Rozdział osiemnasty

6.8K 378 15
                                    

Wpatrując się w ścianę, czekałam, aż Wielki Pan i Władca pojawi się w zasięgu mojego wzroku. Słyszałam, jak przy drzwiach ściąga zapewne wierzchnie ubrania i obuwie, przez co miałam czas, by nakręcić się od nowa. Spodziewałam się wszystkiego; skruchy, wstydu... czegokolwiek, co wyrażałoby poczucie winy. Jego twarz nie objawiała jednak niczego takiego. Leonardo patrzył się na mnie przenikliwym wzrokiem, ale nie czuł się widocznie niczego winny. Boże daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to go przyrzekam zamorduję. 

- Masz mi coś do powiedzenia? - warknęłam.

Mężczyzna poruszył się niespokojnie, zbliżając się do mnie powoli. Kiedy znalazłam się w zasięgu jego rąk, odepchnęłam jego dłonie z obrzydzeniem. Nie chcę, by dotykał mnie w jakikolwiek sposób. Nie wiadomo co wyczyniał tymi łapami.

- Nie dotykaj mnie!

-Kimberley, uspokój się - westchnął ciężko. 

On chyba sobie kurwa żartuje?!

- Jak mam się uspokoić, skoro mnie zdradzasz!!!

-Nie zdra...

- Jesteśmy małżeństwem niecałą dobę, a ty już zachowujesz się jak najgorszy chuj! Myślałam, że to wszystko znaczy dla ciebie coś więcej, że my jesteśmy czymś więcej. Jesteś taki sam jak wszyscy!

- NIE ZDRADZIŁEM CIĘ!

- Jasne, jasne. A ja jestem prima baleriną. - zakpiłam z niego.

- Nie wierzysz mi?

Leonardo popatrzył na mnie z niedowierzaniem, przez co na moment zamarłam. A co jeśli się mylę? Jeśli to on ma rację? 

- Proszę, wysłuchaj mnie - wyszeptał łagodnie.

Zamknęłam oczy, nabierając świeżego powietrza, zmieszanego z jego perfumami, które tak bardzo kocham i... kobiecymi perfumami. Nie no kurwa nie wierzę! Będzie mi tutaj opowiadał jakieś banialuki, podczas gdy śmierdzi jakąś obcą babą.

Odpycham Leonardo, zdając sobie sprawę, że nie mogę. Nie będę ciągle zdradzaną żoną, którą małżonek ma głęboko gdzieś. Dobrze, zgodziłam się na małżeństwo w zamian za uratowanie firmy dziadka, ale nie będę ozdobą na wystawnych bankietach i imprezach okolicznościowych. Najwyraźniej muszę nauczyć go szacunku do siebie, dbania o moje potrzeby, a nie zaspokajania własnej żądzy.

- Chyba pomyliłeś kobiety, Leonardo - mój głos jest zaskakująco chłodny i spokojny. - Nie będę panienką na pokaz. Nie pozwolę się także zdradzać. Nienawidzę ludzi, którzy zachowują się w taki sposób, dlatego nie zostanę tutaj.

- Kimberley, daj spokój...

- Nigdy nie chciałam tego pieprzonego m-małżeństwa - mój głos się łamie. Brawo, Kim. W taki właśnie sposób jesteś twarda i niezależna - Tysiące razy widziałam kłótnie, oskarżenia o zdrady i obrzucaniem się winą. I wiesz co? Pierdolić to! Jeśli chcesz mnie zdradzać...

- Kim...

- Nie przerywaj mi do kurwy nędzy! - obrzucam go wściekłym spojrzeniem - Zdradziłeś mnie, a teraz masz czelność stać tutaj przede mną i udawać niewiniątko. Jeśli chcesz to rób to, ale nie oczekuj z mojej strony jakichkolwiek pozytywny gestów. I uświadom sobie jedno! Ja będę postępować tak samo.

Mijam go, trącając go ramieniem. Chwilę później opuszczam mieszkanie, mając w pamięci to, że nie wzięłam ze sobą komórki. A niech pierdoła tez się o mnie trochę pomartwi. Mam na niego wyjebane. W.Y.J.E.B.A.N.E.

Wesołych świąt!!!!!!🎄🎄🎄🎄🎄

Miłość na sprzedażOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz