredna. On jednak z świadomością rzucił mi w twarz moimi najgorszym obawami. Nie byłam lepsza od tych lasek, które zgadzają się na kilka chwil zabawy, by dostać blyskotki. Tak czy inaczej ja także sprzedawałam swoje ciało mężczyźnie, który miał uratować moje dziedzictwo. Nie byłam od nich lepsza i to bolało chyba najbardziej.

- Przepraszam....

Staliśmy już przed domem. Dopiero po chwili dotarła do mnie ta informacja, dlatego z niezłym opuźnieniem otworzyłam drzwiczki samochodu.

- Kimberley...

- Już nic nie mów - oznajmiam cicho - Jestem dla ciebie kolejną dziwką łasą na twoją kasę. Skoro wszystko jest jasne, pójdę już do domu.

Przełknęłam ślinę i jak najszybciej wyszłam z pojazdu. Kiedy wchodziłam do domu, usłyszałam włączanie silnika, co wcale nie poprawiło mi humoru. Po moich policzkach spłyneły pierwsze łzy, ukazujące, jak słaba byłam. Cóż..  chyba mogłam sobie na nie pozwolić. Właśnie przeżyłam pierwszą kłótnię z moim przyszłym mężem. Co za ironia. A potem wybuchłam niepohamowanym śmiechem. Było ze mną gorzej niż myślałam.

Miłość na sprzedażOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz