Mam ochotę zdjąć z siebie całe ubranie, najlepiej ze skórą. Zdecydowanie, źle znoszę upały. Zawsze czuję się brudny, mokry, klejący. Brzydzę się wtedy sobą i inni też się mnie brzydzą. Wypuszczam powietrze z ust i przeklinam się w myślach, za dobieranie tak nieadekwatnego do pogody stroju. Zamykam na chwilę oczy, bo znów robi mi się słabo, ale otwieram je, kiedy potykam się o własne nogi i prawie upadam. Serce bije mi szybko i jeszcze bardziej się pocę, ale nie przejmuję się tym długo, kiedy słyszę niedaleko śmiech jakiegoś chłopaka. Wydaje mi się, że skądś ten głos kojarzę, ale nie mam siły podnosić głowy. Jedynie opieram dłonie na kolanach i oddycham ciężko.
- Wszystko okej?- głos nadal jest wyraźnie rozbawiony, a ja od niechcenia podnoszę wzrok i widzę osobę, której w tamt momencie najmniej chciałbym widzieć.
- Hiszpan?- mówię, ale szybko odkasłuję i krzyczę na siebie w myślach.
Chłopak tylko śmieje się głośno, wcale nie dziwięcznie i zgrabnie.
Mi wcale nie jest do śmiechu, ale kiedy patrzę na jego zamknięte oczy, piegowatą buzię i odsłonięte wszystkie, niezbyt równe zęby, sam zaczynam śmiać się pod nosem. Tylko po nosem, bo zwykły uśmiech kosztował mnie i tak zbyt wiele.
On nie przestaje i ja nie przestaję, dlatego śmiejemy się oboje, jakbyśmy zapomnieli o wszystkich złych spojrzeniach i słowach nienawiści. Dopiero po chwili, hiszpan uspokaja się i siada na pobliskim murku, trzymając się za brzuch, a ja podążam za nim i robię dokładnie to samo.
- Nie jestem z Hiszpanii.- mówi po chwili, ale uśmiecha się bardzo ładnie i jakby szczerze.
- Naprawdę?- patrzę na niego nieco rozbawiony.- Wyglądasz na hiszpana. Masz jakieś hiszpańskie korzenie?
Kręci głową na boki, nadal uśmiechnięty. Jego twarz oświetla popołudniowe słońce, przez co wygląda, jakby świecił.
- Jedyne, co mnie łączy z Hiszpanią, to znajomość tego języka ze szkoły.
Zapada cisza, a ja rozglądam się, żeby ocenić, jak daleko znajduję się od mieszkania.
- Przepraszam, że ukradłem tę herbatę. Byłem wkurzony.- cały czas patrzy na mnie i chyba oczekuje, żebym zrobił to samo.
Prycham pod nosem, ale odpowiadam:
- W porządku, sam za nią zapłaciłem.
- Więc...- zacina się i patrzy chwilę na słońce, po czym z powrotem na mnie.- Rozumiem, że mam ci to oddać?
- Potraktuj to jako prezent na koszt firmy. Przyda Ci się.- uśmiecham się do niego.
Chłopiec kiwa głową i patrzy ma swoje znoszone trampki. Przyglądam mu się jeszcze bardziej, bo coś mnie do niego ciągnie i z całych sił nie chce puścić.
Jest śliczny. Pierwszy raz mówię w myślach coś takiego o chłopaku, ale te słowa są tak intensywne, tak głośne i wyraźne, że patrzę na niego jeszcze mocniej i zachłanniej. Jakbym miał tym sposobem przejąć choć część jego urody. Jestem tak pochłonięty wpatrywaniem się w tę buzię, że nie zauważam, kiedy on również spogląda w moją stronę.
"jest śliczny, jest śliczny, jest śliczny"
I w głębi duszy i serca, mam nadzieję, że on myśli w tej chwili dokładnie to samo.
Ale chyba się mylę, bo zamiast tego, pyta się o coś kompletnie odjechanego.
- Czemu pracujesz w aptece?
Tym pytaniem zabija mnie z tropu, więc rozglądam się na boki, słysząc w głowie rozmaite szepty i krzyki, co powinienem odpowiedzieć.
- Interesuję się tym.- nie kłamię, ale nie mówię do końca prawdy. Nie mam pojęcia, dlaczego to ukrywam.
Hiszpan kiwa głową, chyba nie do końca przekonany.
- Jak się nazywasz?- pytam, żeby zacząć rozmowę i przerwać niezbyt przyjemną ciszę.
Ale Hiszpan nie odpowiada, bo do naszych uszu dochodzi zbyt głośny dzwonek telefonu. Nie patrząc na mnie, chłopak odbiera.
- Tak, tak, już wracam.
Po czym rozłącza się, patrzy na mnie krótko, uśmiecha się jeszcze krócej i szybko szepsze, przysuwając się bliżej:
- Gabriel.
I prędko odchodzi, zanim zdążam zrozumieć, że nie powiedziałem mu swojego imienia.
Więc powoli wstaję i oszołomiony, z suchością w ustach kieruję się do domu.
Po przekroczeniu drzwi, od razu pędzę do kuchni, nalewam do szklanki wody z kranu i piję. Piję łapczywie, zachłannie, desperacko. Najpierw pierwszą szklankę, później drugą i trzecią. I trochę kręci mi się w głowie, a na twarz występują drobne kropelki potu.
Biegnę do łazienki i sięgam do jednej z wyższych szafek, wyjmując stojące przy brzegu opakowanie. Biorę jedną tabletkę- popijam. Po chwili patrzę na swoje żałosne odbicie. Na swoje przekrwione oczy, spocone czoło, bladą skórę. I ponownie spoglądam na Xanax. I znowu na siebie, po czym wyciągam jeszcze jedną tabletkę i wkładam sobbie do ust, mając w dupie zalecenia lekarza.
Kieruję się do pokoju, kładę na niepościelonym łóżku i prawie zasypiam, myśląc o Gabrielu.