Rozdział 1

477 19 1
                                    

{perspektywa Harry'ego Potter'a}

Voldemort upadł na kolana, po czym z lekkim hukiem osunął się na ziemię. Rozradowane głosy przytłumiły na chwilę ogólny smutek. Potem ludzie zebrali się, by pożegnać zmarłych. Gdy stałem nad ciałem Fred'a, zimnym, nieruchomym i wyprutymi z energii, po moich policzkach kąpały łzy. Ich napływ nasilił się jeszcze bardziej, gdy ujrzałem Lupina i Tonks. Ich dziecko... Tom. Mój chrześniak. Biedny maluch. Obiecałem wtedy sobie, że zaopiekuję się dzieckiem swojego dawnego profesora. Po chwili nie wytrzymałem i wyszedłem z sali.

*magia*czasu*

Następnego dnia obudził mnie łomot dochodzący zza drzwi. Przetarłem oczy i dźwignąłem się z łóżka. Na parapecie siedziała sowa, zasłaniając przy tym widok na otwarte okno. Do nóżki miała przywiązany woreczek na monety, a w dziobie najnowsze wydanie "Proroka Codziennego". Podszedłem do zwierzęcia i odebrałem gazetę. Zapłaciłem po czym patrzyłem jak sowa odlatuje. Rozłożyłem "Proroka", ale nie mogłem się zmusić do czytania. Chodź moje oczy błądziły po słowach, to niczego nie rozumiałem. Westchnąłem.  Ująłem gazetę pod pachę i wyszedłem z pokoju. Drzwi z cichym trzaśnięcie zamknęły się za mną, ale ja byłem już wtedy na schodach. Skrzypiące stopnie tworzyły pewnego rodzaju melodię, jeżeliby dołączyć do tego wrzaski matki Syriusza oraz ogólny raban i poranny hałas, a także kłótnię, której treści i powodu nie znałem, a która dobiegała do mnie z kuchni. W rytm tego wątpliwie pięknego utworu, stawiałem pojedyncze kroki na uginających się pode mną schodach. Po chwili już mocowaliśmy się z mamą chrzestnego, próbując bez magii zasunąć kurtynę. W końcu z pomocą przyszła mi Hermiona, która nie wiedzieć kiedy również zeszła na dół. Machnęła zgrabnie różdżką i kurtyna powoli zaczęła zasłaniać ostatnią kobietę z nazwiskiem Black.
- Cześć Harry - uśmiechnęła się lekko smutnawym uśmiechem.
- Hermiono - dokonałem jej głową. - Kiedy przyszłaś?
- Oh, obudziłam się już wcześniej, ale akurat szlam po książkę.
- No tak - wyszczerzyłem się. - Przecież dzień bez książki to dzień stracony.
- Harry! - mimo wszystko moja przyjaciółka zaczęła się śmiać.
- Chodźmy do kuchni - zaproponowałem. - Przydałoby się, żebym zjadł śniadanie, umieram z głodu.
- Emm... - Hermiona zamachała się. - Na pewno chcesz iść do kuchni? - spytała cicho.
- Tak, a co? - spytałem. Przez chwilę zdawało mi się, że brunetka chce mnie odwieść od źródła kłótni. Nic z tego.
- No... Nic. Już nieważne - machnęła lekceważąco ręką i ruszyła w stronę kuchni. Wzruszyłem ramionami i czym prędzej podreptałem za nią. W kuchni zastaliśmy czerwoną ze złości panią Weasley, profesor McGonagall, która chyba stała po stronie matki Ron'a oraz samego Ron'a wraz z ojcem Luny. Był to naprawdę zdumiewający widok, gdy starszy Longbotom wykłócał się o coś.
- O, Harry, już wstałeś - twarz pani Weasley gwałtownie złagodniała i przybrała pogodny uśmiech oraz zatroskane matczyne spojrzenie.
- Dzień dobry, pani Weasley - powiedziałem.
- Dzień dobry kochaneczku. Siadaj, zaraz zrobię ci tosty.
Posłusznie usiadłem na krześle i czekałem aż mama całej rudej czeredy postawi przede mną talerz z jeszcze gorącymi tostami. Zacząłem jeść jednego przy okazji obserwując Ron'a, który szeptem sprzeczał się z mamą. Krzyczenie na siebie po cichu było naprawdę śmieszne, a tym bardziej w jego wykonaniu, kiedy dodatkowo nachylał się nad niższą od siebie matką. Uśmiechnąłem się pod nosem, przeżywając kromkę i przełykając ją.
- Mówię ci mamo, że Ministerstwo nie ma racji - doszedł do mnie fragment wypowiedzi rudego przyjaciela.
- Synku, wiem, że oni czasem kłamią, ale w takiej sprawie? Napewno by powiedzieli, gdyby coś na ten temat wiedzieli.
- Jak tam chcesz. Ale ja i tak im nie wierzę.
Pani Weasley wróciła do czyszczenia talerzy (bo postanowiła, że Stworek odpocznie), a Ron przysiadł się do stołu i klasnął koło mnie.
- Hej Harry.
- Cześć Ron. Coś się stało? Pokłóciłem się z matką...
- Nie, to nic takiego. Serio - uśmiechnął się, ale w jego oczach widziałem niepewność. Chyba ustępliwość wszyscy w piątkę, bo Hermiona chyba też coś wie, zmówili się, że ja mam się o niczym nie dowiedzieć. To od zawsze mnie denerwowało. Dumbledore coś ukrywał. Przyjaciele nie zawsze mówili co myślą. Ale pogodziliśmy się. A dodatkowo, przecież teraz, kiedy Voldemorta już nie ma, mogę to puścić mimo uszu. Prawda? Tak, zdaje mi się, że tak... Przymknąłem oczy.
- To spoko - odparłem z uśmiechem.
Odgryzłem kolejny kęs z drugiego tosta i rozłożyłem gazetę. Na pierwszej stronie widniały wielkie litery. A ich treść brzmiała następująco:
VOLDEMORT ZGINĄŁ
Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać poległ w walce o Hogwart. Więcej informacji na stronie 3 i 4.
Następny mniejszy nagłówek głosił:
SPIS POLEGŁYCH obrońców Hogwartu, strona 5.
Kolejny:
ŚMIERCIOŻERCY UJAWNIAJĄ SIĘ
Ci Śmierciożercy, którzy przetrwali bitwę o Hogwart, buntują się i zabijają. Podobno mają nowego przywódcę. Więcej na stronach 6, 7 i 8.
Później ujrzałem druk mniejszymi literkami:
WYWIAD Z DYREKTORKĄ
Hogwart ma nowego dyrektora, panią Minerwę McGonagall. Udało nam się przeprowadzić z nią wywiad, w którym profesorka wypowie się tez na temat rzekomego drugiego Czarnego Lorda. Strona 9.
Dalej nie było już istotnych informacji, a tylko newsy o nowych różdżkach, odkrytych zaklęciach pomagających w gospodarstwach i ustawy Ministerstwa Magii dotyczące spraw szkolnych, typu grubość kociołków, a także...
BIAŁA MAGIA
Nowy przedmiot szkolony - biała magia. Ustawa Ministerstwa, o którą zaapelowała dyrektorka szkoły. Uczyć się jej będą uczniowie od szóstego roku. Szczegóły na stronie 13.
Oraz:
KOLEJNY ROK
Minister Magii ustalił, że do lat nauki w Hogwarcie dojdzie kolejny, ósmy rok. Informacje na stronie 14, 15 a także 16.
Zrobiłem wielkie oczy.
- Będziemy chodzić jeszcze rok do Hogwartu! - wykrzyknąłem.
Ron i Hermiona pokiwali głowami, a profesor McGonagall uśmiechnęła się z lekkim nawet politowaniem. Nie zrobiło to na mnie najmniejszego wrażenia.
- Pani profesor... - zaczęła moja przyjaciółka o pięknie czekoladowych oczach.
- Tak, panno Granger?
- Czy my nadrobimy.. Te dwa lata białej magii?
- Jeśli tylko zechcecie. Ale nie musicie. W razie czego, możecie się uczyć białej magii z szóstoklasistami tylko przez rok i być na ich poziomie. 
- Wolę chodzić na uzupełniające - szepnął mi do ucha Ron. Skinąłem głową.
- Zapowiada się ciekawie... Ósmy rok - odszepnąłem.
- Co sądzisz o drugim Czarnym Lordzie?
- Nie wiem - wzruszyłem ramionami. - To się jeszcze na pewno okaże.
Ron spojrzał na mnie pytająco.
- No wiesz... Na sto procent będę ich celem.

***

Ave!

Moi kochani, dzisiaj taki rozdział krótszy, żeby nie zanudzać. A poza tym, dwa/trzy pierwsze rozdziały będą takie trochę mniej ciekawe, ale potem obiecuję, że się rozkręcimy ❤️.

~Quiasnae~

Drugi Lord VoldemortOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz