Rozdział jedenasty

204 30 25
                                    

Z TEGO MIEJSCA CHCIAŁABYM WALNĄĆ DEDYK DLA MOJEJ KOCHANEJ NAJCUDOWNIEJSZEJ NAJWSPANIALSZEJ I ZAWSZE WSPIERAJĄCEJ ANI GDYŻ MA URODZINYYY 💥💥🎉🎉🎉🎆🎊🎊🎉🎊🎉🎊🎆🎇🎇🎊🎉  AnkaEchelon I LOVE YOU MY LITTLE DEVIL ❤
Also rozdział ten jest troszkę inny bo z perspektywy Ryana 😉
Enjoy
______________________________________

Ryan pov

Wszedłem za Dallonem do jego sali prób. Nie wiem, czy powinienem z nim o tym rozmawiać. To była chwila. Nie bardzo zastanawiałem się też jak on zareaguje na moje pytania. Czy potraktuje mnie poważnie, a może wyśmieje. Czy powie Beebo o czym rozmawialiśmy. Trudno. Raz się żyje.
- Więc, o co chodzi, Ryan? – Nie owija w bawełnę, już go lubię.
- Masz tu gitarę? Lepiej mi się rozmawia jak sobie gram po cichu.
- Jasne. Masz. To chyba nawet była twoja. Brendon nikomu nie pozwolił na niej grać. – Przyjrzałem się i faktycznie. To była ta sama, biała gitara, której używałem między innymi w Denver. – No to słucham.
- Dallon, nawet nie wiem jak zacząć, żebyś potraktował mnie poważnie. Chodzi o to, że wtedy kiedy zostawiłem Brendona i zespół, i wyjechałem na leczenie, ja obserwowałem jego rozwój i rozwój zespołu. Chciałbym, żebyś mi opowiedział o nim więcej. O jego upodobaniach. Chcę wiedzieć, czy coś się zmieniło od tamtego czasu, jeżeli mamy być razem. No i przy okazji pograć trochę z tobą, żeby dopracować twój bas z moją gitarą. A, i lepiej by było, gdyby on na razie o tym nie wiedział.
- Słuchaj, ja jestem jak najbardziej chętny do pracy. Myślę, że najpierw zaczniemy grać, a ja w trakcie będę ci opowiadał. Będziemy mieli swój mały pakt, okej?
- Dzięki, Brendon miał rację. Świetny z ciebie przyjaciel. – Uśmiechnął się i zaczęliśmy grać.

- I tyle.
- Czyli dużo się nie zmieniło. Wracamy do reszty?
- Oczywiście, zapraszam, panie Ross.
- Ależ dziękuję, panie Weekes. – Wyszliśmy z pomieszczenia z szerokimi uśmiechami na twarzy. Reszta siedziała normalnie, natomiast Brendon siedział jak na szpilkach. Spojrzałem na Dallona i pokazałem w jego stronę, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem, co wyrwało Brena z zamyślenia. Podszedłem do niego, złapałem za rękę i podniosłem go z fotela, po czym z uśmiechem sam na nim usiadłem, a jego posadziłem sobie na kolanach.
- Cos ty taki spięty, słońce? Boisz się czegoś?
- Szczerze? Tak. Coś od niego chciał?
- Nawiązać współpracę i nić przyjaźni. O co ci chodzi?
- Nie straszyłeś go? – No trzymaj mnie, Dallon.
- Nie. Skąd ci to przyszło do głowy. Dogrywaliśmy bas z gitarą i nawet mamy kilka nowych pomysłów. – Popatrzył na mnie nie ufnie, na co tylko cmoknąłem go w usta. – O nic się nie martw, czółko ty moje. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
- Ej, chłopaki, jesteście w stanie jutro dać koncert tu, w Las Vegas? – Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja wprost nie mogłem usiedzieć, tak bardzo byłem podekscytowany.
- Jeżeli o mnie chodzi to absolutnie tak, mam już dosyć tej emerytury. Przecież ja młody jestem, prawda, Brendon?
- Taa... Czyli jutro gramy. – O tak, jutro wejdzie w życie szatański plan. Plan mój i Dallona.
- Beebo? Za ile ta próba? Bo mam ochotę się ulotnić, jeśli wiesz co mam na myśli.
- Zmęczony jesteś? – Boże, dopomóż. Z kim ja chcę się związać.
- Nie, Brendon. Chcę iść z tobą w jakieś bardziej ustronne miejsce. – Chwila minęła, zanim dotarło do niego, o co mi chodzi. Patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, a ja tylko pocałowałem go i wzruszyłem ramionami.
- Ej, gołąbeczki. Nie chcę przerywać chwili... - To wyjdź. – Ale próba jest za trzy minuty.
- Okej, idziemy. Chodź słońce, czas sprawdzić czy dalej umiem grać.

- No to ostatnia. Ryan, ty wybierasz. – Dzięki, Dallon, prawdę mówiąc miałem ochotę na "When the day met the night", ale... - Może "Nicotine"?
- Okej... No to gramy. – I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie drobne zmiany w tekście, które zauważyłem...

Boy, you're worse than nicotine...

No nie powiem, Brendon, dosadnie oznajmisz fanom, że zaszły zmiany w twoim życiu.

- No to do jutra, chłopaki.
- Trzymajcie się. Tylko, Ryan, delikatnie z nim, na jutro musi być sprawny, apóźniej rób z nim co chcesz.
- A niech cię weźmie cholera, Dallon, a już miałem go wyrzucić przez okno. – W duchu śmiałem się jednak, bo tak zdezorientowanego Brendona jeszcze niewidziałem. Wyszliśmy i zamówiliśmy taksówkę. Podczas oczekiwania w końcu się do mnie odezwał.
- Zauważyłem, że dobrze dogadujesz się z Dallonem.
- No to naprawdę porządny koleś, dobry materiał na przyjaciela, no i dobrze mi sięz nim gra. A to źle?
- Nie no, dobrze. Tylko zamiast ze mną, to cały czas konspirowaliście ze sobą.
- Ooo, a co to? Zazdrosny Beebo? Nie martw się jak wrócimy do domu to pójdziemydo twojej sypialni i będę konspirował tylko z tobą. – Speszył się. Uwielbiałem to, jak uroczo wtedy wyglądał. Jednak ja zastanawiałem się tylko, jak bardzo spieprzę jutro i jak on na to zareaguje...    

***
Ha ha ha ha *śmiech Jokera w tle*
Powiem tylko tyle, że w następnych rozdziałach trochę się zadzieje... No i wrócimy do perspektywy Brendona.
But I still love you all
All my love, Lucek
Aa no i interpunkcja oczywiście niezastąpiona AnkaEchelon ❤❤❤❤

If you love me don't let me go || RydenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz