Jedną rękę trzymam na ladzie, drugą zaś wachluję się starą ulotką Thiocodinu. Czuję, jakbym się rozpływał, roztapiał i pływał we własnym pocie. Żałuję, że moje włosy sięgają aż do uszu, do połowy szyi i obrzydliwie lepią się do czoła. Najchętniej wziąłbym pierwszą lepszą maszynkę elektryczną i zgolił się na łyso (jasne, że tego nie zrobię, nie chcę niepotrzebnej atencji w postaci przepuszczania w kolejce).
Wszystko psuje mój dzień, nawet cichy (zbyt cichy) zegar nad moją głową, czy dwie irytujące licealistki stojące przy przeróżnych preparatach do pielęgnacji włosów. Rozglądam się po białym, niekoniecznie dużym pomieszczeniu i nagle kręci mi się w głowie. Przed oczami robi mi się nieco ciemniej, niż powinno i przez moment czuję duszący zapach kobiecej mgiełki zapachowej, po czym twierdzę, że po prostu muszę usiąść. Więc siadam na niskiej regulowanej drabinie i opieram dłonie na kolanach. Biorę jeden głęboki wdech, ale kiedy do mojego nosa znowu dociera ten odpychający zapach przejrzałych owoców z cukrem, zbiera mi się na wymioty.
- Proszę pana. Proszę pana.- czuję ostry dotyk na ramieniu, jakby krzyczący "zaraz wbiję ci te ostre szpony pod skórę, jeśli mi nie odpowiesz".
Więc zbieram się i z całych sił próbuję otworzyć oczy. Gdy po kilku nieudanych próbach, w końcu udaje mi się uchylić powieki, zastaję przed sobą jedną z dziewczyn. Jest tak blisko, że mogę zobaczyć jej nieudolnie ukryte pod warstwą podkładu niedoskonałości i sklejone ze sobą rzęsy.
- Przepraszam, wszystko w porządku?- odsuwa się nieco, speszona moim obojętnym spojrzeniem.
Druga z dziewczyn trzyma swoją dłoń na moim ramieniu i delikatnie wbija swoje fioletowe paznokcie w moją skórę. A jednak.
Trochę niemrawo kiwam głową i dla pewności mówię jeszcze:
- Tak, wszystko okej. Dzięki.
Nastolatki niepewnie odchodzą ode mnie i wracają do swoich poprzednich czynności, czyli szukania idealnego szamponu dla przetluszczających się włosów.
Szepczą sobie coś do uszu, co chwilę spoglądając w moją stronę, więc wnioskuję, że aktualnie jestem głównym tematem ich rozmów.Wyciągam z torby butelkę wody i mam ochotę wylać na siebie całą jej zawartość, ale zamiast tego posłusznie piję. Piję i przeklinam w myślach gościa od naprawy naszej klimatyzacji, który jest spóźniony już o cztery godziny.
W końcu dziewczyny decydują się na dwa takie same produkty o nazwie Selsun Blue, a ja uśmiecham się do nich ze sztuczną wdzięcznością. Gdy wychodzą z apteki, patrzę na zegar, a widząc, że do końca zamiany zostały mi jeszcze niecałe trzy godziny, wydaje z siebie zrezygnowane westchnienie.
Słyszę, że ktoś otwiera drzwi apteki i bynajmniej nie są to ani dwie uczennice, ani mężczyzna, który ma przerwać moje cierpienie i naprawić w końcu tę cholerną klimatyzację.W przejściu stoi chłopak, tak samo spocony i zmęczony, jak ja. Jego brązowe włosy kleją się do mokrego czoła, a on strzepuje je na bok zirytowany. Na twarzy gości triche piegów, karnację ogólnie ma trochę ciemniejszą i jakby cieplejszą. Jego wygląd zewnętrzny i ubiór, wręcz krzyczy: "Hiszpania!".
Podchodzi niepewnym krokiem do lady, a ja zauważam pewną bardzo rzucającą się w oczy cechę jego postawy. Garbi się i zdaje się, że nawet o tym nie wie.
- Jest Valused?- pyta z normalnym, wcale nie hiszpańskim akcentem.
- A masz skończone osiemnaście lat?
Hiszpan przez chwilę waha się, po czym odpowiada nieco podejrzliwie.
- Nie. Czy to w czymś przeszkadza?
- Owszem, to lek od osiemnastego roku życia. Jest silny, a ja złamałbym prawo, sprzedając ci go.
Chłopak wywraca oczami, po czym obdarza mnie swoim najpoważniejszym spojrzeniem.
- Mam szesnaście lat.
W duszy płaczę ze śmiechu, gdy patrzę na tego naiwnego dzieciaka, który myśli, że dwa lata do dorosłości upoważniają go do kupowania rzeczy przeznaczonych dla pełnoletnich.
Ale tłumię reakcję w sobie, zachowując znużony i obojętny wyraz twarzy.
- I co z tego?
Chłopiec wzdycha i rozgląda się zdenerwowany na boki.
- Proszę. Bardzo tego potrzebuję.
Tym razem ja wzdycham, bo dzieciak wygląda na naprawdę zdesperowanego i zdaje się, że właśnie balansuje na granicy płaczu.
- Przykro mi, nie mogę. Dam Ci jakiś inny lek o tym samym działaniu, dla dzieci.Widzę, że zaciska szczękę i pięści. Pojawia się we mnie pierwsza iskra złości i zaczynam spoglądać na niego z wyczuwalnym zirytowaniem.
- Wsadź sobie te lekarstwa dla dzieci w dupę.- szepcze tak agresywnie, że zdaje się krzyczeć, po czym wychodzi, trzaskając drzwiami, a ja zdaje sobie sprawę, dlaczego tak bardzo potrzebował tych leków na uspokojenie.
Kolejna rzecz, która psuje mi dzień.
_________
Obiecałam, więc jest.
Chciałabym, żeby dzisiaj były moje urodziny, bo kocham 1 września może bez powodu, a może nie.
I hej, uszy do góry, na pewno będzie dobrze!