Chciałabym tylko napisać że...
Tęsknię za pisaniem, ale z drugiej strony cieszę się że skończyłam to ff w wakacje, bo teraz nie miałabym czasu.
P. S. Narracja trzecioosobowa tutaj :)
______________________________________Brendon jak zwykle krzątał się po kuchni, niby nic nadzwyczajnego. To Urie zawsze gotował, gdyż Ryan był tym typem kucharza, który potrafił przypalić wodę. Od samego rana denerwował się, bowiem był Sylwester, zaprosili kilku znajomych, a do tego Rossa gdzieś wywiało. Przygotował wszystko długo przed czasem, więc mógł jeszcze wziąć relaksacyjną kąpiel, szkoda tylko, że w samotności.
***
Wybiła dwudziesta i goście powoli przybywali do domu Ryana i Brendona. Nasi chłopcy po zaręczynach nie zdecydowali się na ślub. Ryan co prawda się oświadczył, ale potem przyznał się Brendonowi, że boi się, że ślub wszystko popsuje, więc Brendon udawał, że również nie chce kolejnego ślubu i pasuje mu ten układ, chociaż czasem w głębi serca bał się, że Ryan po prostu pozostawił sobie wolne pole do ucieczki, na przykład w tym momencie, kiedy wszyscy już przybyli, a jego nie było.
- A gdzie jest ten, który znika, Bren? - Breezy na pewno nie miała nic złego na myśli, jednak Urie nie wiedział co odpowiedzieć. Postanowił, że nie będzie kłamał.
- Będąc szczerym, to nie mam pojęcia. Wyszedł jeszcze zanim się obudziłem i cholernie się martwię. Dallon, może ty cos wiesz? On zawsze ci mówi o swoich planach. Czasem mam wrażenie, że wasza dwójka dogaduje się lepiej niż ty ze mną.
- Niestety, tym razem na prawdę nic nie wiem. Przykro mi, Brendon.
- W takim razie nie ma na co czekać, zabierajmy się do kolacji i miejmy nadzieję, że się pojawi...Dzieci biegały wokół stołu, trójka znajomych rozmawiała na różne tematy, od życia rodzinnego po koncerty i nowe piosenki, jednak Brendon coraz bardziej obawiał się, że zostanie sam, a tym razem już się nie podniesie. Nagle do domu wpadł obładowany Ross, ledwo co oddychał.
- Brendon, skarbie, proszę pomóż. Wiem, że się spóźniłem i nie dawałem znaku życia, ale zaraz wytłumaczę wszystko.
Spanikowany Urie szybko podbiegł do ukochanego.
- Co się dzieje? Czemu się nie odzywałeś?
- Spokojnie, nie panikuj. - Brendon już chciał coś powiedzieć, ale... - I nie zasłaniaj mi się tu nazwą zespołu! Nie panikuj, Brendon, to Sylwester, a nie dyskoteka.
Ryan swoim pojawieniem się zamknął usta wszystkim w pomieszczeniu, gdyż każdy czekał na wyjaśnienia.
- Dobrze, więc żeby nie przedłużać, Brendon na samym starcie powiem, że nie miałem zamiaru cię ponownie opuścić, chciałem się najpierw upewnić. Ostatnio robiłem badania kontrolne i niestety coś wyszło źle i musiałem powtórzyć badania, ale pod kątem nowotworu... Byłem na tych badaniach dzisiaj, dlatego wyszedłem tak wcześnie rano, żeby dostać wyniki zanim wrócę do domu. - Ryan przerwał na chwilę, gdyż chciał zobaczyć reakcje znajomych i Beebo. - Wyniki okazały się negatywne. Nie mam żadnych ognisk zapalnych. Wszystko jest w porządku, prawdopodobnie pierwsze wyniki były źle z wielu innych przyczyn, ale nie mogłem tak po prostu po wszystkim wrócić do domu. Brendon, wiem, że powinienem ustalać to z tobą, ale nie było czasu. Bierzemy ślub 20 lipca 2020 roku! Kupiłem nam już smokingi. Nie wiem czy twój będzie pasował, ale byłem tak szczęśliwy, że nie mogłem go nie kupić. Proszę, powiedz coś.
Brendon tylko patrzył na Rossa zszokowany. Tyle myśli kłębiło się w jego głowie. Dlaczego nie powiedział mu o badaniach to jedno, ale ślub? Przecież mówił, że nie chce.
- Ryan, czy... Czy ty nie chciałeś ślubu, bo bałeś się o wyniki?
- Tak, nie chciałem żebyś został wdowcem gdyby coś było nie tak.
- I moje zdanie po raz kolejny nie miałoby znacznia, tak?
- Bren, nie zostawiłbym cię! Nie mógłbym! Po prostu umarłbym jako narzeczony a nie mąż... To wszystko.
- A czemu 20 lipca?
Ryan uśmiechnął się.
- Bo akurat wtedy był jedyny wolny termin w 2020 roku w tej katedrze o której zawsze rozmawialiśmy. Przyjęcie też już zamówiłem. Musimy ustalić menu i dekoracje ale większość załatwiłem. Cieszysz się?
- Czy ja się cieszę?! - Ryan przestał być pewny, czy aby na pewno dobrze zrobił planując to za plecami Brendona. - Jestem kurewsko szczęśliwy Ryan. Nie mogłem sobie wyobrazić lepszej niespodzianki z okazji nowego roku!
Po tych słowach Brendon uraczył Rossa gorącym pocałunkiem i mocno go przytulił.
- Tatooooo, dlaczego wujkowie tak mocno się całują? Przecież to ich chyba boli.
- Wiesz, synku, tak już jest jak poznasz tą jedyną prawdziwą miłość.Korekta jak zawsze AnkaEchelon
CZYTASZ
If you love me don't let me go || Ryden
FanfictionBrendon Urie miał wszystko. Piękną żonę, wspaniały dom, rozwijający się zespół, oddanych przyjaciół. Miał też wspomnienia... Muzyk próbował się od nich oderwać, ale bezskutecznie. Wracały i zaskakiwały go w najmniej odpowiednich momentach. I może ws...